Strony

środa, 6 lipca 2016

Słabości i ich efekty -czyli..?

Witam! Jak zwykle minęło dość sporo czasu, zanim cokolwiek dodałam...Wiecie jak to jest, kiedy bardzo się czegoś chce, uparcie dąży się do tego, aby to coś faktycznie wyszło tak jak zostało wykreowane w wyobraźni? Jasne, że wiecie. Bo właśnie tak powstały wasze blogi. Wasze prace rysunkowe, wasze układy taneczne i tak dalej i tak dalej. Każdy ma coś, co bardzo chce zrobić. Do czego w życiu dąży, albo co robi aby zabić codzienną rutynę. Nieważne dlaczego to robi.
Liczy się fakt, iż skupia się na czymś na czym naprawdę chce.
Ciekawe, po co Aiko zaczęła ten temat? A otóż dlatego, że postanowiła...porzucić to "coś". A mianowicie blog. Tak, ten blog. Przyczyniły się do tego co poniektóre słabości...Typu: lenistwo, brak wiary w to co robię, wstydliwość, a także wiele innych. Cieszyłam się jak małe dziecko, kiedy pisałam i dodawałam to tutaj, aby ktoś mógł poczytać i trochę się pośmiać ^^" Od samego początku zdawałam sobie sprawę z tego, że moje prace nie są najwyższych lotów. Dlatego miło mi było, kiedy widziałam te podnoszące na duchu komentarze. Mówiliście, że wam się podoba, że czekacie na następne wpisy...To mnie cieszyło, naprawdę i za to dziękuję ^^ Dziękuję z całego serduszka Akinie AomineMine Izuki, a także Kill-chan i Shadow Vision , dzięki którym tak naprawdę się "wybiłam", że tak powiem ^^" Dziękuję wszystkim którzy ze mną byli! Czy komentowaliście czy nie, dziękuję! <3 Wspaniale było prowadzić blog, ale zawsze coś się kończy. Moja przygoda dobiegła końca, ale wasze trwa nadal, no nie? :3 Więc życzę wam dużo weny, wiary w siebie, powodzenia w pisaniu i prowadzeniu blogów! Bo wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, jak może się wydawać.
Moja gadka, może wydawać się bez sensu, bo chyba chciałam się pobawić w pseudo filozofa...^^"
M-mniejsza...przepraszam...Blog, zostaje porzucony! PORZUCONY. Nie usunięty ^^" Żal mi usuwać coś, nad czym pracowałam rok ;-; Tak więc...Żegnajcie *smutny uśmiech*

czwartek, 26 maja 2016

Rave Master -czyli Aiko i brak weny ;-;


Ohayo! Znów sporo zleciało, odkąd coś tu wrzuciłam...To nie fajne :c Dziwnie się z tym czuję, dlatego...Postanowiłam dodać tu pierwszą część ff z Rave Master, którą powoli piszę, właściwie próbuję..^^" Słowo po słowie, zdanie po zdaniu, zależy od nastroju ^^" Anime to nie ma żadnego związku z KnB (kto by się spodziewał Aiko ;-;) ponieważ nie jest o sporcie ^^ To fantasty, bardzo b-bardzo fajne fantasty <3 Było moim trzecim bardzo świadomym anime i...obejrzałam to w bodajże 6 klasie, nie żałuję <3 S-Szczerze polecam, choć może wydawać się odrobinkę naciągane, jak niektórzy potrafią je opisać, jednak myślę, że jest to seria warta poświęcania czasu :3 Humorystyczna, pokręcona, ale i łapiąca za serduszko <3 Dobrze, koniec reklamowania serii ^^" 
Zapraszam do przeczytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A może jednak? (cz.1)

"Lekko uśmiechnięty szermierz zrobił krok w tył, po czym upuścił miecz na ziemię. Uniósł ręce w górę na znak kapitulacji, a chwilę później opuścił je, mając nadzieję na pogodzenie z przeciwnikiem. 
-Znów mnie pokonałeś, Musica -powiedział. Niby to z przekonaniem, a jednak widać było, że taka opcja stanowczo mu nie odpowiadała. Starając się ukryć swe zacnie nadęte policzki obrócił głowę w bok.
-Haha, a czego się spodziewałeś? To oczywiste! - Odkrzyknął ciemnowłosy szczerząc zęby. Zacisnął dłoń w pięść i wyciągnął rękę przed siebie. Niższy westchnął jedynie, odwzajemnił uśmiech i przybił z nim żółwika. Zamyślił się na moment. Ciekawe, czy kiedyś dałby radę pokonać Musicę? Nie, nie... Nie, czy "dałby radę". On na pewno wgniecie go w ziemię! Kiedyś z pewnością. 
-Heeeej! Wy dwaj! -usłyszeli. Automatycznie reagując na wołanie odwrócili głowy w stronę biegnącej do nich brunetki. -Jezuuu, znowu walczyliście? 
-To tylko przyjacielski pojedynek, Elie...- Odpowiedział Haru wzruszając ramionami.
-Przyjacielski? To są takieee? - Przyłożyła dłonie do policzków i spojrzała na nich zdziwiona.  Chłopcy zaśmiali się spoglądając na siebie. 
-Następnym razem, to ja będę zwycięzcą! Musica!
-Powtarzasz mi to po każdym starciu, Haru...Który to już raz? - Zerknął na niego rozbawiony.
-Dziesiąty...-wydukał zakładając rękę za głowę. 
-To niewiarygodne. Jesteś Rave Master'em czy nie? 
-Jasne, że tak! -Krzyknął marszcząc brwi. 
-No jakoś nie widać. - Westchnął głośno rozkładając ręce. Nie mógł uwierzyć, że ten chłopaczyna nazywa siebie właścicielem rave'a. Choć nie musiał nim być. Jego umiejętności nawet bez niego, były oszałamiające. Niestety, najwyraźniej nie wystarczające aby stanąć na równi z przywódcą Srebrnego Rytmu. A powinno być zdecydowanie na odwrót...Nie żeby to w jakikolwiek przeszkadzało Musice, uwielbiał odnosić wszelakie zwycięstwa. Zastanawiał się jedynie, czy Glory kiedykolwiek postanowi walczyć z nim na poważnie. 
-Poczekaj tylko! Pokonam Cię, zanim zdążysz krzyknąć "seler"! -Srebrnowłosy wskazał palcem na przyjaciela, który prychnął coś pod nosem.
-Seler. 
-Ups, Haru znowu przegrałeś! -Oznajmiła Elie z lekkim rozczarowaniem. Chłopak opuścił ręce zrezygnowany, odwrócił się na pięcie i nadął policzki. 
-Wiesz, Haru...Może od tej pory, ten kto przegra płaci zwycięzcy 10.000 jenów, hm? Szybko się obłowię!
-No chyba nie! Zanim się obejrzysz, będziesz spłukany, panie bandyto! 
-Ha! Chcę to zobaczyć, wojownicza księżniczko -Zaśmiał się opierając dłonie na biodrach. 
Haru pośpiesznie kiwnął głową i biegiem ruszył w stronę morza. 
-Jeszcze zobaczysz! - Krzyknął, po czym zniknął z pola widzenia. 
-Haru...- Dziewczyna obserwował ścieżkę, którą chwilę wcześniej uciekł jej szarooki przyjaciel.  Zdawała sobie sprawę, że Haru bierze wszystko do siebie i przeżywa nawet kiedy nie ma takiej potrzeby. Nie przejmowałaby się tak, gdyby nie fakt, że tym kto właśnie zranił Glory'ego był sam Musica. 
-Też się zmywam. Jakby co, jestem pod telefonem, Elie! To pa~! -Rzucił na pożegnanie, pomachał ręką i ruszył w przeciwną stronę niż upodobał sobie Rave Master. Brunetka wzięła głęboki wdech. Nie lubiła takich sytuacji. Zdecydowanie coś było nie tak. Ta dwójka coś ukrywała, a jedyną niewtajemniczoną osobą była najwyraźniej ona sama. Tylko ona. Nawet Plue wiedział! W końcu towarzyszył Haru już od dłuższego czasu. Chciała coś zrobić, ale nie mogła. Nie wiedziała co. Zacisnęła więc dłonie w piąstki i udała się na poszukiwania Haru Glory'ego. Nie trwało to aż tak długo jak można by przypuszczać. Chłopak siedział na molo z podkulonymi nogami. Wpatrywał się w horyzont i chowające się za nim słońce. Wyglądał na smutnego. 
-Haruuuu! -Pisnęła mu do ucha z szerokim uśmiechem na twarzy, a ten momentalnie podskoczył w górę.
-E-Elie..! Chcesz, abym ogłuchł? -Spytał z wyrzutem, zakrywając lewe ucho. 
-No co Ty! -oburzyła się. Rave Master westchnął jedynie, zajmując swe poprzednie miejsce. -Haru...Co z Tobą?
-Co masz na myśli..? -spytał. Nie spojrzał na nią. A więc to coś poważnego? A może Elie zbyt się tym przejęła?
-No bo...znów przegrałeś z Musicą, ale nie jesteś typem osoby, która załamuje się po czymś takim. Uraziło Cię to, co powiedział...prawda? 
-Elie, wydaje Ci się -odparł. Uśmiechnął się ironicznie zerkając na nią. 
-Nie kłam -fuknęła. -Nie lubię kłamców.
-Ech...ale co mam Ci powiedzieć..? Że jestem totalnym kretynem..? - Głos Haru momentalnie załamał się. "Czyżby zdecydował powiedzieć o wszystkim?" -pomyślała. Skrzyżowała ręce na piersiach. Plue, który nagle dał o sobie znać, wskoczył Glory'emu na kolana. 
-Malutki, my tu rozmawiamy - Pouczyła go Elie. Wciąż nie mgła uwierzyć, że to stworzonko było postrzegane jako piesek. Dla niej, to zdecydowanie był robal. Ewentualnie bałwanek, tylko nie ze śniegu. 
-Plue...już dobrze...-Szepnął chłopak, głaskając pupila po łebku. 
-Haru, jestem tu dla Ciebie. Dlaczego...dlaczego tak uparcie zamykasz się w klatce? 
-W klatce? - Spojrzał na nią rozbawiony. Zauważyła jednak, że postanowił obrócić to w kiepski żart. -Ufam Ci i mówię o wszystkim.
-Znów kłamiesz -stwierdziła smutno. Przypomniała sobie, że nigdy nie widziała Haru smutnego, oprócz tego jedynego razu, kiedy zginął Gale -jego ojciec.  Moment w którym Glory wtulił się w nią i rozpłakał...Nie chciała tego pamiętać. Nie chciała więcej widzieć. Nie sądziła, że kiedykolwiek podważy tę myśl. Tym razem wolała, aby Haru ponownie spojrzał na nią szklanymi oczyma i wypłakał to co leży mu na sercu, niż obserwować jak niszczy się od środka.
-Ne, Elie jesteś głodna? -spytał. 
-Głodna? - Zaskoczona dziewczyna przekrzywiła głowę w bok. Zerknęła na brzuch, który chwilę później wydał dość charakterystyczny a i odrobinkę zawstydzający dźwięk. -O-Odrobinę...
-Haha, więc chodźmy! - Uśmiechnął się szeroko. Błyskawicznie podskoczył w górę, a kiedy wylądował już na własnych nogach potruchtał w stronę lasu. Ścieżka wydeptana przez ciągłe wędrówki z plaży do miasta prowadziła prosto do hotelu w którym zatrzymali się jakiś czas temu. 
"On mi nie powie" -szepnęła Elie, udając równie  rozbawioną co jej towarzysz. Szli spokojnie, nie spiesząc się. Było cicho. Dlatego, że nikt się nie odzywał. Towarzyszące Elie uczucie upierdliwej bezsilności i niewiedzy dawało o sobie znać coraz bardziej. Właściwie niewiele wiedziała na temat Glory'ego. 
-...ie...lie! Elie! 
-A-a, słucham? -Zdezorientowana uniosła głowę i obróciła ją w stroną srebrnowłosego. 
-Wpadłabyś na drzewo! -Skarcił ją. Dziewczyna zerknęła przed siebie. Faktycznie, zaledwie 5 centymetrów przed nią -może odrobinę bliżej- rósł potężny dąb. Musiała zrobić kilkanaście dużych kroków, aby swobodnie go obejść. Podskakując i śmiejąc się wesoło chciała udać się w dalszą drogę, wtem jednak...wpadł na kogoś. -Przepra..ach?! -Gwałtownie odskoczyła w tył. 
-Kopę lat, młodziaki!
-Schneider! -Rave Master chwycił za Ten Comandments, aby w razie potrzeby móc szybko zareagować. 
-Haru Glory - Zacmokał z dezaprobatą. 
-Dlaczego Ty...- Zaczęła Elie robiąc kolejny krok w tył. Ten mężczyzna, już dawno powinien zniknąć.
-Ech, dajcie spokój! Nie ma czego się obawiać, dzieciaki. 
-Akurat! - Wrzasnął chłopak. Ostatnim razem, kiedy doszło do ich wspólnego spotkania, Schneider prawie go zabił. I kto wie, czy nie zamierzał też zrobić czegoś Elie, Plue i Griffon'owi. Tego, Haru nie wybaczyłby mu do końca życia. Gdyby nie interwencja Music'i byłoby naprawdę kiepsko. Właśnie, Musica...
-Ach...Haru, Haru -pokręcił głową. Spuścił głowę, po czym poprawił zsuwające mu się z nosa druciane oprawki. Nieoczekiwanie parsknął szaleńczym śmiechem, wyjmując zza paska pokaźny sztylet ze srebrnym wykończeniem. Ostrze było w nietypowym kolorze pastelowego fioletu. Przy jego końcu nad rękojeścią, umiejscowiony był kamień. Wyglądał na szlachetny, ale nim nie był. 
-Darkbring! - Brunetka nie mogła uwierzyć. Była pewna, że Schneider zniknął z ich życia, że już nigdy się nie pojawi. Dlaczego...dlaczego jest w posiadaniu darkbring'a? 
-Czas wyrównać rachunki, gówniarze! 
Sztylet błyskawicznie zmienił swe położenie i wbił w bok Glory'ego. Rave Master zacisnął zęby. Zabolało. Bolało jak cholera, a krew nie była w stanie po prostu skrzepnąć. Mimo to...nagle, ból zniknął. Rana także. Pozostała jedynie ciemna plama. Mała, nieszkodliwa plamka. 
-Co się dzieje...Przecież darkbring on...A zresztą, to za wcześniej! - Krzyknął Haru, chwytając miecz w obie dłonie. Broń zmieniła formę. Chłopak zamachnął się krzycząc: "Explosion!", a chwilę później słychać był jedynie wybuch.  Skuteczność ataku wyniosła 100%, powalając doktora na ziemię. Sztylet, który trzymał w ręku rozpadł się, wraz z magicznym kamieniem. 
-Ha, brawo Haruuu! Rave Master górą! - Krzyczała Elie wymachując rękoma. Była naprawdę dumna. Podziwiała Glory'ego za jego odwagę i waleczność. -Dokopałeś mu!
-Hah...Tak, chyba tak -Zaśmiał się cicho. -To co? Idziemy?
-Tak jest, kapitanie! -Zasalutowała pokazując język. [...]"

