Strony

czwartek, 30 lipca 2015

Zmiany, zmiany *^*

Jak widzicie blog ma nowy szablon ^^ Wykonała go Nessa z Łowców Snów za co jestem jej bardzo, bardzo wdzięczna ^^ Szablon osobiście bardzo mi się podoba *^*
A wy? Co o nim sądzicie? *patrzy na wszystkich dookoła*

niedziela, 26 lipca 2015

Nie wierzę totalnie ;-;

Aiko jest z siebie w jakimś stopniu dumna ;-; Może nie z treści tekstów, ale na pewno z tego, że udało jej się je skończyć ;-; Dzisiaj miała jeszcze do napisania dwa ;-; Już myślała, że się po prostu nie uda, że będziecie musieli czekać do jutra, ale jednak dała radę! *^* Choć nie wie czy to co tam "stworzyła" się komukolwiek spodoba ;-; W każdym bądź razie, dziś mijają 4 miesiące odkąd Aiko założyła bloga więc ten no...Yupi...*łapka w górę* Bądźcie wyrozumiali ;-; Nie no...prosto z mostu, wyszło nie wyszło? ;-;
O to...no tak z tej całej "okazji" ^^" Kuroko <3

~~Aiko

MuraKuro

Cukierki, książki i foch ><
MuraKuro dla Temari! Mam nadzieję że ktoś to przeczyta ^^"
Zapraszam do czytania ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pewnego przeciętnego dnia, w bardzo przeciętnej dzielnicy, u przeciętnego chłopaka, w jego przeciętnym domu pojawił się nie bardzo przeciętny gość. Zakłócił harmonię tam panującą. Przecież tam wszystko miało być przeciętne i pozostawać w cieniu innych wspaniałości. A tu coś takiego. Cóż, w gruncie rzeczy nikomu to tak bardzo nie przeszkadzało. Aż tak bardzo...Przeciętny chłopak nazywał się, Kuroko Tetsuya. A jego gościem był nikt inny jak Murasakibara Atsushi. Gigant nad giganty. Zbyt wysoki jak na pierwszorocznego licealistę, nieprawdaż? Cóż...chyba tylko my tak uważamy...Rozległ się dzwonek do drzwi. Dźwięk zabrzmiał we wrażliwych uszach niebieskookiego chłopaka, który bez pośpiechu odłożył czytaną dotąd książkę na stolik, po czym udał się do drzwi, aby je otworzyć. Zadarł głowę w górę, aby spojrzeć w oczy swojemu przyjacielowi i zaprosił go do środka. Ten schylił się delikatnie, aby móc wejść. Zajął miejsce w salonie na kanapie przed telewizorem.
-Kuro-chiiiin~~
-Słucham?
-Masz może coś słodkiego? Umieram z głoduuuuu~~
-Mam zrobiony obiad, mogę Ci dać jeżeli jesteś głodny. Pewnie i tak nie zjadłeś jeszcze nic porządnego oprócz słodyczy...
Na te słowa fioletowłosy nadął policzki. Był niezadowolony z odpowiedzi kurdupelka. Był nią wręcz oburzony. Przecież słodycze to najlepsze co się może w życiu trafić! Są porządne jak każde inne jedzenie! Kto się zgadza łapka w górę!
Nie rozpoczynając dalszej konwersacji, Murasakibara wstał i zaczął szperać po szafkach, gdzie zwykle znajdował jakieś słodkości. Znalazł, owszem. Ale tylko jedną tabliczkę czekolady. Do tego gorzkiej. No i gdzie tu sprawiedliwość na tym świecie? Wszystko obróciło się przeciwko niemu! Cóż było robić? Usiadł sobie z powrotem na kanapie i otworzył opakowanie. Włączył telewizor i zaczął zajadać się czekoladą. Była...no czekolada jak czekolada, z tą różnicą że nie słodka. I to bolało. Ale nic nie mógł na to poradzić. Kuroko tymczasem czytał książkę. Wciągnął się. Z końcem każdego rozdziału, ciekawiło go co będzie w kolejnym. Nie zwracał szczególnej uwagi na to co robił jego partner, bo to było raczej oczywiste. Nie martwił się więc o jego czyny. Wiedział, że Atsushi jest spokojny jeżeli się go zbytnio nie wyprowadzi z równowagi.
-Kuro-chin ja chcę cukierkaaa
-Murasakibara-kun, albo obiad albo nic z tego -oświadczył nie przestając czytać.
-No ale to nie fair! Kuro-chin zawsze robi to co lubi, a ja lubię jeść słodycze! A nie mogę, bo Kuro-chin nic nie ma! -krzyknął z urazą w głosie.
-Cóż za siła perswazji...-pokręcił głową, odłożył książkę, wstał i poszedł ubrać buty -Zaraz wrócę -oznajmił i wyszedł z mieszkania. Atsushi zaś wrócił do oglądania telewizji. Tyle programów kulinarnych...tyle deserów...Oni tam sobie jedzą, a on co? A on nie ma nic słodkiego pod ręką. No i jak tu nie być złym?
Kuroko dość długo nie wracał do domu. Długo, bo prawie godzinę. Mówił że "zaraz wróci". Fioletowooki zaczął się naprawdę martwić. Co chwilę nerwowo spoglądał na zegarek. 5 minut, 15 minut...Dalej go nie było. I już miał udać się na poszukiwania, kiedy do domu wrócił niebiesko włosy chłopak.
-Przepraszam, że tak długo...w sklepie były straszne kolejki...-podał gigantowi reklamówkę wypełnioną słodyczami, w tym upragnionymi cukierkami. Ściągnął buty, poszedł do salonu i na powrót zaczął czytać książkę. Nie potrwało to jednak długo. Nagle książka zniknęła z jego rąk. Spojrzał w górę. Murasakibara mu ją zabrał. Odłożył ów rzecz, wysoko, wysoko na szafkę i spojrzał na ukochanego. Przewrócił go na podłogę i chwycił dłonią za nadgarstki.
-M-Murasakibara-kun, puść mnie..!
-No ale...Kuro-chin wygląda tak słodziutko. Jak cukierek, więc może najpierw zjem Ciebie, a później zajmę się resztą? -uśmiechnął się jak typowy pedofil na widok dziecka, po czym oblizał wargi.

Nagle poczuł uderzenie w krocze. Kuroko go kopnął, dzięki czemu mógł się uwolnić. Uciekł do swojego pokoju, lecz zanim zamknął drzwi,  stanął w progu.
-Głupi Atsushi! -krzyknął i zamknął drzwi na klucz.
-Ale Kuro-chin, z tym zjedzenie to nie było na poważnie! Nie zjadłbym Cię no!

~~Aiko

Kuroko no Princess (NIjimura x Haizaki)

Cinderella
Nijimura x Haizaki dla Sky c;!
Aiko miała napisać coś "normalnego", ale że Nijimura x Haizaki było w planach, a mianowicie
mieściło się w jej "Kuroko no Princess", to dlaczego nie miałaby napisać tego teraz?
Heh ^^ Mam nadzieję, że się spodoba ^^
Zapraszam do czytania :3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dawno, dwno temu w pewnej wiosce, mieszkała bogata wdowa, która wychowała dwie córki i pasierbicę. Córki te nie grzeszyły swą urodą, lecz myślały że jest na odwrót. Dlatego też zachowywały się niesamowicie krzykliwie i dumnie. Natomiast pasierbica, choć była dziewczyną niezwykłej urody, była bardzo skromna i wstydliwa. To ona wykonywała wszelkie prace w domu i w gospodarstwie, więc w przeciwieństwie do swoich przyrodnich sióstr i macochy, nie miała czasy by się stroić. Jej codzienny strój był naprawdę okropny. Ciągle chodziła w łachmanach, brudna i usmolona. Z tego też powodu nazywano ją "Kopciuszkiem". Kiedy wdowie i jej córką coś się nie spodobało, lub miały zły humor, pastwiły się nad biedną dziewczyną. Zlecały jej najcięższe prace, biły i wyśmiewały się z niej. Zdawały sobie sprawę, że Kopciuszek jest o wiele piękniejsza od nich, zazdrościły jej i to sprawiało, że stawały się jeszcze bardziej złośliwe. Kopciuszek jednak mimo wyrządzanej jej krzywdy, miała złote serce. Nigdy nie odmawiał pomocy potrzebującym. W tajemnicy przed macochą, która była pazerna i zła, wynosiła resztki jedzenia żebrakom, nawet jeśli przez to sama miałaby być głodna. Dokarmiała też dzikie zwierzęta. Uwielbiała ptaki, które bardzo się do niej przywiązały. Pewnego dnia, ogłoszono, że młody królewicz poszukuje dla siebie żony.
Z tego też powodu miał zostać wydany huczny bal. Córki wdowy niemalże natychmiastowo pobiegły do domu, aby przekazać matce nowinę i porządnie przyszykować się na spotkanie z królewiczem. Matka kupiła im mnóstwo klejnotów, naszyjników, bransoletek, bo miała nadzieję, że na pewno któraś z nich zostanie narzeczoną księcia. Kopciuszek także marzył o tym, aby móc pójść na tę niesamowitą uroczystość. Jednak nawet nie śmiał prosić macochy o strój. Patrzał więc smutno na swoje przyrodnie siostry, które teraz spędzały czas wyłącznie przed lustrem. Gdy nadszedł dzień balu, Kopciuszek, widząc że siostry są już ubrane, spostrzegł na ich łóżkach stertę pozostawionych sukni. W jego oczach błysnęło coś na kształt iskierek. Zbliżył się więc do macochy i spojrzał jej w oczy.
-Czegoś chciała? -spytała ze srogą miną.
-Och, matko, zabierzcie i mnie na bal. Tyle sukni pozostało...Mogłabym wziąć jedną? -spytała niepewnie.
Na te słowa macocha zaśmiała się tylko, klepnęła dziewczynę w plecy i powiedziała...
-Takie dziewuchy jak Ty, nie chodzą na bal! A zresztą...Hm -rozejrzała się -Możesz pójść, jeżeli wybierzesz mak z popiołu - wysypała miskę maku do naczynia z popiołem.
-Ależ to niemożliwe żebym zrobiła to w tak krótkim czasie! Potrzeba co najmniej tygodnia!
-To już Twój problem moja droga. Jeżeli chcesz iść, to zrobisz to szybciutko -stwierdziła.
Cóż było robić? Kopciuszek zabrał się za pracę. Jednak jak podejrzewała, nie było to takie proste i trwało naprawdę długo. Po długim czasie dziewczyna usiadła przy oknie załamana, a po jej policzkach spłynęła pierwsza łza. Nagle na parapecie pojawiły się gołębie, które kochały Kopciuszka za to, że karmiła je chlebem, gdy sama nie miała co jeść i zagruchały:
-Nie płacz, pomożemy Ci!
Kopciuszek nie mógł uwierzyć własnym oczom. Już po chwili mak był wybrany z popiołu i wrzucony z powrotem do miski. Uradowana tym faktem pobiegła do macochy i krzyknęła:
-Mamusiu, mak już wybrany! Czy mogę teraz iść na bal?
Macocha słysząc to popchnęła biednego Kopciuszka, a mak z powrotem wysypała do naczynia z popiołem.
-Siedź za piecem i rób co Ci kazałam! A na bal i tak nie pójdziesz, bo byś nam tylko wstyd przyniosła!
Zabrała wystrojone córki i wraz z nimi udała się na zamek. Kopciuszek, cały zapłakany usiadł i nawet gołąbki, które tak, jak poprzednim razem, szybciutko wybrały cały mak z popiołu, nie sprawiły jej radości. Ptaszki, widząc, że ich przyjaciółka jest taka smutna, zagruchały:
-Nie martw się, pojedziesz na bal! Już nasza w tym głowa!
Po chwili za oknem dziewczyna dostrzegła dziwny blask. Przed domem stała przepiękna kareta zaprzężona w śnieżnobiałe konie. W kuchni zaś pojawiła się tajemnicza postać, która wręczyła Kopciuszkowi najpiękniejszy strój, jaki można sobie wyobrazić- suknię utkaną z księżycowej mgiełki, płaszcz wyszywany gwiazdami i szklane pantofelki. Była to dobra wróżka, która przybyła na zawołanie gołąbków, wzruszonych losem swojej przyjaciółki. Wróżka, darując Kopciuszkowi te niezwykłe podarunki, przykazała:
-Pamiętaj, że czary prysną o północy! Do tego czasu musisz być w domu...
-Oczywiście, będę pamiętała! -zawołał Kopciuszek i ku swej radości zauważył, ze jest już ubrany w ten przepiękny strój. Pobiegł zatem do czekającej przed domem karety. Gdy tylko przepiękne dziewczyna zjawiła się na sali balowej, wszyscy tam zgromadzeni nie mogli oderwać od niej wzroku, a przede wszystkim królewicz, zauroczony nią od pierwszego wejrzenia. Podszedł do niezwykłej piękności i zaprosił ją do tańca. Pozostałe zebrane na sali panny, a zwłaszcza macocha i jej córki, które oczywiście nie poznały w przepięknej pani usmolonego Kopciuszka, czuły ogromną zazdrość. Młody chłopak spojrzał w oczy swej partnerki.
-Jak się nazywasz? -spytał uśmiechając się lekko.
-Haizaki.
-Jesteś pewna..? -zacisnął pięść, a żyłka na skroni zaczęła pulsować.
-Ta, tylko karzą mi mówić że Kopciuszek. Kompletnie tego nie jarzę. A do tego nie jestem żadną babą i---
-Haizaki debilu!
-Haizaki, czy Ty jesteś głupi czy tylko udajesz?! Trzymajcie się scenariusza do jasnej cholery! -krzyknęła Aiko uderzając rękoma w stolik.
-Aiko-san spokojnie -powiedział Kuroko popijając swój ukochany shake waniliowy.
-Tylko Ty mnie rozumiesz ;-; Okej, okej już jestem spokojna...Lecimy dalej!
Wracając do scenariusza...
-Nazywam się Kopciuszek...-odpowiedziała cichutko.
-A więc Kopciuszku...-chciał jeszcze coś dodać, lecz nagle zegar zaczął wybijać północ. Spanikowana dziewczyna odsunęła się od królewicza. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć. W końcu jednak odwróciła się na pięcie i wybiegła z budynku. Biegła najszybciej jak tylko potrafiła, lecz nagle...zaliczyła glebę?! Jeden z pantofelków zsunął się ze stopy i nie wiedzieć z jakiego powodu wyleciał wysoko, wysoko w górę, po czym uderzył biegnącego za dziewczyną księcia, prosto w głowę. Ten upadł na ziemię. Złapał się za obolałe miejsce, wstał i...i rzucił pantofelkiem w Kopciuszka?!
-Co wy odwalacie?! -krzyknęła Aiko wstając ze swojego miejsca.
-Zabiję Cię Haizaki, zabiję!
-Nie chciałem! To było przez przypadek! -krzyknął uciekając przed wściekłym Nijimurą.
-Trzymać się scenariusza idioci!
-Ach, chyba ich nie uspokoisz -stwierdziła Riko ziewając.
-Akashi, ratuj. Proszę Cię, ratuj ;-; -uklęknęła przed czerwonowłosym psychopatą i zaczęła bić przed nim pokłony.
-Okej, niech będzie -uśmiechnął się sadystycznie. Już po chwili aktorzy wrócili na swoje miejsca. To był prawdziwy cud *^* Dobra, kontynuując....
Dziewczyna zniknęła. Jedyne co po niej pozostało to szklany pantofelek. Nazajutrz książę, który odnalazł na schodach pantofelek Kopciuszka i wysłał gońca, by w całym królestwie poszukał tej, na której nóżce będzie on pasował, ogłaszając przy tym, że poślubi właścicielkę tego maleńkiego bucika. Goniec trafił na końcu także do gospodarstwa wdowy i zapytał o mieszkające tu panny na wydaniu. Macocha pokazała mu swoje córki, jednak obie miały stopy zdecydowanie za duże, by zmieścił się na nie delikatny pantofelek. Goniec zauważył jednak za piecem Kopciuszka i zapytał:
-A co to za dziewczę?
Macocha odparła:
-To tylko moja pasierbica. Brzydka i niemądra. Do tego robi za męską dziwkę, przynajmniej tak mi powiedziano. Pomaga mi w kuchni i gospodarstwie, tylko do tego się nadaje.
-Akashi...-nie wytrzymując już, Aiko uderzyła głową o stolik -Riko, błagam...dokończ to za mnie...
-Okej, okej. Robi się! Na miejsca debile! -krzyknęła i nie wiedzieć kiedy, wszyscy zaczęli magicznie "współpracować".
Goniec jednak rzekł:
-Rozkaz księcia był taki, by każda panienka w królestwie przymierzyła pantofelek.
Po tych słowach, wsunął bucik na stopę Kopciuszka, a ten pasował jak ulał. Widząc, jak goniec pomaga Kopciuszkowi wstać, a potem prowadzi go do karety, by zawieźć na ślub z księciem, macocha i jej córki zzieleniały z zazdrości i zrobiły się jeszcze brzydsze i złośliwsze, niż były wcześniej. Ślub odbył się naprawdę szybko. Oboje powiedzieli sobie, tak. Na koniec książę złączył ich wargi w pocałunku...?
-S-słodko...-Aiko wgapiła się jedynie w piękną parę małżonków.
-Nijimura! Tak przy ludziach?! -krzyknął zdenerwowany Haizaki z ogromnym rumieńcem na twarzy.
-Ty mnie przy ludziach znokautowałeś tym spoconym pantoflem, to chyba należała mi się rekompensata co nie? -uśmiechnął się sadystycznie.
-Aiko-san...to już koniec bajki tak?
-Ach, masz rację Kuroko -uśmiechnęła się lekko -Ale najpierw...-wyjęła telefon i pokazała "młodej parze" zdjęcie, które zdążyła wcześniej zrobić -Raz i dwa i trzy. Klik i wszyscy zaraz to zobaczą~~
-Nieeeeeeeee!!!!!!!! -krzyknął Haizaki upadając na ziemię załamany.
Czy właśnie tak powinny kończyć się normalne bajki? Raczej nie.....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na tym koniec...Gomene, pierwszy raz w mym nędznym życiu pisałam cokolwiek z tym paringiem ;-;
Naprawdę gomene ;-;
Obsada? :
Kopciuszek - Haizaki Shougo
Książę - Nijimura Shuzo
Macocha - Akashi Seijuro
Pierwsza córka - Reo Mibuchi
Druga córka - Aomine Daiki
Dobra wróżka - Kuroko Tetsuya
Goniec - Kise Ryota
Pani nadzorująca a zarazem narrator niedający sobie rady z aktorami? - Aiko Itami
Zastępca nieudolnej Aiko? - Riko Aida