środa, 4 maja 2016

Porozmawiajmy!

"Przyjaciel" to nie jedynie puste słowo. To osoba. Człowiek, który rozwija się, myśli, oddycha, odżywia i czuje. Stanowi nasze oparcie, kiedy jest źle, podczas gdy wszystko wydaje się być zbyt monotonne...Ale nie tylko wtedy. Jest zawsze. Bez względu na czas i miejsce...Płaczesz? Przytuli. Śmiejesz się? Rozbawi dwukrotnie bardziej. Wariujesz? Dołącza. Smutno Ci? Pocieszy. Tak proste, a zarazem i skomplikowane...Bo wbrew pozorom wcale nie łatwo jest stać się tak wzorową osobą. A Ty, potrafisz?

***************************

-Maji Burger..? Serio? - Spytał Daiki z ironią w głosie. Ziewnął przeciągle, nie fatygując się zbytnio zakrywaniem przy tym rozdziabionej buzi. Mlasnął po tym kilkukrotnie z trudem utrzymując uchylone powieki.
-No bo...to Maji Burger. - Odparła Aiko uśmiechając się głupkowato. To pierwszy raz, kiedy udało jej się spotkać z całą grupą. Przykrym stał się fakt, iż zdecydowana większość usadowić musiała się na podłodze. Wolne stoliki znajdowały się w dość sporej odległości od tego przy którym zasiedli.
-Nie narzekaj Aominecchi! Tutaj można fajnie spędzić czas! - Krzyknął blondyn unosząc ręce w górę. W złotych tęczówkach mignęło coś na kształt pojedynczych gwiazdeczek.
-Kise-kun ma rację, Aiko-san wybrała dobre miejsce - Odezwał się Kuroko.
-Kuroko-kun! Mówiłam już, nie dodawaj "san"...Czuję się staro...
-Wybacz, to z przyzwyczajenia. -Odparł, drapiąc w głowę. Tuż obok Tetsuyi miejsce zajmował Akashi, a po drugiej stronie Kise. Seijuro co jakiś czas posyłał pełne grozy spojrzenie w stronę nieświadomego niebezpieczeństwa Ryouty.
-A więc, jeśli mogę spytać...Po co się tu zebraliśmy? - Zapytał Midorima zerkając na dziewczyny siedzące naprzeciw jego osoby. A mianowicie na Aiko, Riko oraz Momoi.
-Żeby porozmawiać! - Krzyknęły równocześnie z zadowoleniem.
-O czym..?
-O wszystkim pozbawiona wyobraźni marchewko ;-;
-Haaa?!
-No i mamy temat do rozmowy! Czy marchewki mają wyobraźnię? -Milczący dotychczas Takao parsknął nieopanowanym śmiechem. Otarł kilka łez z kącików oczu i starał się uspokoić. Czyżby jego Shin-chan poczuł się jak warzywo?
-Hahaha o jejku~ Midorimacchi, opowiadaj, jak żyje się w świecie bez wyo- Ała~! ;-; -Nie zdążył dokończyć, ponieważ sekundę temu coś próbowało zmiażdżyć mu jego piękną łepetynkę.
-Nie było tematu. Lepszych nie macie?
-Ja mam! Ja! -Atsushi zaczął energicznie wymachiwać ręką w górze (o mało co nie strącając wiszącej tam lampy...).
-Atsushi? -Himuro spojrzał na swego partnera z lekkim uśmiechem. Był dumny, że gigant w końcu coś powiedział.
-Ciasteczkowe pocky są o wiele lepsze od tych bananowych!
-Popieram!
-Wnoszę o uchylenie okna! -Krzyknął Aomine.
-Uchylam! (w sensie odmawiam XD)
-Aha.
-Odczytuję to jako: "Weź idź się utop", Aominecchi...-Blondyn naburmuszył się i skrzyżował ręce. na piersi.
-I dobrze. Zrób to sam, zanim ja się za to wezmę.
-A-Aominecchi...D-Dlaczego tak mówisz...Kurokocchi! A-Aominecchi mnie już nie kocha..! - Uwiesił się na drobnym przyjacielu łkając głośno. Jak Daiki mógł się tak do niego odzywać!
-Um...Przepraszam, ale...Mogłybyśmy się dowiedzieć, na jaki temat w końcu zeszliśmy? -Spytała Satsuki.
-Rozmawiamy o najeździe kosmicznych nożyczek i o tym, jak w niedalekiej przyszłości wbijają się Ryoucie w całe ciało.
-Eeeee?! ;-; A-Akashicchi..;-;
-Ej, ej ej! Wolnego, to mój chłopak! -Warknął Aomine zasłaniając Kise.
-W takim razie go wytresuj. -Odparł stanowczo Akashi.
-Smycz mi się zgubiła.
-Wystarczą kajdanki.
-Też się w to bawisz, Akashi? -Uśmiechnął się zadziornie.
-Nie torturuję Tetsuyi...
-Aominecchi?! ;-;
-Cisza! -Wrzasnęła Aiko uderzając szkicownikiem o stół. -Mieliśmy...m-mieliśmy rozmawiać o normalnych rzeczach..!
-Mówiłyście, że rozmawiamy o wszystkim. -Wtrącił się Kagami.
-To ty żyjesz, Bakagami.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Tak.
-Nie...Czekaj. Osz ty małpo!
-Hehe~
-Boże...Boże, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę to ich rozniosę...-Riko strzeliła pięknego facepalma i westchnęła głośno.
-Nie lubię was...-Itami skuliła się gdzieś w kącie. Postanowiła poczekać, aż wszyscy się uspokoją, co było mało prawdopodobne.
-Aiko-sa...Ach, przepraszam...Aiko-chan, nie smuć się...-Kuroko wstał od stolika i podszedł do brunetki. Zaraz za nim podążył Akashi.
-Myślałem, że jesteś już przyzwyczajona. -Powiedział w dalszym ciągu uśmiechając się.
-Ja też ;-;
-Ułaaaa! Patrzcie, patrzcie! Nowy tygodnik ze mną na okładce!
-Yupiii~ -Wydukał Murasakibara pochłaniając kolejną paczkę chipsów serowych.
-Jestem piękny jak obraz, prawda senpai? -zwrócił się do Daikiego, który wyszczerzył zęby.
-Tak. Każdy chce cię powiesić.
Aiko mimowolnie uśmiechnęła się szeroko. Obróciła się w stronę rozbawionej grupy i podkuliła nogi. A więc tak zachowują się przyjaciele? Są nieokrzesani, zabawni, ekscentryczni i porywczy. Reprezentują sobą tak dużo...Czyżby właśnie tak, wyglądała prawdziwa przyjaźń? A Ty, jak uważasz?


******************************

Taki...krótki tekst do własnego zinterpretowania ^^"
Przepraszam, że to...że to nie kontynuacja "Trucizny" ani "Szach mat", a-ale...ale jakoś weny nie mam...:c Znaczy...Mam, ale nie na to co powinnam :c
Ten tekst...b-był pisany od tak sobie..;-; Na...spontanie?
T-Tak....Chyba tak to mogę nazwać...
Nie wyszedł...Ale chciałam, abyście mieli co u mnie poczytać..^^" Nawet coś tak beznadziejnego...Nie wiem po jakie licho wcisnęłam tam siebie...;-;
Aj, stop..! W-Wiem, ale to, czy ktoś się domyśli czy nie, zależy tylko od niego...^^"

wtorek, 26 kwietnia 2016

H-happy Birthday..?

Możliwe, że...nie każdy to wie, ale...dziś tak jakby ten blog, o-obchodzi swoje "pierwsze urodziny"...^^" Cieszy mnie to ^^ Przede wszystkim dlatego, że poprzypominało mi się, j-jak wyglądało jego zakładanie...*śmiech* Dość dziwnie, ponieważ z początku, powiedziałam sobie, że tak naprawdę nieważne, czy ktoś będzie tu zaglądał, czy też nie...Że piszę tylko i wyłącznie dla siebie, ale po czasie...k-kiedy wstawiłam pierwszy post, uświadomiłam sobie, że tak po prawdzie boję się go prowadzić...Dlaczego..? Nie do końca w-wiedziałam i właściwie dalej nie wiem..:c Zwyczajnie się bałam i-i...boję nadal, ale lubię pisać...Bardzo, mimo że często nie mam na to ochoty, dalej to lubię <3 I nie przestanę, n-nawet jeśli usunę kiedyś ten blog *znak krzyża*
Heh...go zawiesiła, zastanawiałam się, co mogłabym napisać właśnie na dzisiejszą okazję...Ale wyszło tak, ż-że nie napisałam nic...:c
Nie mam pojęcia, co mogłabym zrobić aby "uczcić" ten dzień..;-; Zamówień z-zebrać nie mogę, bo jestem już w tyle bardzo z zaległymi...(n-nie, nie zapomniałam..^^")
C-co robiiić..? (;>_<;) *klap na podłogę*

środa, 20 kwietnia 2016

Przykro mi, ale...

Witam wszystkich, którzy jeszcze tu pozostali..! Dziękuję za waszą wytrwałość i...p-przepraszam, że przez tak długi czas nic nie dodawałam...Zdążyliście sobie ode mnie odpocząć i myślę, że...że większości tak jak i mnie to wyszło na dobre...^^" Od zawieszenia bloga, minęło już dość sporo, a może nie..? N-nie wiem...W każdym razie, dla mnie ten miesiąc (może więcej...?  oki, dwa, od tekstu walentynkowego...;-;) był jak okrutne obdzieranie mnie ze skóry nożyczkami Akashiego...*wzdrygu* Ale...c-czasami też, miałam wrażenie, że to nieważne. Cieszyłam się, że "mam trochę wolnego"...Mimo wszystko tej mojej upragnionej laby nie było wcale...Nauka, sprawdziany, kartkówki i codzienny stres związany zarówno z przybytkiem zwanym "szkołą" jak i z sytuacją życiową Aiko, kompletnie ją przytłaczał...H-Hah...i robią to nadal...XD I tego jest coraz coraz więcej..:c  To się nazywa ironia losu ;-;
Podsumowując, ze względu na to, że...tak naprawdę nie mam do niczego siły...przykro mi z tego powodu, ale...blog zostanie usunięty :c

*cisza mech mech*

Aiko to chyba naprawdę nie umie budować napięcia...*wzdycha* Idiotkaaaa..!!!! >/////<  *pac głową o stół* W-Wybaczcie mi...*ukłon* Tak naprawdę, to...musicie się jeszcze ze mną troszeczkę pomęczyć..*lekki uśmiech* Kiedy wena napływa do głowy, a ty próbujesz wmówić jej, że już nie piszesz...to nie wykonalne tak szczerze ;-; To tak jakbyście chcieli wmówić mamie, że dostaliście 6 z przedmiotu, z którego nie jesteście dobrzy...;-; A-albo jak shipowanie Kagamiego z hamburgerem...n-no proszę..;-;
Tak więc...przepraszam raz jeszcze, ale nawet jako stara babulka, b-będę siedzieć przed laptopem i pisać, b-bo tylko to mnie przy życiu jeszcze trzyma...;-;
N-Nie będę może dodawać postów zbyt często, p-ponieważ mam słomiany zapał. ale...Mam nadzieję, że wytrwam tak długo jak to możliwe...^^ No i...życzę wam tego samego..! ^^ Dacie radę..? ^^"

środa, 2 marca 2016

Nie, wcale nie trzeba tego czytać..;-;

Um...H-Hejka..? Tak, ja żyję. N-nie żeby to było coś ważnego...;-; Mniejsza...Dawno nic nie dodawała, właściwie od...13 lutego? Tak, ostatnio dodałam tekst walentynkowy...
Czytałam go kilkakrotnie, podobnie inne teksty, które umieściłam w tym, jak i zeszłym roku...I jeszcze wcześniej...było coś wcześniej..? *zamyśla się*
Ach, p-po prostu tak jakoś...dążę do tego, że...Wła-właściwie to chyba zawieszam bloga, t-tak na jakiś czas...*patrzy w bok* Tydzień..? Dwa..? N-Nie wiem, nie jestem w stanie tego stwierdzić...Powód? Sama nie do końca wiem, z którego to powodu...Brak weny? (akurat)
Wstyd i niepewność co do pisania..? (bingo, prawdopodobnie)
Krótko rzecz ujmując i powtarzając to co kilka linijek wcześniej, b-blog zostaje zawieszony do odwołania..! *ukłon* Chyba, że odwołania n-nie będzie...
Bardzo was przepraszam..:c


sobota, 13 lutego 2016

Walentynkowe zamieszanie -czyli MidoTaka (na zamówienie!) dla Akiny Aomine ^^


Jutro Walentynki! ^^ Tak...Etto...
Aiko nie obchodzi Walentynek..;-; A jak jest u was?
W każdym bądź razie, Aiko chciałaby wam życzyć dużo weny i miłości! ^^
Bo w końcu o to w tych całych "Walentynkach" chodzi...;-;
C-Co do tekstu...W-Wstawiam go dziś, ponieważ jutro cały dzień się uczę..:c
Za j-jednym zamachem załatwiony special i-i zamówienie..^^
M-Mam nadzieję, że nie wyszło zbyt...źle..:c
Zapraszam do czytania..*lekki uśmiech*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


14 lutego, godz. 7:53
Tokio

Pośród panującego na ulicach zgiełku -pomimo wczesnej godziny- krzątał się właśnie ciemnowłosy chłopak. Oczy podkrążone, usta w ciągłej gotowości do kolejnego ziewnięcia, a powieki niemalże sklejone ze sobą. Dłoń co chwilę wędrowała ku górze, aby zakryć rozdziabioną buzię chłopaka. Zmierzał on właśnie do niedawno odremontowanego przedszkola Nagoyashi -w którym od ów dnia miał wznowić pracę. Prawie półroczna przerwa dała mu się nieźle we znaki. Dorywcza praca w pizzerii nie była zbyt obiecująca, a obcowanie z otyłymi wielbicielami fast food'ów i pizzy na grubym cieście wcale nie było przyjemne. Zabawa z energicznymi dzieciakami -bardzo podobnymi do naszego bohatera- sprawiała mu znacznie więcej frajdy.
Już kilka minut po wydostaniu się z dzikiego tłumu dotarł pod bramę tęczowego przybytku.  Uśmiechnął się pod nosem, wchodząc do holu. Przywitał się z panią sekretarz i kilkoma innymi pracownikami których spotkał w drodze do szatni.
-Dobereeeek~! -krzyknął radośnie zauważając niebieskowłosego rówieśnika w różowym fartuszku -jakie to raczą nosić przedszkolanki.
-Dzień dobry -skinął głową z nikłym uśmiechem na ustach. -Dziś się nie spóźniłeś, Takao-kun.
-A widzisz, tak sobie pomyślałem, że jednak brakowało mi tej pracy -zaśmiał się, zakładając rękę za głowę. Włożył swój zacny strój roboczy, po czym schował resztę rzeczy do szafki. Dzień zapowiadał się zwyczajnie, lecz jak to zwykle bywa...nawet tak zapowiadający się dzień, może znaczyć dla niektórych bardzo wiele. Walentynki -święto zakochanych. Dookoła pełno papierowych, kryształowych, a nawet słodkich serduszek, amorków czy bukietów róż. Nie obeszło by się również bez zakochanych młodziaków obściskujących się po kątach. Nie byłoby w tym nic drażniącego gdyby nie fakt,  że większość zdecydowanie zbyt poważnie traktowała to nieoficjalne święto. Tak, to przeszkadzało najbardziej. Ale całkowity brak jakiegokolwiek -chociażby minimalnego- romantycznego gestu również nie działa na ludzi zbyt dobrze. Mogą mówić, że im nie zależy, że to zbyteczny wysiłek, że nie obchodzą walentynek. Jednak...prawdą jest, iż tak naprawdę liczą na cokolwiek. Na kwiaty, na słodycze, na życzenia, na pocałunek -a może i na coś więcej? Takao Kazunari jak najbardziej zaliczał się do grona tych osób. Już od roku spotykał się z przyjacielem z liceum -a mianowicie z Midorimą Shintaro. Sławnym strzelcem z Pokolenia Cudów. Posiadał on niezwykły talent do koszykówki, jednakże...ostatecznie podjął decyzję o studiowaniu, a później i zrobieniu kariery jako lekarz. Kazunari natomiast nabawił się poważnej kontuzji, dlatego też kontynuowanie gry w koszykówkę nie było dla niego możliwe.
-Takao-san, Takao-san! -krzyczała mała różowowłosa dziewczynka w kucykach, ciągnąc opiekuna za nogawkę spodni.
-Co jest, Mari-chan? -spytał uśmiechając się.
-Bo ja zrobiłam czekoladki! To dla pana! -z plecaczka wyjęła różowe pudełeczko w którym zapewne spoczywały pysznie przygotowane przez nią słodkości.
-Ohoho~! Wygląda na to, że jeszcze komuś mogę się spodobać! Dziękuję -przejął czekoladki, po czym mocno przytulił swą małą wychowankę. Ta zaś uradowana reakcją Takao zaśmiała się radośnie. Jakieś kilkanaście minut później Kuroko uciszył wszystkie dzieci -nie wiadomo jak- i poprosił aby zasiadły w kółeczku. Oczywiście posłusznie wykonały polecenie. Niebieskowłosy pracownik przedszkola usiadł na jednym z krzesełek, a jego przyjaciel -Kazunari- zasiadł obok. Obydwoje postanowili wprowadzić wychowanków w ten uroczy nastrój Walentynek.  Małe urwisy były bardzo zainteresowane rozpoczętym tematem. Najwięcej do powiedzenia miały dziewczynki, które co chwilę z rumieńcami na twarzach częstowały chłopców czekoladkami i truflami.
-Kuroko-san, a Ty jak spędzasz Walentynki? -padło pytanie, a Tetsuya nie bardzo wiedział jak na nie odpowiedzieć.
-Kuroko-san jest bardzo zajęty pracą i nie ma czasu na Walentynki -wtrącił się Takao, uśmiechając  porozumiewawczo do niebieskookiego -który ewidentnie był mu bardzo wdzięczny. Nadszedł czas na zabawę, a później i na rozstanie się  z dziećmi.
-Dziękuję Ci za wcześniej, Takao-kun...
-Nie ma sprawy, Tetsu-chan! Wiem jak musiałeś się poczuć -powiedział klepiąc Tetsuyę po ramieniu.
-Cóż...Po tym jak Kagami-kun mnie zdradził nie ma mowy o żadnych Walentynkach...
-Tetsu-chan nie przejmuj się tym! Ta świnia zwyczajnie na Ciebie nie zasługiwała!
-Wiesz, nie bolało by mnie to tak bardzo, gdyby zdradził mnie z kobietą...a-ale on zrobił to z moim przyjacielem...Ja nadal go kocham...-westchnął głośno, opierając się o ścianę budynku.
-Rozumiem co czujesz, ale...Nie. Właściwie nie mam pojęcia jak się czujesz, ale mogę to sobie wyobrazić. I wiesz co? Nie dziwię się, że nadal darzysz go miłością. Jednak przez to cierpisz jeszcze bardziej, a ja nie chcę na to patrzeć. Zobacz... -podszedł do niego i delikatnie uniósł blade kąciki ust w górę. -Od razu lepiej, prawda?
-Takao-kun...-uśmiechnął się słabo, ale oczy zaszły mu łzami. Usta zaczęły drgać, a chwilę później słone krople spłynęły po rumianych od zimna policzkach. Kazunari przytulił go do siebie, aby choć trochę uspokoić przyjaciela. Stali tak dłuższą chwilę, aż w końcu Kuroko otarł łzy i odsunął się od Takao.
-Dziękuję...
-Nie ma za co, no co Ty!
-A...jak u Ciebie? -spytał kiedy ruszyli przed siebie, w stronę centrum.
-W sensie? -zapytał głupkowato.
-Planujesz coś na dziś?
-Shin-chan ma inne poczucie romantyzmu, więc myślę że nie da rady~
-Och...no tak, ale...
-Tak, tak. Mam dla niego prezent~ Mam zamiar dać mu go jak tylko wróci z pracy~! Ale...Tak w sumie to nie zapytałem czy lubi słodycze...
-To Ty nie wiesz..?
-Jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi...A giri choko to tradycja! No i nie znam nikogo kto nie lubi jeść słodkościiii...
Rozmowa ciągnęła się dalej, lecz nie trwała wiecznie. Każdy z nich ruszył w swoją stronę. Kuroko na przystanek autobusowy, a Takao pieszo do domu. Jego chłopak miał wrócić wcześniej z pacy. Kazunari postanowił jeszcze przygotować romantyczną kolację, z której i tak pewnie nic by nie wyszło. Jednak zawsze można próbować, nie? W końcu Shintaro nie jest bez serca i na pewno zechciałby spędzić ten wieczór ze swoim chłopakiem w romantycznym nastroju.
Około godziny 19:00 wszystko było już gotowe. Wystarczyło poczekać na przybycie Midorimy.
W tym czasie Kazunari postanowił odrobinę odpocząć. Rozsiadł się wygodnie na kanapie przed telewizorem. Chwycił telefon w dłoń i z uśmiechem na twarzy spostrzegł, iż otrzymał wiadomość od Kuroko.