~~Aiko

KiKuro

Bo dzięki niemu znalazłem cel w życiu
KiKuro dla Sky! Ile ja przy tym siedziałam ;-; Masakra ;-;
Ale skończyłam *^* I można powiedzieć, że jestem z tego w jakimś stopniu dumna ;-;
Zapraszam do czytania ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ciepły wiosenny wieczór. Słońce chowające się za horyzontem, szum liści i śpiew ptaków. To wszystko czego może potrzebować zestresowany człowiek. Chwila relaksu i odpoczynku. Nikogo to nie zabije, a da odrobinę siły na kolejne dni. Młody model, Kise Ryota spacerował parkiem, co chwilę rozglądając się dookoła. Jakby na kogoś czekał, lecz nikogo się nie spodziewał. Usiadł na ławce, tuż przed pomnikiem Hachiko. Jako dziecko uwielbiał tam przychodzić. Spotykać się z kolegami. Jeżeli mógł ich tak nazywać. W końcu zawsze próbowali go spławiać. Nie rozumiał dlaczego tak jest. Był zbyt energiczny? A może chodziło o entuzjazm z jakim do wszystkiego podchodził? Ale to raczej pozytywne cechy...Cóż, teraz tak nie potrafił. Jako dziecko nie rozumiał wielu rzeczy. A teraz? Teraz jest już dorosły. Można tak powiedzieć. 20 lat to już coś. Nagle zadzwonił telefon. Wyjął urządzenie z kieszeni. Spojrzał na wyświetlacz. Numer nieznany. Odebrać? Nie odebrać? Nie lubił kiedy wciskano mu jakieś durne promocje czy przypominano o jakichś innych pierdołach. Schował telefon z powrotem do kieszeni spodni. Westchnął głośno kiedy komórka ponownie zaczęła wibrować. Denerwowało go to. W końcu nie wytrzymał i wyłączył ją. Przeciągnął się leniwie i ruszył w stronę centrum, gdzie mieszkał wraz ze swą drugą połówką. Kuroko Tetsuyą. Po drodze spotkał paru znajomych. Kagamiego, Takao i Midorimę. Właściwie mógł bez żadnych przeszkód nazwać ich przyjaciółmi, w końcu znali się dość długi okres czasu i mieli do siebie wielkie zaufanie. Pogadali trochę o czasach liceum, a potem każdy udał się w swoją stronę. Blondyn w końcu dotarł na miejsce. Wszedł po schodach, uśmiechnął się delikatnie i nacisnął klamkę. Zamknięte. Czyżby Kuroko nie było w domu? A może to tylko żart z jego strony? Wyjął klucze i otworzył drzwi do mieszkania.Wszedł do środka. Rozejrzał się dookoła.
-Wróciłem! -krzyknął wchodząc do kuchni. Nikogo tam jednak nie zastał. Dziwne. Kuroko zwykle o tej porze był w domu i przygotowywał kolację. Sprawdził jeszcze w salonie, sypialni i łazience, ale w żadnym z tych pomieszczeń nie było niebieskookiego chłopaka.
-Hm...Może został dłużej w pracy? -wyjął komórkę i na powrót ją włączył. 50 nieodebranych połączeń. Numer nieznany. To naprawdę zaczynało się robić mega dziwne. Wybrał numer do kwiaciarni w której pracował Kuroko. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, w końcu ktoś podniósł słuchawkę.
-Halo?
-Ach, dobry wieczór. Z tej strony Kise Ryota, chłopak Kuroko Tetsuyi, który u was pracuje. Pamięta mnie pani prawda? Więc...nie wrócił jeszcze do domu, został po godzinach?
-Kuroko...? To Ty jeszcze nie wiesz? Ale...przecież podałam ratownikom twój numer. Mieli zadzwonić...
-Ratownikom? O co tu chodzi? Gdzie jest Kurokochi..?
-Kuroko został odwieziony do szpitala...Nagle upadł a z nosa poleciała mu krew, nie wiedziałam co się dzieje...Medycy powiedzieli, że to może być coś poważnego, lepiej żebyś szybko pojechał do szpitala!
Zamurowało go. Nie wiedział co powiedzieć. Kuroko w szpitalu? Nagle upadł? Krew? Ale dlaczego? Przecież wszystko było w jak najlepszym porządku, chociaż...Ostatnio zauważył u niego trochę siniaków na ciele...Może ktoś go pobił?!
-Dziękuję za informację, już tam jadę! -odłożył słuchawkę, szybko wybiegł z mieszkania, zamknął drzwi i popędził do samochodu. Pod szpitalem znalazł się w bardzo szybkim tempie.Dostał mandat za przekroczenie prędkości, ale w tej chwili go to kompletnie nie obchodziło. Liczyło się tylko to, aby jak najszybciej spotkać się z Kuroko i dowiedzieć się co z nim. Na izbie przyjęć, przy rejestracji dowiedział się, że jego ukochany został przewieziony na oddział onkologi. Ale dlaczego akurat na onkologie? Jeszcze bardziej go to zmartwiło, bo doskonale wiedział jacy ludzie tam przebywają i czym zajmują się onkolodzy. (Dla niewiedzących: onkolog - lekarz specjalista, zajmujący się rozpoznawaniem i leczeniem chorób nowotworowych.)

Szybkim krokiem ruszył w stronę windy. Wcisnął przycisk "7" i czekał, aż dojedzie na miejsce. Na siódmym piętrze wysiadł i udał się do rejestracji. Tam dowiedział się, że Tetsuya leży w sali B5. Dotarłszy pod ów pomieszczenie, powoli wszedł do środka. Niebiesko włosy leżał na łóżku, pod nieskazitelnie białą pościelą.
Był przytomny. Zmartwiony, a jednocześnie z lekka uradowany Kise podbiegł do łóżka i usiadł obok na krześle, łapiąc ukochanego za rękę. Szybko jednak wypuścił ją z uścisku zauważając, że jej właściciel podłączony jest do kroplówki. Spojrzał w błękitne oczy.
-Kurokochi...co się stało? Jak się czujesz?
-Kise-kun....j-ja..ja sam nie wiem...A czuję się dobrze..-uśmiechnął się lekko.
-To dobrze..Ale naprawdę nic nie pamiętasz?
-Ja...pamiętam tylko, że zakręciło mi się w głowie...Potem zrobiło mi się słabo, a później..tego nie wiem..
-Później zemdlałeś...Dzwoniłem do kwiaciarni, Twoja szefowa mi powiedziała...
Kuroko pokiwał tylko głową i spojrzał w sufit. Czyżby sam nie wiedział co się z nim dzieje? Wcześniej mu się to nie zdarzało? A może jednak? Myślał i myślał, ale nic nie wywnioskował. Rozbolała go tylko głowa. Chciał się jak najszybciej spotkać z lekarzem prowadzącym. Zrobił to, lecz dopiero po obchodzie. (obchód lekarski - lekarze chodzą od sali do sali, od pacjenta do pacjenta i omawiają chorobę każdego z nich)Cóż, trochę czekać musiał. W końcu na oddziale byli również inni pacjenci. Ale pomijając ten fakt, Kise w końcu mógł na spokojnie porozmawiać z lekarzem. Nie było jednak łatwo go przekonać do tego, aby zdradził jakiekolwiek informacje na temat swojego pacjenta. W końcu takie rzeczy można zdradzać tylko i wyłącznie rodzinie....
-Proszę, niech pan mi powie...Jestem chłopakiem Kurokochi'ego!
-Ech, przestań mi w końcu truć, usiądź i słuchaj. Powiem.
-Nareszcie...
-A więc, co do Kuroko...Jest to podejrzenie białaczki i słaba odporność organizmu.
-Białaczki...? A-Ale jak to białaczki...?
-To tylko podejrzenia, ale objawy się niestety zgadzają. Jeżeli wszystko potwierdzimy to potrzebny będzie przeszczep szpiku kostnego, ale nie gwarantuje on całkowitego powrotu do zdrowia.
-Ale jakie objawy? Ja nic nie rozumiem!
-Cóż, objawem ostrej białaczki może być: częste krwawienie i łatwość powstawania siniaków, bladość i wieczne zmęczenie,
częste infekcje i trudno gojące się najdrobniejsze skaleczenia. Wszystkie te objawy nie są charakterystyczne jedynie dla białaczek i mogą być spowodowane również innymi przyczynami, są jednak ważnymi przesłankami do poważnych i dokładnych badań lekarskich. Zdiagnozowanie białaczki wymaga specjalistycznych badań krwi obejmujących badanie komórek krwi w szpiku i krwi obwodowej. U chorych na białaczki przewlekłe opisane objawy mogą nie występować, a diagnoza odbywa się zwykle w czasie „rutynowych” badań lekarskich.
Kise nie wiedział co powiedzieć. To wszystko tak bardzo go zdezorientowało. Ale jednocześnie otworzyło oczy. Faktycznie, Kuroko ostatnimi czasy był bledszy niż zazwyczaj, cały czas był zmęczony i łatwo powstawały mu siniaki....Wszystko układało się jakby w jedną całość, poczynając od bledszej karnacji, a kończąc na białaczce. To nie było to, czego się spodziewał przyjeżdżając do szpitala. Miał nadzieję, że to nic poważnego, że Kuroko pobędzie parę dni w szpitalu i będzie okej. A tu coś takiego...Białaczka. Choć to nie do końca pewne, to bardzo prawdopodobne...No i jak tu myśleć pozytywnie...Kise byłby zdolny, ale Kuroko? Co z nim? On już wie? Po rozmowie Ryota udał się z powrotem do sali. Usiadł na brzegu łóżka.
-Kurokochi...rozmawiałem właśnie z lekarzem -uśmiechnął się delikatnie -Posiedzisz troszkę w szpitalu i---
-Nie kłam, Kise-kun....-przerwał mu chowając głowę pod kołdrę -Ja wszystko wiem...
-Kurokochi...-kąciki jego ust opadły w dół. Nie wiedział, że Tetsuya został o wszystkim poinformowany.
Przez dłuższą chwilę siedzieli nic nie mówiąc. Nie wiedzieli jakby zacząć rozmowę. W końcu jednak ciszę przerwał głos blondyna.
-Kurokochi, jeżeli będzie trzeba to będę dawcą.
-C-co? Kise-kun , ale przecież...
-Bez żadnych ale. Oddam Ci swój szpik jeżeli będzie trzeba. Mnie się nic od tego nie stanie, a Tobie może uratować życie. A mnie bardzo na Tobie zależy i nie chcę żebyś odszedł...Kiedy Cię poznałem Kurokochi, wszystko jakby obróciło się o 180°, życie nabrało sensu! Dlatego nie pozwolę aby coś Ci się stało! Nie pozwolę Ci odejść rozumiesz?
-Kise...kun...-oczy zaszły mu łzami. Był smutny, a jednocześnie szczęśliwy. Nie mógł do końca określić jak się wtedy czuł.
-Kocham Cię, Kurokochi -pocałował chłopaka w czoło i uśmiechnął się czule -Przejdziemy przez to razem.