"Takao-kun...Przepraszam, jeśli Ci przeszkadzam, ale...Potrzebuję pomocy!
Akashi-kun zaprosił mnie dziś na kolację, nie wiem czy powinienem..."

Ciemnowłosy bez chwili wahania z ogromną satysfakcją automatycznie odpisał na sms'a.

"Jasne, że powinieneś! On jeszcze nie wie o tym, że nie jesteś już z Kagamim nie? A i tak Cię zaprosił! Poza tym uganiał się za Tobą jak głupi, na pewno coś z tego wyjdzie!"

"Tak myślisz..? Nie chcę pakować się w nowy związek, ale...Chyba masz rację, pójdę z nim :) Dziękuję!"

Na usta wstąpił jeszcze większy uśmiech, niż miał dotychczas. Ucieszył się, że w życiu jego najlepszego przyjaciela wreszcie zaczęło dziać się coś dobrego.
Wybiła godzina 20:00, a wraz z nią drzwi do mieszkania otworzyły się. Do środka wszedł zielonowłosy lekarz. Zdjął buty, oraz palto. Powolnym krokiem skierował się do pokoju.
-Shin-chaaaaaan!!!! -brunet uwiesił się na szyi poważnego okularnika.
-Bakao! Złaź ze mnie! -fuknął niezadowolony odpychając chłopaka.
-Shin-chan nooo! Co Ty taki jakiś...
-Jaki? Miałem ciężki dzień. Na bloku wynikło niezłe zamieszanie, więc musiałem uczestniczyć w kilkugodzinnej operacji...
-Och...rozumiem. Ale udało się?
-Na szczęście tak.
-W takim razie bardzo się cieszę.
Nastała niezręczna cisza. Niekomfortowa dla jednej przebywającej tam osoby. Dało usłyszeć się miarowy oddech obydwu mężczyzn, a tykanie zegara z każdą chwilą irytowało coraz bardziej. Zielonowłosy, zauważając nakryty stół, zasiadł przy nim i spokojnie nałożył sobie porcję sałatki owocowej. Ciemnowłosy wzdychając w duchu uczynił to samo. Mijały sekundy, potem minuty, dobrze że nie całe godziny...Kazunari -odrobinę już zniecierpliwiony- zaczął stukać palcami o blat stołu.
-Shin-chan, smakuje Ciiii~?
-Nie ma co wybrzydzać.
-No ale smakujeee?
-Sałatka jak sałatka.
-Shin-chan! -krzyknął uderzając rękoma o stół przez co kieliszek z winem przewrócił się, a jego zawartość wylała na biały obrus. -Dlaczego Ty taki jesteś! Choć dziś mógłbyś okazać odrobinę romantyzmu!
-Romantyzmu?
-Dokładnie! -nadął policzki niezadowolony. Tego dnia nie chodziło mu wyłącznie o te pieprzone Walentynki. Ten dzień nie obchodził go by tak bardzo, gdyby nie pewien tyci szczególik -który najwyraźniej umknął jemu partnerowi, a nie powinien.
-Takao, jestem zmęczony. Daj mi spokój z tymi głupotami. Walentynki to jeszcze nie koniec świata.
-Walentynki? Walentynki?! Ty naprawdę myślisz, że chodzi mi o to pieprzone święto nagich aniołków?! Jak na jednego z najlepszych studentów w Japonii jesteś wybitnie tępy! -wrzasnął jeszcze głośniej, po czym z wrogą aurą wokół siebie opuścił pomieszczenie. Otępiały okularnik nie wiedząc jak zareagować siedział nieruchomo, wpatrując się w drzwi -którymi chwilę wcześniej trzasnął Kazunari.  Zamyślił się. Raz, drugi, trzeci...Minęła godzina. W końcu go olśniło.
Uświadamiając sobie o czym zapomniał, uderzył głową w pobliską ścianę.
Chwiejnym krokiem podszedł pod drzwi sypialni.
-Takao, otwórz proszę!
-Debilom wstęp wzbroniony! -odkrzyknął rzucając czymś o wejście. -Ja już nie chcę żyyyyć...
-Nie gadaj głupot! Przepraszam, słyszysz! Przepraszam!
-Nie musiał byś przepraszać, gdybyś pamiętał o naszej rocznicy! Do tego pierwszej..! Kretyn!
-Wybacz mi, Takao...naprawdę mi przykro! Masz rację, jestem kretynem...-chwilę po wypowiedzeniu tych słów, drzwi uchyliły się. Lekko, ale uchyliły.
-Kim jesteś? Głośniej, proszę.
-Jestem kretynem...
-Głośniej? Najlepiej, gdybyś to przeliterował, Shin-chan...
-Nie przeciągaj struny, Bakao!
-Sam jesteś Bakao! Tsunderima! Nie to nie...-drzwi ponownie zamknęły się. Midorima westchnął ciężko.
-Jestem kretynem! K R E T Y N E M! -krzyknął najgłośniej jak tylko potrafił. Poskutkowało to stukaniem -przez sąsiadkę z góry- w podłogę miotłą. "Ciszej tam doktorze! Ludzie chcą spać!" -krzyknęła raz, a donośnie. Na twarz Shina wstąpił ogromny rumieniec, a z sypialni wydobył się nieopanowanym śmiech. Po chwili ucichł, a Takao wychylił głowę z pomieszczenia.
-A sałatka smakowałaaa?
-Smakowała...
-Okiii!! -wybiegł z sypialni trajkocząc radośnie. Z torby leżącej na łóżku wyjął średniej wielkości pudełeczko i przekazał je wybitnemu lekarzowi.
-Takao...dziękuję Ci -nachylił się, aby uzyskać dostęp do twarzy ciemnowłosego. Złączył ich usta w czułym pocałunku. Nie trwał on jednak długo -a przynajmniej ten. Skończyło się w wiadomym miejscu i wiadomo co się tam działo...
Następnego dnia Kazunari jak zwykle udał się do przedszkola. W szatani czekał już na niego Kuroko, niespokojnie przebierając nogami.
-Dobry, Tetsu-chan! -przywitał się i usiadł obok. -Coś się stało prawda? Nie możesz usiedzieć spokojnie w miejscu! Opowiadaj, opowiadaj! -przysunął się do przyjaciela i niczym podekscytowana nastolatka zaczął bawić się jego włosami i ciągnąć za ramię.
-N-No bo...b-bo ten wieczór był cudowny..Naprawdę..! To było takie...zing! -na policzkach gościł rumieniec, a na twarzy uśmiech.
-Zing? Łuhu! Tetsu-chan! Jak to się skończyło, hmmm?
-N-Na kolacji...M-Mówiłem, że nie chcę brnąć dalej...
-Ty coś kręcisz! No mów~ No mnie nie powieeesz?
-Z-Znaczy..bo...On na koniec mnie pocałował...W policzek, ale to było takie..! Takie..!
-Okej, okej! Zrozumiałem -zaśmiał się i obiął przyjaciela ramieniem. -Przemierzając góry i lasy w poszukiwaniu szczęścia, Kuroko Tetsuya zaczął nowe życie, a na jego drodze pojawił się rycerz na białym koniu! Akashi Seijuro dzierżący swe czerwone nożyczki -których nie zawaha się użyć w razie potrzeby! Tak trzymaj chłopie!
-Heh...tak...A jak Tobie minął wieczór?
-Ten kretyn całkowicie zapomniał o naszej rocznicy...No ale skończyło się super!
-Nie wątpię -zachichotał cicho, po czym spojrzał na Takao, który zacierał ręce. -Takao-kun..?
-Jeszcze miesiąc i Shin-chan będzie się musiał odwdzięczyć za wczorajszy wieczór~!
-Pft...-zakrył usta dłońmi, aby nie zaśmiać się zbyt głośno.
-No co? W końcu 14 marca jest howaitode! Będzie musiał się chłopak wysiliiiić~




wtorek, 9 lutego 2016

AkaKuro, rozdział 1


A więc..etto...Taki krótki rozdział, a zarazem dalsza część AkaKuro!
"Szach mat" -nasz tytuł, może odrobinę mylić...
A-Ale to nic..^^
J-Jak już powiedziałam...rozdział jest krótki, a do tego nudny...i nie ma nim jakichś głębszych brnięć w sprawę...Tak myślę...Po prostu rozdział..;-;
J-Jeśli ktoś boi się, że nie da rady przebrnąć przez coś tak nudnego, n-nie musi czytać..;-;
Mam jednak nadzieję, że...nie zawaliłam tego tak bardzo..:c
Następnym razem b-będzie dłużej i ciekawiej..! Przynajmniej...taką mam nadzieję...
Zapraszam do czytania...

 
Już od kilku dni, stare, dębowe drzwi do pokoju strachliwego nastolatka -a także syna jednego z najbardziej znanych ludzi  w Japonii- stały zamknięte, pilnując osoby chowającej się w obszernym pokoju. Cztery ściany stanowiące potężny bunkier odgradzały chłopaka od świata zewnętrznego dając mu minimalne poczucie bezpieczeństwa. Skóra znacznie pobladła, wory pod oczyma powiększyły się. Nie przez brak składników odżywczych, a z powodu nieprzespanych nocy. Pomimo znacznego wyczerpania organizmu Tetsuya zwyczajnie nie potrafił zasnąć. Zamknięcie powiek oznaczało definitywne odpłynięcie na przynajmniej dwa dni, a tego bał się najbardziej. Jego błękitne serduszko obawiało się o każde poczynania ojca bez informowania o tym osoby, której zaaranżowane plany dotyczyły. Krótko rzecz ujmując -nie miał zamiaru do tego dopuścić. Nie oszukując się jednak...nie mógł za wiele.
-Tetsu-kun! Przyniosłam kolację! -rozległ się ciche pukanie do drzwi, którego dźwięk bez trudu dotarł do uszu niebiekowłosego chłopaka. Puste spojrzenie skierowane zostało na wejście. Z bladych ust wydostało się ledwo słyszalne zaproszenie do środka. Dosłownie chwilę później drzwi zostały uchylone. Do pokoju wśliznęła się różowowłosa piękność z dość obszerną aparaturą do oddychania. Spoglądając na Tetsuyę westchnęła głośno, stawiając tacę z jedzeniem na stoliku tuż obok łóżka.
-Dziękuję...
-Nie ma za co, Tetsu-kun -przekrzywiła głowę, próbując rozgryźć ten niedojrzały orzech. Był twardy, ale rozbicie go nie było niemożliwe. Momoi Satsuki była jednym z płatnych zabójców -członkinią Noa no Ichizoku. Szacunkiem obdarzali ją wszyscy, których znała. A także poza nimi znajdowali się ludzie godni poszanowania. Mimo to...Satsuki była jedynie cieniem swej zmarłej matki. Kobiety geniusza, która zabiła już wielu, a i inteligencją przewyższała większość wykształconych lekarzy czy profesorów ideologii. Młodą Momoi zawsze porównywano do jej idealnej rodzicielki. Krytykowano, wyśmiewano, próbowano zrobić z niej kogoś...kim tak naprawdę nie była i być nie chciała. Dlatego właśnie nastolatka tak dobrze rozumiała Tetsuyę. Dlatego tak bardzo ją zaintrygował. Chciała mu pomóc, lecz jak by mogła? Zdawała sobie sprawę z faktu, że ojciec Kuroko -a zarazem jej mistrz- nigdy nie odpuszczał, zawsze dostawał to czego chciał. Bała się, tak samo jak reszta klanu. Do tego ten nowy chłopak z którym tak często ostatnio rozmawiał Taisuke...Bolało ją to, że nie potrafiła zrozumieć o co tak naprawdę z nim chodziło...
-Momoi-san...Możesz już iść...-wydukał spoglądając na zamyśloną Satsuki.
-Ach...Tetsu-kun, mogę o coś zapytać? -różowooka zajęła miejsce na krześle stojącym obok łóżka. Kuroko wpatrywał się w nią dłuższą chwilę nic nie mówiąc. Po pewnym czasie kiwnął głową na znak zgody, wytężając słuch.
-Tetsu-kun...Jak to jest pomiędzy mistrzem, a Tobą?
-W jakim sensie..?
-Niby jesteś jego synem, jednak...Nie zachowujecie takich relacji...-wbiła skupiony wzrok w niebieskowłosego.
-Ja...Wiem o tym, Momoi-san.
-Mimo to nie odpowiadasz na zadane pytanie...
-Mógłbym odpowiedzieć, gdybym sam znał odpowiedź...-powiedział, chowając głowę pod puchatą, czarną poduszkę. Tymczasem Satsuki opuściła pomieszczenie ze zrezygnowaniem.
Jakiś czas szwendała się bez celu, próbując rozwiązać supeł tworzący się w jej głowie.
W końcu zmęczenie dało o sobie znać, a ciało samo skierowało kroki w stronę zaciemnionego korytarza, na którego końcu znajdował się jej pokój. Przechodząc obok gabinetu Taisuke zatrzymała się na moment. Z pomieszczenia słychać było znajome głosy. Nie było mowy o pomyłce. Dziewczyna podeszła bliżej, najciszej jak potrafiła.  Przez uchylone drzwi była w stanie zobaczyć to i owo.
-Wie pan, że zwlekanie do niczego nie doprowadza?
-Owszem. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale obserwowanie strachu tlącego się w jego oczach jest naprawdę zabawną częścią tej gry. Nie sądzisz? -przywódca zaśmiał się spoglądając na czyjeś zdjęcie.
-Kim właściwie jest dla pana ten chłopak?
-Kim? Człowiekiem. Jak każdy inny śmieć na tej planecie.
Momoi zbaraniała. A więc takie mniemanie ma o Tetsuyi jego własny ojciec? To było nie do pomyślenie, biorąc pod uwagę delikatność i czułość jaką obdarzał swego syna. A może od początku był dla niego kimś obcym?
-W dalszym ciągu masz zamiar nas podsłuchiwać? -zanim dziewczyna zdążyła zareagować, ktoś pociągnął za jej włosy -tym samym zmuszając jej ciało do upadku. Poczuła silne kopnięcie w brzuch co spowodowało natychmiastowe skulenie się. Zacisnęła zęby podnosząc głowę w górę i spoglądając na napastnika.
-Zostaw ją. Momoi, co tu robisz? -Taisuke wydawał się być niewzruszony zaistniałą sytuacją.
-A co pan robi, mistrzu? -zerwała się na równe nogi. Zmarszczyła brwi i zacisnęła pięść.
-Rozmawiam -uśmiechnął się lekko. -Nie sądzisz, że nieładnie jest podsłuchiwać cudze rozmowy? Tym bardziej, że ta ma charakter prywatny.
Różowooka automatycznie odwróciła się i wybiegła z gabinetu. Zrozumiała aluzję nazbyt dobrze.
-Jest jedną z nas. Obiecujący zabójca. Ją zostaw w spokoju.
-Nie interesują mnie kobiety.
-I słusznie. Każda to zwykła dziwka -niebieskowłosy mężczyzna przeniósł wzrok na trzymane w lewej dłoni zdjęcie. Spojrzenie przepełnione pogardą i chęcią mordu...

sobota, 6 lutego 2016

Taki jakby prolog do AkaKuro..;-;

Ano..etto..T-Tak więc...Wiem, że powinnam pisać zamówienia..a-ale..
Ale jakoś nie miałam n-na nie weny..:c
Chciałabym też przeprosić, że nie czytam w-wpisów na blogach..*ukłon*
Aiko jest troszkę chora i-i...jakby..t-tak zgonię wszystko na chorobę..;-; P-Przepraszam..! *ukłon*
Wszystko nadgonię, z-zobaczycie..! Obiecuję..!

Um..t-teraz coś o tym...Pisałam to k-kiedy mi się nudziło..:c
Kiedyś wymyślałam w-wiele historii...
Niedorzeczne, ogólnikowe..;-; Różnie b-bywało...Ale pomyślała, że skoro mam na coś pomysł..
Przepraszam za ten wstęp...Ogólnie przepraszam za całość..*ukłon*

**********************************************************


Miałem sen. Przerażający sen. Dlatego próbowałem Cię objąć. I mimo że Cię tu brak, poszukuję komfortu, który to oferuje -jeszcze tylko raz.  Bądź ze mną, zawsze i wszędzie, by pozbyć się tych przerażających zjaw. Nie chcę Cię stracić, chcę się upewnić, że jesteś i będziesz ze mną. Po to...by móc pewnego dnia zauważyć tę chwilę błędu...Gdybyś tylko poznała mnie od prawdziwej strony, nie zakończylibyśmy tego w taki sposób. Uśmiechnij się, już po wszystkim.

Pamiętam...

Letni, ciepły wieczór. Lato zbliżało się ku końcowi, śpiew ptaków z każdą chwilą przycichał coraz bardziej. Przybierający na sile ciepły wiatr bawił się materiałem szarej marynarki. Szkarłatna krew rozkładała zbruzgane ciało, niczym robactwo w pogrzebowej trumnie -rozrywające duszę nieszczęśnika. Miarowy oddech niesiony przez głuchą ciszę rozchodził się niemym echem po ciemnym zaułku. Odgłos charczenia i ostatnich próśb ofiary stał się kojącą melodią dla moich uszu. Chłód ostrza, zapłakane kasztanowe oczy, rozgrzany chodnik, poranione ciało. Wyszczerzyłem zęby w triumfalny uśmiech, promienie zachodzącego słońca umiarkowanie oświetlały moje przepełnione nienawiścią, a także euforią spojrzenie. 

Coś, do czego od samego początku byłem stworzony...

Błagałaś, płakałaś, próbowałaś przekupić i ponownie uwieść. Cieszyło mnie to, podniecając jeszcze bardziej. Nieopanowany śmiech dotarł do Twych delikatnych błon bębenkowych, podrażniając je. Nóż umiejscowiony za paskiem od spodni opuścił miejsce swego dotychczasowego pobycia, aby chwilę później delikatnie przejechać po półnagim ciele. Od podbrzusza, aż do gardła. Ponawiałem czynność, a za każdym razem ostrze przyciskane było mocniej. Mocniej, mocniej, jeszcze bardziej...
-Zostaw, proszę...Kocham Cię...
-Kochasz? -brew specyficznie uniosłem w górę, szczerząc zęby. Z trudem powstrzymując się od parsknięcia śmiechem pokręciłem głową z politowaniem. 
-Kochanie...?
-Giń suko -skwitowałem z pogardą na twarzy. Jednym szybkim, płynnym ruchem dokończyłem wcześniejsze poczynania -rozcinając jej brzuch do końca. Wyszarpałem ostrze z obszernej rany, aby po chwili wbić je w gardło blondwłosej piękności. Cóż za urodziwy widok.

Nie żałuję...