~~Aiko

AoKise

Miłość od pierwszego wejrzenia
AoKise dla Katzuko! ;-; Ludzie, skończyłam to ;-; Nie wierzę ;-;
A i tak pewnie nie wyszło ;-; Gomene ;-;
Zapraszam do czytania ;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nazywam się Kise Ryota. Mam 16 lat, aktualnie uczęszczam do liceum Kajio. Należę tam oczywiście do drużyny koszykówki i każda pozycja mi odpowiada :3 Właściwie jestem niskim skrzydłowym, ale to nieważne! Chciałbym wam opowiedzieć o tym, jak to się kiedyś "nieszczęśliwie zakochałem". To było w drugiej klasie gimnazjum. Mimo mojego wyglądu, talentu i popularności..byłem wszystkim bardzo znudzony. To dlatego, że w każdym sporcie którego próbowałem, nie miałem konkurencji. Pewnego dnia, kiedy spacerowałem sobie po terenie szkoły, nagle oberwałem w głowę piłką od koszykówki. Złapałem się za obolałe miejsce i odwróciłem w stronę z której nadleciał pomarańczowy przedmiot. Stał tam ciemnoskóry, dość wysoki chłopak o ciemnych włosach. Zaśmiał się nerwowo, gdy zobaczył mą wkurzoną osobę. Piłka należała do niego. Przeprosił mnie, a ja oddałem mu jego własność. Chłopak odwrócił się i wrócił na salę gimnastyczną, gdzie aktualnie odbywał się trening. Poszedłem za nim, a co! Raz kozie śmierć! Zajrzałem do pomieszczenia, a to co ujrzałem wprost mnie oczarowało! Aomine grał po prostu niesamowicie! "Nareszcie znalazłem kogoś, z kim mógłbym konkurować!" pomyślałem. Jeszcze tego samego dnia złożyłem wniosek do klubu koszykarskiego, który został zatwierdzony. Otrzymałem osobistego instruktora, Kuroko Tetsuyę. Zdziwiłem się jednak, że ktoś tak mizerny i słaby miał mnie czegokolwiek nauczyć. Gardziłem nim. Nie rozumiałem, dlaczego ktoś taki jak on jest w pierwszym składzie...Postanowiłem zająć jego miejsce. Niestety, nie bardzo mi się to udawało...Pewnego dnia, Midorimachi oznajmił, że ja wraz z Kuroko Tetsuyą, weźmiemy udział w meczu Teiko w drugim składzie. Okej, rozumiem że jego tam przydzielili, ale że mnie? Ech..To było dziwne. Bynajmniej dla mnie. Cóż, pomijając ten fakt. Podczas meczu poznałem prawdziwą siłę Kurokochi'ego. To było naprawdę coś! Zacząłem go szanować, a później staliśmy się przyjaciółmi. Podobnie z resztą Pokolenie Cudów, jak to nas raczono nazwać. Dużo czasu spędzałem z Aominechi'm, którego poznałem jako pierwszego. Tak jakby się do niego...przywiązałem? Zwykle po lekcjach grywaliśmy razem mecze, jeden na jednego. Oczywiście on zawsze wygrywał...no a jak...Ale to mnie nie zniechęcało! Nareszcie ktoś silniejszy ode mnie! Ktoś, kogo podziwiam i szanuję! Jednak...to że Aominechi miał wielki talent, nie było wcale tak do końca wspaniałe...Zaczął się rozwijać, aż jego umiejętności rozwinęły się na tyle, że po prostu przestał uczestniczyć w treningach, a podczas meczu kompletnie się nie starał. Wszystko było mu obojętne. Jego oczy były puste, nie tak jak wcześniej. Zupełnie wyprane z emocji..To było do niego nie podobne...Właściwie to nie podobne do jego uosobienia z wcześniej...Po tym wszystkim zupełnie go nie poznawałem. Nie rozumiałem co się dzieje, a co najlepsze...Nie wiedziałem kim on jest. Codziennie zadawałem sobie jedno i to samo pytanie: "Dlaczego to się stało?". Bo mogło być inaczej, prawda? Gdyby jego talent nie rozwinął się tak szybko...Gdybyśmy wcześniej coś zrobili...A tak? Najpierw Aominechi, potem Murasakibarachi, a później jeszcze Akashichi...Ale czy to naprawdę mogło potoczyć się inaczej?
-Aominechi! Trening się zaraz zacznie! -krzyknąłem mu do ucha.
-Morda, Kise! Na żaden trening nie idę, po kiego mi to? -spojrzał na mnie z ukosa, po czym na powrót zamknął oczy.
-Jak to? Przecież trening jest konieczny! Jeżeli nie przyjdziesz----
-To co? Ten cały "trening" jest mi niepotrzebny.
-Aominechi...
-Zjeżdżaj Kise. Zostaw mnie samego.
-Nie zamierzam! -krzyknąłem pod wpływem emocji. Właściwie nie do końca wiem dlaczego...Nie..Wtedy do końca tego nie rozumiałem, a teraz już wiem.
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał zdumiony moją postawą. Westchnął tylko, po czym wstał, przeciągnął się i ponownie przeniósł wzrok na mnie.
-Ruszaj dupę, jak dalej chcesz tam iść -powiedział i ruszył w stronę sali, a ja zaraz za nim. Na mojej twarzy malował się promienny uśmiech. Naprawdę bardzo się cieszyłem, że Aominechi zgodził się ze mną pójść. Na początku nie sądziłem, że uda mi się go przekonać. Choć...sam nie wiem czy to była moja zasługa, czy nie.
Cóż, ale w tamtej chwili liczyło się tylko to, że Aominechi poszedł ze mną, że był ze mną...W następnych dniach było mniej więcej tak samo. Spędzałem z nim bardzo dużo czasu, a jemu o dziwo to nie przeszkadzało. Uważacie że to podejrzane? Ja też tak myślałem, ale jednocześnie byłem uradowany tym faktem. Raz nawet pojechaliśmy razem, SAMI, WE DWÓJKĘ, w góry. Było wspaniale! Cudownie wprost! I to właśnie tam, stało się coś, czego bym sobie w życiu nie wyobraził. Aominechi mnie pocałował. 
Zaskoczył mnie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek pocałuje kogokolwiek innego niż dziewczynę!
Na początku pomyślałem: "Może Aominechi...czuje to samo co ja?". Żyłem z tym słodkim kłamstwem. Szczerze? Ja naprawdę w to wierzyłem...Choć...Nie powiedziałem mu o moich uczuciach. Wstydziłem się. Ale w dalszym ciągu chciałem przebywać blisko niego. Tak blisko jakby się tylko dało.
Tyle, naobiecywał...Że zawsze będziemy przyjaciółmi, choćby nie wiem co...A później? Odsunął się ode mnie. Odrzucił mnie. Tak po prostu. I tak wracamy do punktu wyjścia. Czyli do mojej obecnej sytuacji. Co aktualnie robię? Siedzę sobie w parku. Jest godzina 1:30. A co tam. Już wszystko mi obojętne. Nie rozumiem, jak on mógł mi tak zrobić. Olać obietnicę którą złożył, olać drużynę, olać mnie. Nie rozumiem tego...Dlaczego, Aominechi? Odważyłbyś się odpowiedzieć na to pytanie? A jeśli tak, to co byś powiedział? Chciałbym usłyszeć jak plączesz się w swoich kłamstwach. Chciałbym to usłyszeć i ujrzeć. Jednak...Mimo tego co przed chwilą powiedziałem ja...ja nadal chyba Cię kocham...To cholernie niesprawiedliwe!


~~Aiko

KagaKuro

Nie ma to jak rodzina...
KagaKuro dla Shadow Vision ^^
Em, Gomene, jeżeli się nie spodoba ;-; Aiko starała się jak mogła, ale brak internetu...
Spowodował, że musiała szybko wszystko pisać...Chciała skończyć na czas ;-;
Zapraszam do czytania ;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myśleliście może kiedyś o adopcji? Czy kiedy byliście mali, waszą ulubioną zabawą był "dom"? Mama, tata, dzieci i pies. Każda dziewczyna marzy o tym, aby być matką, prawda? ( nieee ;-;) Czasami słyszy się też właśnie o adopcji, o której wspomniane było na początku. Jeżeli kobieta nie może mieć dzieci, a bardzo by chciała, może po prostu jakieś adoptować. Świat jest tak dokładnie poukładany, czyż nie? Jednakże....
Co jeśli to nie kobieta będzie chciała mieć dziecko? W niektórych mężczyznach budzi się "instynkt macierzyński" choć podobno występuje on tylko u ludzi rodzaju żeńskiego. Cóż, tak właśnie jest. A problemów z tym nie mało...Przekonał się o tym Kagami Taiga, wraz ze swym partnerem, Kuroko Tetsuyą.
Hm, jak myślicie? Który z nich zażyczył sobie wyprawy do sierocińca? Jeżeli pomyśleliście o Kuroko...bingo. Jeżeli o Kagamim, niestety pudło. Młody koszykarz niestety nie był jeszcze dostatecznie gotowy na ojcostwo. Przynajmniej tak twierdził. Jego partner natomiast uważał zupełnie inaczej.
-Kuroko, jeszcze możemy zawrócić!
-Ale tego nie zrobimy -odpowiedział ze swym stylowym poker face'm na twarzy.
-Słuchaj, wychowanie dziecka to nie lada wyzwanie! Jest naprawdę ciężko! Bynajmniej tak mówili moi rodzice...Ech, Kuroko zawróćmy!
-Nie...Niby czemu mielibyśmy? Lekko na pewno nie będzie. Ale...Kagami-kun, dobrze wiesz jak bardzo mi na tym zależy...Poza tym obiecałeś...
Cóż było robić? Westchnął głośno i ruszył na przód. Fakt, obiecał. Co prawda po imprezie i był pijany, ale obiecał. A obietnic trzeba dotrzymywać. Zwłaszcza kiedy złożyło się ją ukochanej osobie.
-Ale to nie zmienia faktu, że to było po pijanemu....
-Cichaj Kagami! Daj mi pisać dalej! -krzyknęła jakże bardzo zdenerwowana Aiko.
-Kagami-kun, nie kulturalnie tak przerywać...
-Okej, okej już siedzę cicho!
Wracając do tematu. Obietnicy trzeba było zwyczajnie dotrzymać. Dotarli pod dość spory szarawy budynek. Nie robił dużego wrażenia, ale nie trudno było też spostrzec, że stali przed starym sierocińcem. Weszli do środka. Wypełnianie wszystkich dokumentów zajęło naprawdę sporo czasu. Jednak w końcu nadeszła ta chwila. Udali się do pokoju zabaw, gdzie przebywały praktycznie wszystkie dzieci. Kuroko wszedł do środka spokojnym, powolnym krokiem. Rozejrzał się dookoła. Tak jak myślał, małe pociechy go nie zauważyły. Cóż, mówi się trudno. Westchnął cichutko. Zaraz za nim stanął Kagami. Dzieci niemalże natychmiastowo podbiegły do niego. Niebieskooki spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Nie sądził, że jego partner zrobi, aż takie wrażenie. Może dzięki temu zmieni zdanie i będzie chciał z własnej woli adoptować jedno z nich? Ach, marzenia...
-Oi, Kuroko weź je ode mnie! -krzyknął czerwonowłosy.
-Kagami-ku, mógłbyś być milszy...Polubiły Cię -zaśmiał się cicho. Nagle, w kącie pomieszczenie, zauważył małego chłopca o błękitnych włosach. Zdziwił się odrobinę. Podszedł do niego i przykucnął. Przekrzywił głowę w bok. Chłopczyk trzymał książeczkę. Ale nie wyglądało na to żeby czytał. Jedynie próbował. Uśmiechnął się pod nosem do siebie i usadowił się na podłodze. Ku jego zdziwieniu, dziecko obróciło głowę w jego stronę. Czyżby go zauważył? Ale tak od początku? Nie przestraszył się.
-Ach, a-ano...co to za książeczka? -spytał odrobinę zakłopotany. Miał się tylko trochę poprzyglądać.
-"Brzydkie kaczątko".
-Ach, rozumiem. Umiesz już czytać? -w odpowiedzi otrzymał kręcenie głową. Spodziewał się -A chciałbyś się nauczyć?
-Tak -odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Kąciki ust Kuroko również uniosły się w górę. Czas mieli ograniczony, w końcu przyszli tu jedynie po to aby zaadoptować dziecko, ale komu zaszkodzi choć trochę czegoś chłopca nauczyć? Minęło pół godziny. Dziecko naprawdę szybko się uczyło. Udało mu się nawet przeczytać kilka wersów z książki. To naprawdę coś. W zwykłych szkołach  dzieci każdego dnia poznają jedną literkę, a on w pół godziny prawie nauczył się czytać. Tetsuya był z siebie dumny. Dobrze dogadywał się z chłopczykiem. Wyglądało na to, że polubili się nawzajem.
-Um...jak się nazywasz? -spytał, kiedy przypomniał sobie, że w dalszym ciągu nie poznał imienia małego przyjaciela.
-Akira, proszę pana -odpowiedział.
-Ach jaki tam pan...Ja jestem Kuroko Tetsuya. Ano...chciałbyś może mieć nową rodzinę?
-Nową rodzinę? -spytał zdezorientowany -Czyli, że...Chcesz mnie adoptować?
-Tak...jeżeli oczywiście chcesz, bo do niczego nie będę Cię zmuszał. To Twoja decyzja -uśmiechnął się lekko.
-Oczywiście, że chcę -w jego oczkach błysło coś na kształt iskierek. Kuroko w dalszym ciągu uśmiechając się spojrzał na niego. Było coś co go zastanawiało. Akira wyglądał tak samo jak on sam. To było dziwne...Ale cóż, chyba na zawsze pozostanie tajemnicą. Nagle chłopczyk przytulił się do niego. Kuroko odruchowo wziął go na ręce i ruszył na poszukiwanie Kagamiego. Rozejrzał się dookoła.
-Kuroko! Bierzemy tego! -usłyszał nagle i odwrócił się.
-Kagami-kun? Co to za chłopiec?
-To jest mały Kei! Wspaniale się dogadujemy! Co nie, Kei? -spojrzał na czerwonowłose dziecko.
-No ba że tak! Jesteś super Kagami!

-Już jesteście ze sobą na "ty"? Cóż, ja też kogoś poznałem  -skierował wzrok na Akirę, który w tej chwili obserwował Kei'a.
-Czemu on wygląda jak Ty, Kuroko?
-A czemu Kei wygląda jak Ty? -zaśmiał się cicho -Cóż, weźmiemy was obu, co wy na to?
Dzieci jednocześnie krzyknęły "tak!". No kto by się spodziewał, co? Jednak Kagami nie był do końca pewien czy podjęli dobrą decyzję. Jedno dziecko to już wystarczająco dużo kłopot, a co dopiero dwójka?
Kiedy cała czwórka dotarła do domu, Kuroko postanowił przygotować coś do jedzenia. Tymczasem Kagami, próbował znaleźć jakieś zajęcie małym pociechą. Z Akirą nie było ciężko. Wystarczyło dać mu kartki i kredki. Natomiast Kei...Cóż, tu było trudniej. Strasznie wybredne dziecko.
-Nie chcę oglądać tego programu...To jest dla dzieci!

-Młody, Ty jesteś dzieckiem!
-Kagami-kun nie krzycz na Kei'a! -krzyknął z kuchni niebiesko włosy chłopak.
-Tak, tak! To co Ty chcesz w końcu robić?
-Pograć w kosza. Po drodze widziałem boisko niedaleko waszego domu. Macie jakąś piłkę co?
-Pograć w koszykówkę? Ej trzeba było od razu tak mówić! Kuroko, wychodzimy!
-Ale zaraz będzie kolacja! Gdzie wy się wybieracie? -odpowiedzi nie otrzymał, gdyż Kagami wraz z Kei'em opuścili mieszkanie. Cóż. Postanowił że dokończy co zaczął, a potem pójdzie po nich razem z Akirą.
W końcu ramen samo się nie zrobi, prawda? Sushi też.
-Akira, skończyłem. Chodź, pójdziemy po Kei'a i Kagamiego-kun -uśmiechnął się lekko i złapał chłopca za rękę. Pomógł mu ubrać buty, zamknął drzwi i razem udali się w stronę boiska. Dotarcie tam zajęło im sporo czasu. Ale nie chodziło tu o odległość. Po drodze wstąpili do księgarni. Kuroko zakupił nową książkę dla siebie i dla swojego synka. Co jak co, ale takiej okazji przepuścić nie mogli. Heh, ale wracając do tematu.
Kiedy w końcu dotarli na miejsce, słońce schowało się za horyzontem. Boisko oświetlały nieliczne latarnie, oraz gwiazdy i księżyc na czarnym jak smoła niebie. Piękny widok. Kei i Kagami na przemian rzucali do kosza. Na ich twarzach gościły promienne uśmiechy, a w oczach lśniły iskierki. Pełni energii i radości. Koszykówka była czymś co kochali.
-Kagami-kun! Pora wracać do domu! -krzyknął kiedy czerwonowłosy chłopak odwrócił się w ich stronę.
-Już idziemy!
Kagami zebrał wszystkie rzeczy i ruszył wraz z Kei'em w stronę Kuroko. Ten zaś wziął Akirę na ręce i wszyscy razem udali się w stronę domu. Po drodze spotkali Takao, Midorime i Kise. Midorima i Takao razem, standard. Ale co robił z nimi Kise? Woleli nie wnikać. Cóż, tak to się jakoś potoczyło, że rozmowa między nimi toczyła się około...pół godziny? Przestali liczyć po dwudziestu minutach.
-Ach Kurokochi, Akira jest taki uroczy! Tak jak Ty! -krzyknął podekscytowany Kise -Ale kiedy Ty go urodziłeś? Wygląda jakby miał 3 latka!
-Kise-kun...
-Ale Ty jesteś durny Kise! Przecież oni adoptowali te dzieci! -krzyknął Midorima marszcząc brwi, zirytowany zachowaniem blondyna.
-Tetsu-chan, przyjdę jutro okej? Pomogę Ci się nimi opiekować -uśmiechnął się szeroko Takao.
-Okej -odpowiedział Tetsuya -Ale teraz musimy już iść...Kagami-kun -spojrzał na ukochanego.
-Tak, tak idziemy. Nara! -krzyknął, obrócił się na pięcie i ruszył swoją drogą. W jego ślady poszła pozostała trójka.W domu zjedli kolację, później oglądali telewizję....Około godziny 23 dzieci w końcu zasnęły. Kagami i Kuroko siedzieli w sypialni wykończeni. Opieka nad dziećmi nie była prosta. Niebiesko włosy rozłożył się na łóżku i przeciągnął się leniwie. Ziewnął przeciągle.
-Oi, Kurokooo, żyjesz?
-Żyję, Kagami-kun...
-A nie mówiłem, że będzie ciężko? Ech, a Ty jak zwykle mnie nie posłuchałeś!
-Ciszej, dzieciaki śpią...
-No tak...sorki..
-Jest ciężko, to prawda. Ale popatrz tylko na nich. Są szczęśliwi, że w końcu mają nową rodzinę. Tu nie chodzi o doświadczenie, warunki czy też pieniądze. Oni na to nie patrzą. Po prostu chcieli mieć kogoś kto okazałby im odrobinę miłości, zrozumienia...A my staliśmy się tym kimś. Czy to nie wspaniałe?
-Ach, Kuroko...Ty i te Twoje kazania. Ale masz rację -uśmiechnął się i położył obok partnera -Ej, Kuroko...nie masz może ochoty na---
-Zapomnij, jestem wykończony....Dobranoc...-oświadczył i przykrył się kołdrą, zamykając oczy.
-Okej okej....No to jutro...Ale, wiesz co?
-Hm?
-W dalszym ciągu zastanawiam się, dlaczego oni wyglądają tak jak my -założył ręce za głowę. Kuroko zamyślił się na chwilę. W sumie, jego również to zastanawiało. Czyżby to był tylko zbieg okoliczności? Prawdopodobnie tak. Ale na pewno? Sam już nie wiedział.
-Ja również, ale...to chyba pozostanie tajemnicą -pokiwał głową -Jednak cieszę się, że Kei ma normalne brwi -zachichotał cicho.
-Czy Ty coś sugerujesz?!
-Nie, nic -pokręcił głową dalej się śmiejąc.