******************************************************************************

Niewinne istoty skażone krwią obcych im osób już nigdy nie będą takie same. Okrucieństwo z jakim odbierali życia przechodzić mogło ludzkie pojęcie. Od setek lat, Noa No Ichizoku -jak raczyli się nazywać- wykonywali zlecenia, jakim było mordowanie ludzi. Jednak na śmierć z ich rąk, zasłużyć mogli sobie jedynie Ci najgorsi. Rzekomo. Klan ten nie pociągnął by długo bez dobrego przywódcy, jakim był Kuroko Taisuke.  Czterdziestoletni mężczyzna z charyzmą -doskonały zabójca. Miał on żonę, która podczas porodu niestety zmarła. Jedyną bliską osobą dla Taisuke stał się jego malutki syn -Tetsuya. Obiecał sobie chronić go za wszelką ceną, wychować jak należy, oraz wytrenować na jednego z nich. Na zimnego drania, nie wiedzącego co to strach i empatia.  W piąte urodziny chłopca, Taisuke zabrał go na jedną ze zleconych mu misji. Działo się tak przez następne 10 lat.  Błagalne spojrzenia ofiar skierowane w stronę młodego Kuroko wyryły mu się w pamięci, aż nazbyt dobrze. Pod tak długim czasie jednak...członkom klanu, oraz samemu przywódcy udało się jedynie przyprawić Tetsuyę o hemofobię*.  Mimo tego niekorzystnego obrotu spraw, uparty ojciec postanowił spróbować raz jeszcze. 
-Tato? Wzywałeś mnie..? -u progu wejście pojawił się chłopak z błękitną czuprynką. Niepewnie zerkając na poważnego mężczyznę w fotelu, wszedł do środka pomieszczenia. 
-O, jesteś. Tak, tak siadaj Tetsuya.
-Coś się stało? -spytał, zajmując miejsce na skórzanej sofie.
-Nic szczególnego. 
-Ach...Więc dlaczego? -przekrzywił głowę w bok, odrobinę zbity z tropu. Taisuke powoli wstał ze swego wygodnego tronu, po czym podszedł do obszernej szafy. Wyjął z niej ozdobne pudełko.
-Mam dla Ciebie prezent, Tetsuya -uśmiechnął się przekazując paczkę w ręce syna. 
-Och...Czy dziś jest jakieś święto..?
-Święto? Dlaczego? Czy ojciec nie może dać czegoś od czasu do czasu swojemu dziecku?
-N-Nie to miałem na myśli...To miłe...
-Nie otworzysz?
-Ach, oczywiście...-pokiwał głową i wziął się za rozpakowywanie prezentu. Ozdobny papier wylądował na podłodze w mgnieniu oka. Tetsu przez dłuższą chwilę wpatrywał się w pudełko, zastanawiając się, czy aby na pewno powinien je otworzyć. Ostatecznie jednak aby nie zrobić przykrości ojcu, zrobił to. 
-Nóż..? 
-Owszem. Dostałem go od Twojego dziadka kiedy miałem 10 lat -Tetsuya niechętnie chwycił przedmiot w dłoń. Oglądając ostrze ze wszystkich stron doznał szoku. Natychmiastowo odrzucił nóż daleko od siebie. Rękę zacisnął na materiale białej koszuli oddychając ciężko. Źrenice jego błękitnych oczu zmniejszyły się ukazując ewidentny strach. 
-...krew..kr..ew..-powtarzał cicho przerażony.
-Tak, krew. Przepraszam Cię, ale nie byłem w stanie tego wyczyścić. Przynajmniej choć część Twego dziadka została z Tobą -zaśmiał się pod nosem, na to błogie wspomnienie. 
Napad młodzieńca minął dopiero po kilkunastu minutach. Serce uspokoiło się, oddech zwolnił. Powieki zostały zamknięte, a zęby zaciśnięte. Samo myślenie o krwi, przyprawiało go o mdłości i zawroty głowy. Bardzo często dochodziło również do takowych napadów lęku.  Wziął głęboki wdech, aby mieć pewność, że na pewno się uspokoił. Nie czekając na to co powie przywódca, Tetsuya opuścił pomieszczenie ze spuszczoną głową. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ojciec za wszelką cenę próbował będzie uczynić swego syna jednym z najlepszych. Jednak...
-To nie moja bajka...
Tymczasem w gabinecie Taisuke...
-Udało się?
-Co to za pytanie młodzieńcze?
-Trafne. Z pańskich opowiadań wynikało, iż nie będzie łatwo.
-Bo nie będzie. -odpowiedział spokojnie, przestawiając kolejną figurę szachową. Rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę później uchyliły się, a w ich progu pojawiła się różowowłosa dziewczyna.
-Przepraszam za najście mistrzu -uklękła na jedno kolano, spuszczając głowę. -Tetsu-kun zamknął się w swoim pokoju...Odmawia rozmowy z kimkolwiek i nie chce nic jeść...
-Hah, spokojnie. Nic mu nie będzie. 
-Jesteś pewny mistrzu..? -w odpowiedzi otrzymała skinięcie głową, po czym powolnym krokiem wycofała się do wyjścia.
-Figury rozstawione. Szach mat, Tetsuya.

niedziela, 31 stycznia 2016

Tanjōbi omedetō, akachan! Anata no watashi no tanjōbi! Kuroko, subete no saikō!

Ai wa utsukishii desu

Dziś urodziny Kurokooo!!!! <3 Radujmy się! <3 Aiko się cieszy bardzo bardzo bardzo..*^* upiecze nawet ciasto! *^* I-i w ogóle..! Kuroko-kun wszystkiego najlepszego! <3
A tak...jakby mówiąc o tym tekście...N-Nie jest na wysokim poziomie ani nic...:c A-Ale chciałam napisać coś, na urodziny Kuroko i-i...:c
W każdym bądź razie, m-mam nadzieję, że nie jest aż tak źle...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Szczery uśmiech, rumiane policzki, roześmiane oczy, radosny chichot. To co chciałbym ponownie ujrzeć i usłyszeć, a jednak niekoniecznie tak się stanie. Idę ulicą, pośród innych ludzi mojego pokroju. Chowam zmarznięte dłonie do kieszeni ciemnego palta, szukając dla nich ciepłego schronienia. Ze spierzchniętych ust wydobywają się białe obłoczki, rozpływające się gdzieś w powietrzu. Jest zimno, pada śnieg, a temperatura postanowiła znacząco obniżyć się. Jednak nie odczuwam tego w nadmierny sposób. Wargi wyginają się w delikatny uśmiech na myśl o nim. Tak, o Tobie. Gdybym mógł powiedzieć to na głos. Chociaż szepnąć, dotknąć Cię, zatopić się w Twoich różanych ustach. Gdyby mogło być mi to dane. Dlaczego jest na odwrót? To moja wina. Nie widziałem Cię od tak długiego czasu przez swe dziecinne zachowania i humorki. Przegrana z Teikou przebiła moje serce na wylot, lecz nawet to nie jest wystarczającym wytłumaczeniem. Nie byłeś po ich stronie. Płakałeś. Cierpiałeś. Przeżywałeś. Bolało Cię tak samo jak i mnie. Ucieczka od porażki, była jednym z moich egoistycznych zachowań. Chciałem zapomnieć. Pragnąłem obudzić się w ciepłym łóżku, we własnym pokoju i uświadomić sobie, że to tylko i wyłącznie zły sen. Tymczasem koszmar trwa nadal. Budzę się z poczuciem winy, ze strachem w oczach. Nadal te same wspomnienia, ta sama presja, ten sam Ty. Ty, który tak bardzo się zmieniłeś. Uśmiechasz się teraz? Zapomniałeś już o wszystkim? Żyj własnym życiem, proszę. Nie rozpamiętuj przeszłości, ona za bardzo rani. Mnie, Ciebie, Twoich przyjaciół...Twoich teraźniejszych przyjaciół. Dbają o Ciebie? Zatrzymuję się na środku ośnieżonego chodnika, którym najwyraźniej nikt poza mną nie zamierza podążyć. Głowa spuszczona w dół, oczy wpatrują się w białe podłoże, a do uszu dobiega odgłos bicia serca. Mojego serca? Kręcę głową, unosząc ją wolno w górę. Ta dziwna myśl...Chcę Cię znów ujrzeć. Podczas Winter Cup...wtedy ostatnim razem...Chciałbyś ponownie? Kuroko? Uśmiechałeś się, płacząc przy tym. To przeze mnie? Ze szczęścia, czy żalu? Byłeś szczęśliwy prawda? Wszystko przez jedno spotkanie? Kuroko...pokaż mi ten uśmiech ponownie. Pozwól mi go ujrzeć, ten ostatni raz. Odwracam się i biegnę jak najszybciej potrafię. Muszę zdążyć. Oddech przyspiesza, płuca pracują na największych obrotach. Przemieszczam się potrącając innych przechodniów, krzyczą abym uważał, ale nie słucham ich. Pospiesznie podwijam rękaw, spoglądam na zegarek. 
-Proszę zaczekać! -krzyczę, dostrzegając właściciela zamykającego drzwi kwiaciarni. 
-Chłopcze, już zamknięte -oznajmia oschle.
-Ale ja muszę! Proszę, niech pan będzie człowiekiem! -spojrzeniem niemalże błagam go na kolanach, a serce wali jak oszalałe. 
-Powiedziałem już, zamknięte. Przykro mi -powtarza po raz kolejny, zabijając cząsteczkę mnie. To nie tak ma być. Wczorajszy dzień...
-Błagam pana! Zapłacę ile będzie trzeba! Nie mam zbyt dużo, ale nie da się czegoś zrobić...? Proszę! -z nerwów trzęsą mi się ręce, oddech ponownie przyspiesza, a nogi nie mogą ustać w miejscu. Odrywają się od podłoża, to w górę to w dół oczekując na odpowiedź. 
-Aż tak bardzo Ci na tym zależy? -kiwam głową, na co mężczyzna reaguje cichym śmiechem. Wyjmuje srebrny klucz do sklepu. Przekręca go w zamku, otwarte. Szybkim krokiem wchodzę do środka, staję przy różach, później zwracam uwagę również na lilie, storczyki i tym podobne. Na kwiatach, florystyce, ani na niczym innym w tą stronę się nie znam. Nie znałem nigdy i raczej tak pozostanie. Spoglądam niepewnie na każdy klejnot z osobna, nie mogąc wybrać czegoś odpowiedniego. Co jeden to lepszy, ładniejszy...Każdy z nich w jakiś sposób przykuwa moją uwagę. Na ramieniu odczuwam dziwne ciepło. Głowa obraca się w bok, a orzechowe tęczówki dostrzegają niskiego sprzedawcę. Uśmiecha się delikatnie, patrząc mi w oczy.
-Prezent?
-Tak, dla bardzo wyjątkowej osoby.  Chciałbym ponownie ujrzeć jej uśmiech...
-Och, rozumiem. Więc to tak -kiwa głową na znak zrozumienia. -W takim razie, najlepsza będzie Lilia Nilu. Rzadki okaz -spojrzał z dumą na kwiat, który chwilę wcześniej wyciągnął z zaplecza. 
-Lilia Nilu..? Całkiem ładna.
-Prawda? Idealna na prezent dla ukochanej osoby.
-U-Ukochanej? Kto powiedział ż-że ukochanej? -zakłopotany zerkam w bok.
-No dobrze, dobrze. W każdym bądź razie, Lilia Nilu w mowie kwiatów oznacza: "Kocham Cię". 
Usłyszawszy wypowiedź wpatruje się w egzotyczny kwiat. Doskonała pod każdym względem, a i wyraża to co chcę przekazać. Bez dłuższego już zastanawiania się energicznie kiwam głową, usta wyginają się w szeroki uśmiech. Płacę, po czym dziękuję i przepraszam mężczyznę. Wybiegam z budynku, kierując się w stronę metra. Wyczekiwane przeze mnie długą chwilę pojazd w końcu nadjeżdża. Wsiadam do niego, zajmuję miejsce przy oknie. Wbijam wzrok w szybę obserwując opadające płatki śniegu. O ile w ogóle je widzę...Przed oczyma co jakiś czas migają kolorowe światła, powodując gwałtowne zwężanie się źrenic i zmrużenie powiek. Niespokojnie przebieram nogami, przygryzając co jakiś czas dolną wargę. Co ja właściwie Ci powiem? I czy w ogóle dopuścisz mnie do słowa? Zawsze byłeś tym spokojnym, a ja entuzjastycznym. Zawsze wysłuchiwałeś moich bełkotów, śmiejąc się, a niektórymi czasy karcą. Za każdym razem byłeś przy mnie, bez względu na wszystko, aby tak bardzo się rozczarować. W chwili kiedy to Ty tak mnie potrzebowałeś, uciekłem.  Czy będziesz potrafił mi wybaczyć? Pojazd zatrzymuje się. Wstaję i powolnym krokiem -jak reszta pasażerów- wychodzę na peron. Rozglądam się dookoła, szukając najtrafniejszej drogi do wyjścia.Telefon opuszcza kieszeń spodni, zerkam na książkę kontaktów. Kuroko...
-Nie...-po opuszczeniu dworca, zatrzymuję się gdzieś na ulicy. -Właściwie co ja wyprawiam..? -wzrok przenosi się na kwiaty spoczywające w prawej dłoni. Klnę cicho pod nosem, po czym rzucam roślinę o ścianę budynku obok. Opieram się o niego plecami, osuwając powoli na ziemię. Zimna dłoń ląduje na twarzy, zakrywając zapłakane oczy. 
-Przepraszam...wszystko w porządku..? -słyszę tuż obok mnie. Chwilę później opuszki czyichś palców -równie bardzo lodowatych, jak moje, może i bardziej- dotykają mojej ręki. Głowa delikatnie unosi się w górę.
-Tak, wszystko w porząd-...Kuroko? 
-Ogiwara-kun..-Twój zaskoczony wyraz twarzy...Jak mam zareagować? Co powiedzieć?
-Hej, Kuroko! Co Ty odstawiasz?! Spóźnimy się! -tuż za niebieskowłosym, pojawia się wysoki chłopak, chyba w tym samym wieku. 
-Przepraszam, ale...chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku i..-spogląda na mnie, po czym podaje mi rękę. Pomaga wstać, po chwili podnosi kwiaty. Niektóre połamane, niektóre bez płatków, a niektóre...na szczęście zachowały dawną formę. Podaje mi je do rąk. Kuroko...Dlaczego patrzysz takim smutnym wzrokiem? 
-Hejka, Kuroko...
-Dzień dobry -płytki, szybki ukłon z Twojej strony, wyraża zbyt wiele szacunku dla mojej osoby...
-Dawno się nie widzieliśmy -mówię z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Owszem, Ogiwara-kun -odwzajemniasz gest, jednak ironicznie. Z kieszeni kurtki, wyciągasz chusteczkę. Podajesz mi ją, z tym samym smutkiem w oczach. -Płakałeś...
-Nie, po prostu coś wpadło mi do oka -śmieję się głupkowato, ocierając spływające po policzku łzy. 
-Nie kłam, Ogiwara-kun...
-Nie kłamię! Słowo honoru!
-W takim razie się go pozbyłeś...-oznajmiasz, wpatrując się we mnie. 
-Ej, czy dowiem się kto to taki? -do rozmowy wtrąca się olbrzym.
-Ach, przepraszam, Kagami-kun. To jest Ogiwara-kun, mój przyjaciel, który nauczył mnie gry w koszykówkę. Opowiadałem Ci o nim..-Kuroko przekrzywia głowę, jakby zastanawiając się czy aby na pewno jest tak jak powiedział. 
-A, ten -Kagami zerka na mnie, a po plecach przechodzą mnie ciarki. Wygląda jak tygrys, który planuje rozszarpać na strzępy swą bezbronną ofiarę. Nastała cisza. Co chwilę zerkam niepewnie na niebieskowłosego, który nie wie co powiedzieć. W pewnej momencie jednak, postanawia odezwać się. 
-Te kwiaty...To dla dziewczyny? 
-A...nie. Nie dla dziewczyny. W każdym razie dla kogoś, ale teraz...Nie nadają się na prezent, prawda? -przeczesuję palcami swoją brązową czuprynę, uśmiechając się. 
-Cóż, ja myślę, że liczą się chęci i uczucia.
-A więc tak. Hm...Przepraszam, za to co teraz zrobię -klękam na jedno kolano, tuż przed Tobą. Źrenice błękitnych oczu rozszerzają się, a z blado-różanych ust, trudno jest wydostać się jakimkolwiek słowom. Powiesz coś? Proszę, zrób to.
-...Ogiwa-
-Kuroko, nie musisz nic mówić, ale proszę, przyjmij je. To taki...spóźniony prezent urodzinowy. Były wczoraj, prawda?
-Tak...Ja...dziękuję, cieszę się, że pamiętałeś...-przekazuję "bukiet" w zmarznięte ręce Tetsuyi, a na jego twarzy zauważam nikły uśmiech. Nie taki...Nie taki chciałem zobaczyć...
-Ja...To chyba tyle, przepraszam -wstaję i odwracam się. Robię krok w przód. Kolejny i następny.
-Z-zaczekaj..! -krzyczy podbiegając i łapiąc moją rękę. Nie bardzo wiem, co powiedzieć, co zrobić. Nie wygląda tak jakby miał mi za złe to, co stało się wcześniej. Za to, że go opuściłem...-Ogiwara-kun...P-Pójdziesz z nami..? -pyta niepewnie. 
-Ech? Ale, dokąd? 
-Idziemy na spotkanie z Pokoleniem Cudów. Kuroko wczoraj źle się czuł, więc wypad urodzinowy robimy dzisiaj. 
-Ach...Pokolenie Cudów..? Chyba nie powinienem. 
-Ogiwara-kun...wiem, że nie wiążesz z nimi ciekawych wspomnień...A-Ale..
-No, nie wiążę...Ale skoro chcesz, to mogę iść -uśmiecham się szeroko, na co reagujesz natychmiastową zmianą nastroju. Rękoma opatulasz bukiet kwiatów, po czym zadowolony wskazujesz drogę, którą będziemy podążać. Idziemy kilka, może kilkanaście minut, aby zatrzymać się przed barem szybkiej obsługi.
-Maji Burger? -zdziwiony wbijam wzrok w budynek.
-Ta, a co? -Kagami wzrusza ramionami, wchodząc do środka. Kuroko idzie za nim. Przy jednym z większych stolików siedzi piątka chłopaków z kolorowymi czuprynami. Doskonale ich pamiętam. Nie wyglądają jak wtedy. Nie patrzą z wyższością, czy pogardą. Jedyne co widzę w ich oczach, to zaskoczenie. 
-Tetsuya, kto to?
-Ogiwara-kun -odpowiada niebieskowłosy, spoglądając na mnie.
-Nie, nie. Nie o tego pytam. Chodziło mi o niego -Akashi kręci głową z politowaniem, wskazując palcem na Taigę. Rozdwojone brwi marszczą się, a żyłka na skroni zaczyna pulsować. 
-Doskonale wiesz kim jestem! Kurduplu! 
-Coś powiedział? 
-Te, Bakagami! Do grobu Ci się spieszy? -Daiki -który dopadł się do Kuroko i oparł rękoma o jego ramię -szczerzy zęby w szyderczy uśmiech. 
-Kurokochiiiiii!!!!!! Wszystkiego najlepszego jeszcze raz!!! -blondyn rzuca się w stronę Tetsuyi, jednak wpada na ścianę, ponieważ ciemnoskóry diabeł odsuwa się gwałtownie wraz ze swoją podpórką. 
-A-Aominechi! Jesteś okropny! 
-I sam na to wpadłeś? 
-Ty mnie nie kochaaaasz..! -Kise siada na ziemi i z załzawionymi oczyma kuli się.
-Tsk, okres masz czy jak?! 
-Jesteście upierdliwie głośni, nanodayo! 
-Midochiiin~! Ty też jesteś głośnooo...
Wszyscy kłócą się, płaczą, śmieją z innych. Ale nie uważam to za coś złego. Wyglądają jak prawdziwi przyjaciele, co oczywiście na pewno zgadza się z prawdą. Wzdycham cicho, przenosząc wzrok na Kuroko, który uwolnił się z uścisku Aomine. Stoi przy zielonowłosym okularniku, rozmawiają ze sobą.
-Od kogo dostałeś te kwiaty, Kuroko? 
-Ach, te? Od Ogiwary-kun..-uśmiecha się lekko.
-Rozumiem. Lilia Nilu, czyż nie?  Jeśli chcesz, mogę powiedzieć Ci, co wyraża w mowie kwiatów.
-To...wyraża coś..?
-Owszem. Lilia Nilu, w mowie kwiatów oznacza: "Kocham Cię". 
-Och...-kiedy do niebieskowłosego dociera przekaz Shintarou, robi się cały czerwony i nie ma odwagi spojrzeć mi w oczy. Zresztą ja podobnie. Nie sądziłem, że to się wyda! 
Jestem zakłopotany, mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale...jednocześnie nie żałuję, że dowiedział się. Mówi się trudno i żyje się dalej. 
Po dłuższej chwili Tetsuya wyciaga telefon i coś w nim pisze. Chciałbym wiedzieć co takiego. Czyżby pamiętnik? Kuroko, przepraszam. 
W pewnym momencie telefon w kieszeni zaczyna wibrować. Wyciągam urządzenie, dostałem wiadomość. Wchodzę w skrzynkę odbiorczą, nadawcą jest...Kuroko. 
"Ja Ciebie też" -Tetsuya, co to ma znaczyć..? 
Błyskawicznie unoszę głowę, wbijając wzrok w Twoją osobę. W dalszym ciągu jesteś cały czerwony, ale coś się zmieniło. Na Twojej twarzy gości szeroki, szczery uśmiech. Po rumianym policzku spływa pojedyncza łza. Właśnie takiego Ciebie chciałem zobaczyć. Dziękuję. 
-Wszystkiego najlepszego, Kuroko...-mówię cicho, po czym podbiegam do reszty.




wtorek, 5 stycznia 2016

Trochę nie zgodne z tematem bloga, ale...


Ano..za zgodą Mine-san wstawiłam ten screen..^^" XD Przepraszam, Mine-san..;-;
Musiałam..XD T-Ten moment..Po prostu pierwszy raz w życiu, śmiałam się do łez...;-;
Kurocajs i jego żona Aiko, która milczy jak grób...XD
Ona ma coś po tym swoim mężu, heh..^^" <3 <3 <3 <3 <3 <3
A więc, Mine-san n-naprawdę proszę więcej takich t-tekstów..! ^^
A...w-wszystkich którzy to przeczytali...z-zapraszam na herbatkę...^^ Dom mały, a-ale chyba będzie oki..;-; ^^"
Ach n-no i w imieniu Mine-san, zapraszam na j-jej bloga..! ^^
Blog Mine-san czeka! ^^ T-To..to tyle..^^" Przepraszam, m-musiałam dodać ten screen..;-;

poniedziałek, 4 stycznia 2016

KasaNiji (Na zamówienie!) dla Sugi Senpai ^^


Brwi drogą do szczęścia~!
Ano..Jedno z zamówień w-wykonane..*lekki uśmiech*
Mam nadzieję, że w jakimś stopniu Suga Senpai będzie...z-zadowolona..
Troszkę trudno było..coś wymyślić do tego bardzo n-nietypowego paringu...Ale jakoś się udało..
Tak myślę...^^" W gruncie rzeczy...nawet nie zauważyłam kiedy to skończyłam..^^"
Zapraszam do czytania i-i...I ocenienia..Szczerze, dobrze..? Wytykanie błędów też mile widziane..;-;