~~Aiko

Eren x Levi

To wszystko bez sensu...?
A oto "Eren x Levi" dla Kill-chan!! ^^
Mam nadzieję, że Ci się spodoba ^^ Zapraszam do czytania, kochani ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Uśmiechnij się, kapralu." Najczęstsze co słyszę z ust członków oddziału. Lecz czy to potrzebne? Czy warto przyozdabiać twarz w promienny uśmiech, kiedy każdego dnia, nasze życie wisi na włosku? Czynność ta, kompletnie nie pasuje do mojej osobowości.W ogóle nie pasuje do całego mnie. Nie zasługuję na szczęście. Nie zasługuję. Członkowie drużyny Leviego, jak to ich zwano, nie żyją. Zginęli podczas walki z kobietą-tytanem. Gdybym tylko wtedy wydał rozkaz. Gdybym zezwolił Erenowi na zmianę w tytana...Możliwe że wszystko potoczyłoby się inaczej...prawda? Wiem, że sam stwierdziłem iż nie możemy przewidzieć skutków naszego działania, ale gdybym choć przez chwilę pomyślał w inny sposób...Ech. Czyżbym właśnie zaczął wątpić w moje poczynania? Ja? Levi Ackerman? Potrzebuję odpoczynku...Już dawno go nie miałem...Zawsze z tego rezygnowałem, ale teraz...Hm, dziwne. Wydaje mi się, że tym razem jednak powinienem zwyczajnie odpocząć. Choć jeden dzień. Tylko tyle...Ech, kto by pomyślał, że z własnej woli tak po prostu zamknę się w swoim pokoju i będę miał wszystko w głębokim poważaniu. Tak właściwie to nie do końca. Dość myślenia...
Zmęczony dniem udałem się prosto do swego azylu. Nareszcie, odrobinę ciszy, spokoju...Ani żywej duszy, oprócz mnie. Podszedłem do okna. Spojrzałem przez nie. W dalszym ciągu świeciło słońce. Westchnąłem cicho i usadowiłem się na łóżku. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Chciałem się podnieść i je otworzyć, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie miałem siły nawet na najprostsze czynności. Wziąłem więc wdech i krzyknąłem.
-Otwarte! -drzwi uchyliły się i do pokoju wszedł dość wysoki brunet, Eren Jaeger.
-Kapralu Levi...
-Eren? Coś się stało?
-Nie. Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz. Ostatnio nie wyglądasz za dobrze, kapralu Levi...-stwierdził i posłał mi przenikliwe, pełne troski spojrzenie.
-Wyglądam jak zwykle. Nic mi nie jest, Eren -odpowiedziałem i spojrzałem w bok, aby uniknąć jego wzroku. Skubany...Nie wiem jak to jest, ale zwykle kiedy ze mną jest coś nie tak, to zauważa to automatycznie. To odrobinę niepokojące...Moje powieki stawały się coraz cięższe, ale nie mogłem sobie w tej chwili pozwolić na sen. Nie kiedy Eren był w moim pokoju...
-A ja uważam inaczej -skwitował i usiadł tuż obok mnie, na brzegu łóżka. Nie odezwałem się. Szczerze to nie wiedziałem nawet co powiedzieć. "A niech sobie siedzi. I tak mu się prędzej czy później znudzi" -pomyślałem. Lecz najwyraźniej byłem w błędzie. Szczeniak w dalszym ciągu wlepiał we mnie te swoje ogromne seledynowe ślepia. To stawało się coraz bardziej irytujące.
-Eren, mógłbyś stąd wyjść? Skoro uważasz, że "nie wyglądam najlepiej", to powinieneś dać mi odpocząć, prawda? -spytałem wzdychając głośno. To dziecko czasami swoimi czynami, zaprzeczało słowom. Już nie rozumiałem, czy on jest głupi czy tylko takiego udaje. Ech, tak jak na to spojrzeć jestem od niego dużo starszy. Mam większe doświadczenie jeżeli chodzi o życie.
-Mógłbym to zrobić, ale zbyt bardzo się o Ciebie martwię, kapralu...-odpowiedział i przybliżył się do mnie. Złapał moją dłoń i delikatnie musnął ustami moje wargi. Zaskoczył mnie. Odepchnąłem go od siebie i posłałem pełne grozy spojrzenie. Może gdybym czuł się lepiej, zareagował bym inaczej, ale w tamtej chwili...
-Eren, wyjdź.
-Ale, kapralu!
-WYJDŹ -zmieniłem ton głosu, a Jaeger zniknął za drzwiami. Potarłem skroń opuszkami palców i położyłem się do łóżka. Sam nie wiem kiedy, zasnąłem. Byłem potwornie zmęczony...
Obudziłem się następnego dnia, w miarę wypoczęty. Ale nie żebym czuł się lepiej. Cholera, zaraz mi głowa odpadnie. Wziąłem szybką kąpiel, zjadłem śniadanie, które oczywiście po jakimś czasie zwróciłem...Standard. Nie było się czym przejmować. Udałem się do Erwina, który ochrzanił mnie za to że nie odpoczywam i zaprowadził mnie z powrotem do pokoju. Szanowałem go jak nikogo innego, więc nawet nie odważyłem się sprzeciwić. Ale...nie miałem ochoty odpoczywać. Właściwie w ogóle na ten odpoczynek nie zasługiwałem. Lepiej byłoby się wykończyć na treningu, niż 'zdychać' w łóżku. Zresztą, sam już nie wiem.
Usiadłem na parapecie i wyjrzałem przez okno. Padał deszcz. Pośród ludzi przemieszczających się w tą i z powrotem, dostrzegłem Erena, Mikasę, Armina i Kristę. Armin? Spoko dzieciak, bardzo mądry i jak trzeba to pokazuje że ma jaja. Nie dosłownie, ale no. Krista, urocza dziewczyna, ale czasami zbyt tchórzliwa.
Eren...Eren to Eren. A na koniec ta chodząca maszyna zagłady. W każdym razie nie taka jak ja. Nienawidzę dziewuchy. Cały czas kręci się wokół Jaeger'a. Nie obchodzi mnie to, że jest jego przyjaciółką. Mnie nie oszuka. Wyraźnie widać, że się w nim zabujała.
-Co u diabła oni...-otworzyłem oczy szerzej. Mikasa właśnie pocałowała Erena. A z jego strony nie było widać sprzeciwu. Zacisnąłem pięść, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Kurwa, kiedy ja ostatnio płakałem? Już zapomniałem jak to jest, kiedy ktoś nieświadomie lub świadomie Cię rani....Przecież Eren mówił mi...A zresztą. Zobaczyłem wystarczająco dużo, aby przekonać się o tym, że po prostu kłamał mówiąc mi to magiczne: "Kocham Cię, Levi".
Zacisnąłem zęby i zasłoniłem okno, a drzwi zamknąłem na klucz. Usiadłem przed pianinem. Nacisnąłem pierwszy klawisz, a do moich uszu dotarł kojący dźwięk. Naciskałem kolejne, aż moje ręce zaczęły poruszać się odruchowo, a z pojedynczych dźwięków, układała się pełna goryczy melodia.
https://www.youtube.com/watch?v=vVTP0DOL_2Q (proszę o przesłuchanie tego, apotem dalsze czytanie ^^)
Goryczy? No tak, ja w dalszym ciągu płaczę. Świetnie. Dziękuję Ci, Eren. Właściwie to można uznać, że płaczę przez własną głupotę. Jak mogłem choć przez chwilę pomyśleć, że możemy być razem? Jestem od niego o wiele starszy, a do tego fakt że obaj jesteśmy mężczyznami....Przestałem grać. Otarłem łzy. Zza paska wyjąłem żyletkę. Miałem parę, tak na wszelki wypadek. Różne rzeczy się teraz w mieście dzieją, ale nieważne. Spojrzałem pustymi oczyma na metalową rzecz w dłoni. Kilka szybkich ruchów. Zrobiłem to.