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

Nazywam się Kasamatsu Yukio. Jestem członkiem klubu koszykówki liceum Kaijou na ostatnim roku. Zajmuję pozycję rozgrywającego, równocześnie będąc kapitanem drużyny. Wiosną tego roku do naszej szkoły dołączył jeden z niesamowitej piątki Pokolenia Cudów. Kise Ryouta, silny skrzydłowy, który wspomaga naszą drużynę w najlepszy, a zarazem najgorszy możliwy sposób. Upierdliwy z niego gość, a jego rzęsy są niebywale długie, jak u kobiety! Blond kudły opadają na dziewczęcą twarz, a promienny uśmiech utrzymujący się na niej...Ach, no po prostu samym istnieniem, potrafi mnie porządnie zirytować. Pomimo to, jest bardzo obiecującym zawodnikiem. I jakimś cudem, stał się moim najlepszym przyjacielem. Zrządzenie losu? Ech...Ale niekoniecznie mi to przeszkadza...
-Kasamatsu-senpai! -odwróciłem się i spojrzałem na entuzjastyczną blond ciotę.
-Kise, spóźniłeś się! -zanim zdążył jakoś zareagować, uderzyłem piłką w jego głupią łepetynę. Zasłużył sobie! Nic tylko panienki mu w głowie! Wiem, że jest modelem, ale bez przesady. Jego fanki muszą zrozumieć, że świat nie kręci się wokół nich. Czasami kiedy obserwuję ich reakcje na każdy gest ze strony Kise, robi mi się niedobrze. Współczuję mu roboty, choć...kasy z tego nie mało.
-Auć...K-Kasamatsu-senpia! To bolałooo~
-Miało boleć!
-Kapitanie, zawodnicy już się rozgrzali! -krzyknął Wakamatsu, w nad podziw spokojny sposób.
-Świetnie. Podzielić pierwszy i drugi skład na cztery drużyny. Raz! A Ty, Kise -spojrzałem na modela korcąc go wzrokiem -Dołączysz do nas, kiedy sam się rozgrzejesz.
-Tak jest, kapitanie! -zasalutował, po czym udał się w róg sali. Reszta natomiast zgodnie z moim poleceniem podzieliła się na drużyny. Jakimś cudem znalazłem się w grupie z Kise. Przypadek?
Graliśmy jak zwykle, bez zmian, niepotrzebnych zagrań ze strony "bardziej utalentowanych". Prawdę mówiąc, dzisiejszego dnia nikt nie miał siły na jakiekolwiek ćwiczenia. A tym bardziej na 40 minutowy mecz. Nawet jeżeli tylko treningowy. W pewnym momencie, gra została przerwana. Z jakiego powodu, spytacie. Otóż dlatego, że na salę wszedł wysoki chłopak o czarnych włosach z grzywką, zaczesaną na lewą stronę. Niższy od Kise, skąd to wiem? Bo nasz kochany cudak podbiegł do niego i jak gdyby nigdy nic przywitał się serdecznie. Nie dziwna sytuacja, z tą różnicą, że zdążyłem juz poznać wszystkich przyjaciół Ryouty. Myliłem się?
-Kasamatsu-senpai! Chodź, chodź! Kasamatsu-senpaaai! -krzyczał podekscytowany, skacząc wokół szarookiego. Tak, zdążyłem zauważyć, że ma on szare oczy. Całkiem ponętne, szare oczy. W ich tęczówkach odbijał się blask promieni słonecznych -przebijających się przez szczeliny w drzwiach.
Podszedłem bliżej śmiejącej się od ucha do ucha dwójki, a moja odrobinę skwaszona mina najwyraźniej doprowadziła ich do porządku. Poczułem ogromną satysfakcję z tego faktu. Nie zamierzałem tego jednak okazywać w nadmierny sposób. Skrzyżowałem więc ręce na piersi, bacznie obserwując naszego gościa.
-Kto to, Kise? -spytałem odrobinę surowym tonem. Nie zamierzałem tolerować czegoś takiego podczas treningu. Jeżeli zamierzali się spotkać, mogli zrobić to po jego zakończeniu.
-Ach, to Nijimurachi! Znaczy..Nijimura-senpai -poprawił się, z głupkowatym uśmiechem na twarzy, ewidentnie skierowanym w stronę ciemnowłosego.
-Dobry, kapitanie! -odparł podając mi dłoń. Skrzywiłem się lekko, po czym uścisnąłem ją.
-Mnie też było miło, ale Kise musi wracać na trening -oznajmiłem.
-Mogę do was dołączyć? -wtrącił się ten cały "Nijimurachi".
-Ha?
-O tak! Tak, tak, tak, tak! Kasamatsu-senpia zgódź się! Zgódź się, zgódź! Proszę!
-Hahaha, i to się nazywa entuzjazm Ryouta! -krzyknął rozbawiony postępowaniem blondyna.
-Przymknij się, Kise! Daj mi zebrać myśli!
-A nad czym tu myśleć? Tak, lub nie -spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Ludu, dopiero go poznałem, a już mam wrażenie, że jego uśmiech doprowadza do zapoczątkowania apokalipsy moich nerwów.
-Okej, niech gra -potarłem skroń opuszkami palców. Zagwizdałem dwa razy, a chwilę później wokół mej osoby zebrali się wszyscy zawodnicy -Dzielimy się na drużyny. A właściwie..-kątem oka zerknąłem na Nijimurę.
-Właściwie..? Kapitanie? -Moriyama wyrwał mnie z zamyślenia.
-Wybacz. Dobra, ja was podzielę -oznajmiłem -Pierwszy skład, kontra 3 osoby ze składu drugiego i...Kise wraz ze swym gościem, pomożecie im, prawda?
-Eeee? Będę w drużynie z Nijimurą-senpai'em? O! Fajnie, ale..myślałem, że będę mógł się z nim zmierzyć..-odparł z żale blondyn.
-Haha, Twój kapitan jest niemożliwy, Ryouta! Ty, w skarpetkach, serio chcesz żebyśmy byli w jednym składzie? -skinąłem głową i stwierdziłem, że dla mnie nie ma to większego znaczenia. Choć...przyznam, że zrobiłem to na złość. Ciekawe co zrobi kiedy przegra ze składem wyjściowym? Dalej będzie taki zarozumiały? Chciałem to zobaczyć...To był główny powód mojego postępowania. Ciemnowłosy rozłożył ręce, pokręcił głową, po czym oznajmił że nie odpowiada za ewentualne załamania nerwowe. Zrozumiałem, że chodzi mu o to, iż zamierza wygrać. I gdyby nie moja duma, może uwierzyłbym w tlący się dla nich cień szansy.
40 minut minęło szybko. Za szybko. Mecz zakończył się niewiarygodnym wynikiem. 180 do 76. Wygrała drużyna Kise. Jak? Sam nie wiem. Zanim zaczęliśmy grę...trudno było mi uwierzyć, że Nijimura posiada jakiekolwiek zdolności do gry w koszykówkę. Choć był dobrze zbudowany i miał do tego niesamowity potencjał. Ale kiedy zobaczyłem, co potrafi wyczyniać na boisku...Matko i córko, tylko za głowę się złapać! Coś wspaniałego, oszałamiającego! I nie mówię tu tylko o stylu gry. Ale ten fakt pomińmy, usuńmy, wymażmy..cokolwiek.
-Nijimura-senpai jak zwykle byłeś niesamowity! -usłyszałem nagle i odwróciłem się. Ryouta skakał uradowany wokół swego "bohatera". Wyglądał całkiem jak pies, który prosi o jedzenie. Z mojej perspektywy oczywiście. Westchnąłem głośno i na powrót spojrzałem w dawny obiekt zainteresowania. Była nim ściana. Ciekawe zajęcie, prawda?
-Uwaga! -nim zdążyłem zareagować, coś twardego uderzyło w moją głowę. Upadłem na ziemię i łapiąc się za obolałe miejsce odwróciłem się w tył.
-Jeb w łeb! Tak się czuje Ryouta, kiedy Ty go bijesz.
-Haaaa?! -w moich oczach pojawiła się chęć mordu. Okej, zrozumiałem aluzję, ale no!
Pomiędzy nami doszło do kłótni. Sam nie do końca wiedziałem, dlaczego tak bardzo się zdenerwowałem. W sumie jak tak na to spojrzeć...Kise musiał przechodzić przez to codziennie. Mimo że jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nie powiedział mi że mu to przeszkadza. Ale to nie w tym leżał problem, tylko w moim zachowaniu.
-Hm..-w pewnym momencie Nijimura wlepił we mnie te swoje szare ślepia.
-Co się tak lampisz? -syknąłem przez zęby.
-Twoje brwi...
-He?
-Są takie...seksi -to co powiedział, wprawiło mnie w osłupienie. A szanowny Kise Ryouta parsknął nieopanowanym śmiechem.
-Co Ty gadasz?! Może nie są idealne, ale żeby od razu się ich czepiać?!
-Nie, nie. Ja mówię serio -spojrzał na mnie. Chwilę później zbliżył dłoń do mojej twarzy i jednym z palców, przejechał po prawej brwi. Nie do końca wiem czemu, ale na policzki wskoczył mi rumieniec. Wiem, to głupie, ale co ja poradzę? Gwałtownie odsunąłem się od niego i spojrzałem jak na debila.
-Czemu się czerwienisz? Powiedziałem tylko prawdę -wzruszył ramionami.
Pan od brwi spędził z nami jeszcze duuuużo czasu...Aż do końca treningu. No, prawie do końca. Pół godziny przed, pożegnał się z Kise i opuścił salę. W szatni, kiedy zostałem sam z blondynem, wszystko jakby wróciło do normy gdyby nie...
-Nijimura-senpai był wspaniały prawda?
-Ta...Kim on właściwie jest?
-Ach, on był kapitanem naszej drużyny w Teikou! -oznajmił uśmiechając się szeroko. A więc to tak? Kapitan? Zanim Akashi się nim stał? No no...Tęczowy kapitan, nic dziwnego że jest...taki.
-Aha...A co tu robił?
-Powiedział, że postanowił odwiedzić wszystkich z Pokolenia Cudów. Więc odwiedza.
-Aha -odpowiedziałem, a moja twarz była bez wyrazu. Po wzięciu szybkiego prysznica przebrałem się i zgarnąłem torbę. Wraz z Ryoutą wyszliśmy przed bramę liceum. Skręciłem w lewo, a nie tak jak oczekiwał mój towarzysz -w prawo.
-Kasamatsu-senpai? Twój dom jest w tamtą stronę -wskazał palcem uliczkę naprzeciwko.
-Nie idę jeszcze do domu.
-A dokąd? Dookąd?
-Do kosmetyczki...-odpowiedziałem załamany i ruszyłem w swoją drogę. Szedłem wolno, spokojnie. Wsłuchiwałem się w odgłosy dochodzące zewsząd. Jadący samochód, krzyki dzieci, powiew wiatru, alarm w aucie...Tyle tego było. W pewnym momencie usłyszałem za sobą znajomy głos. Na początku pomyślałem, że to Kise, ale..
-Kasamatsu! Ej no! Ty od brwi! -stanąłem jak wryty i powoli obróciłem się. Mina automatycznie mi zrzedła, kiedy oczom ukazał się Nijimura. Nie czekając na to, aż zbliży się jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku. Szedł za mną. Cały czas, krzyczał, zaczął biec. W końcu znalazł sie tuż przed moją osobą. Jak? Kiedy? Nie wiem.
-Zejdź mi z drogi.
-Nie chcę. Dokąd idziesz?
-A co Tobie do tego?
-No jejku, co Ci szkodzi powiedzieć?
-Idę do kosmetyczki, ot co -fuknąłem, próbując go wyminąć. Nie udało się.
-Ale po co? Jeżeli w sprawie brwi to jesteś kretynem.
-Że co?!
-No. Twoje brwi są seksowne, mówiłem to już nie? -uśmiechnął się i zrobił krok w przód, zmniejszając dystans między nami.
-No i co w związku z tym..? -spytałem, lecz nie tak pewnie jak oczekiwałem.
-Bo wiesz...-zbliżył się jeszcze bardziej -Nie tylko Twoje brwi mi się podobają...-szepnął mi do ucha.
-Co Ty..-nie zdążyłem dokończyć. Nasze usta, nie wiadomo kiedy złączyły się razem. Uchyliłem wargi, chcąc jakoś zaprotestować, ale tęczowy kapitan skorzystał z okazji wpychając mi swój język do buzi. Tym samym pogłębił zaaranżowany pocałunek. Policzki przybrały rumiany kolor, do oczu napłynęły łzy. To było takie...miłe, a zarazem okrutne. Okrutne z jego strony.
Jakimś cudem udało mi się go odepchnąć.
-Słodko wyglądasz kiedy się rumienisz..-powiedział oblizując wargi -Twoje usta też są słodkie. Wygląda na to, że teraz nie tylko brwi będą mnie przy Tobie trzymać.

Szablon wykonała Nessa Daere.