Z obojętnym już wyrazem twarzy, ponownie zacząłem grać. Cholernie bolało, ale o to chodziło. Ból pozwala zapomnieć. A melodia docierająca do mych wrażliwych uszu nie była już tak smutna. Jakby przez ciemne chmury przedzierały się drobne promyki słońca. Czyli już nic nie będzie tak samo, racja? Ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Usłyszałem znajome mi głosy. Erwin i Eren...Eren...Eren....Jego głos całkowicie zagłuszył dowódcę. "Czego oni chcą?".
-Levi, otwórz natychmiast! -krzyknął najwyraźniej poddenerwowany Erwin.
-Kapralu otwórz! Co się z Tobą dzieje?! Kapralu Levi!
-Levi do cholery! Dlaczego się nie odzywasz?!
-Zostawcie mnie w świętym spokoju! -krzyknąłem, lecz nie do końca tak donośnie jak oczekiwałem. Mój głos załamał się pod koniec zdania.
-Miałeś odpoczywać, ale nie pojawiłeś się ani na obiedzie, ani na kolacji co się dzieje?!
-Erwin do cholery daj mi spokój....-wyszeptałem do samego siebie. Nie miałem siły krzyczeć. Traciłem coraz więcej krwi. Stawałem się coraz bardziej bledszy, a obraz powoli zamazywał się.
-Kapralu otwórz! Martwimy się o Ciebie! Ja się martwię! Levi!
"Martwisz się? A Mikasa? Ją kochasz prawda? Więc nią się zajmij. Ja w ogóle nie powinienem Cię w tej chwili obchodzić..." Przed oczyma pojawiły się czarne plamy. Rozszerzały się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu...straciłem przytomność...
**********************
Po tym jak kapral Levi wyrzucił mnie ze swojego pokoju, udałem się na trening. Strasznie wyczerpujący. Armin prawie zemdlał. Za dużo wysiłku jak dla niego. Za to Mikasa jak zwykle najlepsza. Nie dziwię się...Taki sześciopak na brzuchu sobie wyhodowała, że o matko i córko...Po tym jakże bardzo wyczerpującym dniu, udałem się do swego pokoju i dosłownie, nie wiedzieć kiedy, zwyczajnie zasnąłem. Zwykle miewam koszmary, ale tym razem kompletnie nic mi się nie śniło. To może nawet lepiej? W każdym razie, rano obudziłem się nad podziw wyspany. Wyjrzałem przez okno. Padał deszcz. Dosłownie lało jak z cebra. Ale cóż, na trening trzeba było się udać. Tego dnia, Mikasa miała urodziny. Wyjątkowo o nich nie zapomniałem. Ale nie bardzo było co jej dać. Właściwie, to nie wiedziałem co by chciała. Więc zwyczajnie, złożyłem jej życzenia.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Mikasa.
-Och, w tym roku nie zapomniałeś, Eren -uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła ręce przed siebie.
-He?
-Prezent.
-Ach no tak..Sorki, ale nie mam...Nie wiedziałem co byś chciała dostać...
-Och, rozumiem. Nic się nie stało.
-W zamian zrobię co tylko chcesz.
-Wszystko? -spytała specyficznie unosząc brew w górę.
-Tak, tak, wszystko. Wszyściutko. Możesz mnie nawet upokorzyć przed wszystkimi z oddziału.
-Pozwól mi Cię pocałować.
-C-co? -spytałem zszokowany tym co powiedziała. Przez chwilę nawet myślałem, że się przesłyszałem...
-Pozwól mi Cię pocałować. Powiedziałeś, że zrobisz wszystko, prawda?
-No tak, ale..Ach, nich będzie. Całuj. Tylko szybko.
-Okej -pokiwała głową i złączyła nasze wargi w pocałunku. To było...Przyjemne. Ale nie wyjątkowe.Nie tak jak z kapralem Levi'm...Właśnie, gdzie on jest? Od rana go nie widziałem. W sumie, wczoraj bardzo źle wyglądał. Może źle się poczuł i został u siebie? Odepchnąłem Mikasę, kiedy przedłużyła swój "prezent urodzinowy". Posłała mi pełne urazy spojrzenie. Bałem się jej czasami. Nawet kiedy była smutna....Tak wiem, wiem. Dziwne. Ale to moja przyjaciółka. Kontaktu z nią nie zerwę. Westchnąłem głośno i odszedłem.
Postanowiłem sprawdzić co z kapralem. Martwiłem się. Bardzo. Po drodze spotkałem również kapitana Korpusu Zwiadowczego, Erwin'a Smith'a. Jak się okazało, on również szedł w stronę pokoju ciemnowłosego kurdupelka. Hm, gdybym tak przy nim powiedział to możliwe, że już nie miał bym głowy...
Udaliśmy się razem pod ów pomieszczenie. Zapukałem. Żadnej reakcji. Spróbowałem jeszcze raz. Znowu nic? Uderzyłem z całej siły, ale ponownie nie odzyskałem żadnej odpowiedzi.
-Levi otwieraj! -krzyknął dowódca marszcząc brwi. Niby był zły, ale widać było że również zaczyna się poważnie martwić. Krzyczeliśmy, uderzaliśmy w drzwi, ale odpowiedź uzyskaliśmy jedną: "Zostawcie mnie w świętym spokoju!"...Tylko tyle. Przez chwilę słyszeliśmy też dość smutną melodię. Kapral grał na pianinie..
-Kapitanie, musimy tam wejść! Na pewno coś mu się stało!
-Wyważymy drzwi -powiedział i oddalił się od wejścia. Poszedłem w jego ślady, gdyż było ono dość obszerne. Rozpędziliśmy się i razem w nie uderzyliśmy. Udało się za pierwszym razem. Zebrałem się z ziemi i spanikowany spojrzałem w stronę jeszcze niedawno grającego instrumentu. Nikt przy nim nie siedział.
-Tam jest! -usłyszałem nagle i przeniosłem wzrok na miejsce, które wskazywał palec kapitana Erwin'a. Na podłodze leżał nieprzytomny, ciemnowłosy mężczyzna. Wokół nadgarstków rozlewały się kałuże krwi. Oczy zaszły mi łzami. Dlaczego on to zrobił?!
-Kapralu Levi! Kapralu obudź się! -krzyczałem przytulając do siebie jego ciało -Obudź się, proszę! Levi!!!
****************
Obudziłem się. Zaraz, czyli ja..ja nadal żyję? Ale czemu? Jak? Przecież w pokoju byłem sam, a drzwi były zamknięte. Zamyśliłem się na chwilę. No tak. Erwin i Eren dobijali się do pokoju.
Spenetrowałem wzrokiem całe pomieszczenie. No, może nie do końca całe. Nie miałem siły się podnieść.
Nadgarstki miałem zabandażowane.
-Czyli jednak. Wyważyli mi drzwi...-westchnąłem cicho.
-Levi, obudziłeś się -usłyszałem nagle. Przeniosłem wzrok na wejście do pokoju.
-Erwin...
-Po co to zrobiłeś? Wiesz jak wszyscy przeżywali to co się stało?
-Nie trzeba było im tego rozpowiadać. Poza tym, po kiego żeś mi pomógł? Prosiłem się o to?
-Nie rozpowiedziałem. Eren tak ryczał, że nie trudno go było usłyszeć na dziedzińcu. I udajmy, że nie zadałeś tego pytania.
-Eren...? Nie rozumiem. Po co te łzy...-obróciłem głowę w drugą stronę. Erwin westchnął jedynie, po czym wyszedł. Leżałem tak jeszcze przez jakiś czas, lecz w końcu postanowiłem się ubrać. Później udałem się na dziedziniec. Wiele osób pytało, czy ze mną już wszystko w porządku. Oczywiście zapewniałem ich, że wszystko jest okej. No bo co miałem zrobić? To że sobie ze samym sobą poradzić nie mogę, to już nie ich sprawa. Jednak nie natknąłem się na Erena. Czyżby miał dzisiaj wolne czy coś? A zresztą, to nie moja sprawa. Niech sobie robi co chce. Ma Mikase, kiedyś stworzą razem wspaniałą rodzinę...Tak...Tak być powinno od samego początku. Jednak...to, że tak się starałem aby nasz "związek" przetrwał jak najdłużej...Abyśmy już zawsze byli szczęśliwi..Na zawsze razem. To wszystko bez sensu...? "Ach, Levi zachowujesz się jak nastolatek..." Pokręciłem szybko głową i wróciłem do pokoju. Stanąłem przed oknem. Zupełnie jak wtedy co? Heh...
-Kapraluuuu!!! -odwróciłem się. Eren. Chciał mnie przytulić, ale odepchnąłem go.
-Eren? Czego chcesz?
-Jak się czujesz? Już wszystko okej? Wiesz jak nas wszystkich wystraszyłeś? Po co to w ogóle zrobiłeś?!
-Po pierwsze, nie krzycz na mnie. Po drugie, czuje się wyśmienicie. Po trzecie, nie powinno Cię to obchodzić, a po czwarte...zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem.
-Levi...co się z Tobą dzieje? -spytał lekko zaniepokojony tą sytuacją.
-Nic do jasnej cholery. Wyjdź stąd, chcę odpocząć.
-Nie wyjdę! Co Cię gryzie co?! Jesteś jakiś dziwny!
-Nie jestem! Wyjdź! Idź sobie do Mikasy! -ups...wymsknęło mi się...
-Do Mikasy? -zdziwił się. Przekrzywił głowę w bok. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Ale nagle jakby go olśniło -Czyżbyś widział scenę na dziedzińcu? Jak Mikasa mnie pocałowała?
-Z-zamknij się...
-A więc jednak...Ech, to był jej prezent urodzinowy. Nic jej nie kupiłem więc powiedziałem, że zrobię co tylko będzie chciała. No a ona zażyczyła sobie mnie pocałować...-pokręcił głową załamany. To o to chodziło? A więc dlatego z jego strony nie było sprzeciwu? Dlatego, że to był "prezent urodzinowy"?
-Kłamiesz!
-Jak mógłbym oszukać osobę, którą tak bardzo kocham? -ucałował moją dłoń. Mimowolnie zarumieniłem się. Jakie ja mam wstydliwe reakcje na takie rzeczy...Uwierzyłem mu. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że go kocham? Dlatego, prawda? Raczej tak. Uśmiechnąłem się delikatnie. Spojrzałem mu w oczy.
-Kocham Cię, Eren...-wyszeptałem. Na twarzy bruneta pojawił się rumieniec, nachylił się i lekko musnął moje wargi.
-Ja Ciebie też, Levi.


~~Aiko

niedziela, 12 lipca 2015

Uwaga kochani! ^^

 Już 26 lipca, mijają 4 miesiące, odkąd Aiko założyła bloga :3
Miesiącznicy bloga, nie świętowałam...Bo nie bardzo było co ;-;
Ale teraz, te 4 miesiące to już coś ^^
Z tej okazji, Aiko postanowiła zebrać od was zamówienia ^^ Napisze ff, nawet z najbardziej niedorzecznymi
paringami, takimi jak np. Nigou x Kuroko XD
Więc jeżeli macie jakieś specjalne życzenia, to śmiało mówić ^^
Tylko pamiętać, Aiko ma czas tylko do 26 lipca, więc najlepiej składać te zamówienia teraz *kiwa głową*
Tak tak...Bardzo szybko sobie Aiko o tym przypomniała....Ale ostatnio miała dużo na głowie ;-;

~~Aiko





Kiseki no Sedai x Kuroko cz.3

Rada na przyszłość...
Oczy miał zamknąć tylko na chwilę i poczekać, aż reszta spanikuje. W rezultacie jednak, po prostu zasnął. Sam nie wiedział kiedy, ani dlaczego. Przecież nie był zmęczony, nie chciało mu się spać. A jednak. Cóż...
Obudził się około dwóch godzin po tym jakże 'niezwykłym' incydencie. Podniósł się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Pokój Kise. Pewnie on go tu przyniósł. Ponownie spenetrował wszystko dookoła wzrokiem. Na kanapie niedaleko łóżka, dostrzegł śpiącego blondyna. Najwyraźniej miał tu siedzieć i pilnować niebiesko włosego. Korzystając z okazji, Kuroko zszedł z łóżka i po cichutku podszedł do drzwi. I już miał je otworzyć, kiedy tuż za nimi usłyszał znajome głosy. Na korytarzu stali Aomine, Murasakibara i Midorima. Zaraz...a gdzie Akashi?! Odrobinkę przerażony, postanowił ponownie rozejrzeć się po pokoju. Seijura jednak tam nie było...Więc to oznacz, że został w jego pokoju...Blady chłopak westchnął cicho i spojrzał na okno. To była jedyna droga ucieczki. Podszedł do niego i biorąc wdech, wszedł na parapet. Bał się. Okropnie, ale cóż było poradzić? Jedynym plusem tej 'wycieczki', było to, że pokój Kise znajdował się tuż obok pokoju niebieskookiego. Przedostał się tam w dość szybkim tempie. Nie licząc poprzednich prób, przy których panikował i ponownie wchodził do pomieszczenia w którym znajdował się blondyn.Zeskoczył z parapetu, po czym wstał i rozejrzał się dookoła. Było zbyt ciemno, aby cokolwiek zobaczyć....A światła nie mógł zapalić, bo nie chciał ryzykować tym, że 'kucyki ponny' ponownie wparują do jego azylu. Wyjął telefon z kieszeni i włączył w nim 'latarkę'. Światło było słabe, ale to nawet lepiej. Nagle o coś się potknął. Upadł na ziemie, przy okazji uderzając głową o róg łóżka.
-A-auć...-obejrzał się za siebie. Był baaaardzo ciekaw, dzięki czemu zaliczył to bliskie spotkanie z podłogą i zrobił ranę na głowie. Był to nikt inny jak czerwonowłosy chłopak, Akashi Seijuro. Jedną ręką złapał się za głowę, a drugą szturchnął Akashi'ego w ramię. Nie poskutkowało. Ponowił czynność. Znowu nic. Westchnął cicho i uszczypnął partnera w rękę. Reakcja nie była taka jakiej się spodziewał, ale przynajmniej poskutkowało. Jego chłopak uchylił powieki ukazując swą heterochromie.
-Pieprzone komary, niby nie czuć ich ugryzień, a i tak potwornie irytują...-stwierdził i przeciągnął się leniwie.
-Akashi-kun....
-Ach no właśnie! Tetsuya gdzie oni są?! Jak ich dorw-hmpfm -nie dokończył ponieważ Tetsuya zakrył mu usta dłońmi.
-Akashi-kun nie krzycz....bo znowu tu przyjdą....-powiedział cichutko i zabrał dłonie z ust ukochanego.
-Okej okej...Tetsuya, krew Ci leci...-przyłożył rękę do obolałego miejsca niebieskookiego -Trzeba to opatrzyć, chodź...-powiedział i chwycił Kuroko za rękę. Delikatnie obmył, a później opatrzył ranę chłopaka.
Niebiesko włosy usiadł na swym łóżku, spojrzał w górę i westchnął głośno. Przynajmniej na chwilę miał spokój, ale na jak długo? Tuż obok zajął miejsce również Akashi. Rozłożył się wygodnie i ziewnął przeciągle.
-Akashi-kun to raczej nie czas na spanie...
-Wiem. Wiesz może o co im do cholery chodzi? Po co oni tak za Tobą ganiają, Tetsuya?
-Nie mam zielonego pojęcia...
-Aha. Wystarczy że wykastruję ich nożyczkami -stwierdził i wstał z łóżka -To gdzie oni są?
-Przed pokojem Kise-kun, a on jest w środku...
-Przed pokojem Ryoty? To teraz się na niego przerzucili?
-Nie do końca...
Czerwonowłosy podszedł do drzwi i otworzył je. Wyszedł na korytarz i stanął naprzeciwko prześladowców jego chłopaka. Kuroko stanął tuż za nim. Na szczęście na początku reszta go nie zauważyła. Nie odzywał się. Czekał tylko na to to co się stanie. Jaki obrót sprawy przyniesie rozmowa Seijura z członkami PC. Spodziewał się szybkiego nawrócenia ze strony prześladowców. Ale czy aby jego oczekiwania nie są zbyt duże?
-No więc? Co maci mi to powiedzenia?
-A niby co mielibyśmy Ci mówić kurduplu? -spytał ciemnoskóry spoglądając na Akashiego.
-Zalecacie się do Tetsuyi gnidy. Ale zapomnieliście o pewnym fakcie....Tetsuya to mój miziak do cholery i macie się od niego odpieprzyć! Jasne?! -krzyknął, a w oczach pojawiły się ogieńki. Spojrzał na wszystkich z ukosa.
-Słuchaj kurduplu, my chcieliśmy przeżyć z Tetsu JEDNĄ noc. Tylko tyle. Doskonale wiemy, że jesteście razem. Ale Ty też miałeś wziąć w tym udział.
-Że niby zbiorowy seks? -uniósł specyficznie brew w górę. Ta propozycja w jakimś stopniu mu się spodobała. Nawet bardzo.
-Coś w tym stylu -uśmiechnął się jak pedofil na widok dziecka.
-Okej, ale ja pierwszy! -krzyknął podekscytowany i obrócił się w stronę niebieskookiego, który był przerażony całą tą sytuacją. Całe Pokolenie Cudów postanowiło go zgwałcić! No czy to można nazwać normalnym?! Cofnął się odrobinę do tyłu po czym zaczął biec. Biegł najszybciej jak potrafił. W ślad za nim poszła reszta. Na szczęście zareagowali odrobinę za późno. Kuroko uciekł na plażę. Wbiegł na molo i rozejrzał się dookoła. Nikogo nie było widać. Wypuścił powietrze z ulgą. Usiadł i spojrzał w niebo. Tyle gwiazd...Podobno one dają nadzieję na lepszy czas. Na lepsze jutro...Ale skrywają też jeszcze wiele tajemnic, których nie dane jest poznać ludziom.
-Ach, no i co ja teraz pocznę? -spuścił głowę w dół zrezygnowany.
-Tutaj jesteś, Te-tsu,ya -usłyszał nagle za plecami. Przerażony upadł na ziemię. Tuż za nim stało całe Pokolenie Cudów. Brakowało jeszcze żeby siebie tam zobaczył, to byłby już komplet....A i sytuacja byłaby jeszcze bardziej niedorzeczna...Chciał się podnieś lecz Akashi mu na to nie pozwolił.
-A więc, Te-tsu-ya..
-I ty przeciwko mnie...? Akashi-kun!
-Przykro mi, ale jeżeli chodzi o seks to na wszystko jestem gotów -uśmiechnął się sadystycznie.
Zaczęli pozbawiać drobnego przyjaciela części garderoby. Robili jeszcze wieeeele rzeczy, o których raczej nie warto wspominać...Akashi doszedł w jego wnętrzu 3 razy...To było okropne...Zaraz po nim miał być Aomine. Tetsuya spojrzał na niego z załzawionymi oczyma.
-Podoba Ci się, Tetsu? Heh...

*********
-NIEEEEEEEEEEE!!!!!!!!
-Tetsuya, Tetsuya! -usłyszał nad sobą i otworzył oczy. Ujrzał zmartwioną twarz swojego chłopaka. Rozejrzał się. W jego pokoju byli również obecni Murasakibara, Midorima, Aomine oraz Kise. Patrzyli na Kuroko bardzo zaniepokojeni.
-Chłopaki...
-Krzyczałeś przez sen Tetsuya, no i trochę łez poleciało...
-Ach! W-więc to był sen! Co za szczęście...-opadł bezwładnie na poduszki uradowany. Opowiedział wszystkim dokładnie cały ten koszmar. Ich reakcja odrobinę go zaskoczyła. Kise zaczął płakać, Murasakibara upuścił batonik który dotychczas spoczywał w jego dłoni, Midorima zaczął nerwowo poprawiać okulary. Aomine miał szeroko otwarte usta, a Akashi zacisnął pięść. No ta ostatnia reakcja była na miejscu...Spodziewał sie jednak, że zaczną się śmiać. A tu proszę jak przeżywają.
-Kurokochi coś ty robił przed snem?!
-Czytałem książkę, którą Aomine-kun mi dał....-wskazał na lekturę leżącą na stoliku nocnym.
-Hm..."Zakazana miłość" -stwierdził zielonowłosy.
-Tetsuya, przyrzekam Ci, że wszystkie Twoje książki zamknę w szafie na kłódkę.
-Nie możesz ;-;
-Mogę -stwierdził, dumnie wypinając pierś do przodu.
-K-Kise-kun nie pozwól...proszę....

-Akashichi jak możesz tak torturować Kurokochi'ego?!
-Cóż, rada na przyszłość brzmi: "Nigdy nie czytaj książek o miłości przed snem". -rzekła Aiko i tym oto stwierdzeniem zakończyła tą jakże niewiarygodną historię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KONIEC.
Skończyłam *^* Choć nieudolnie...Heh ^^" Ale to chyba mój znak rozpoznawczy ^^"
Jeżeli ktoś dobrnął do końca, to jestem z tej osoby dumna *^*

~~Aiko

środa, 8 lipca 2015

AkaKuro

Weselna gorączka <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A oto i AkaKuro dla Kill-chan~! ^^
Gomene, że tyle musiałaś czekać :c
Zapraszam was kochani do czytania!!! ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

"Wyjdziesz za mnie?"...Wszystko zaczęło się od tych jakże prostych, acz z lekka zawstydzających słów. Radość jaka pojawiła się na twarzy chłopaka wraz z wypowiedzeniem pytania, była wystarczającą odpowiedzią. Jednakże...Zaplanować było dużo łatwiej, niż wykonać....Co powinno się zrobić w takiej oto sytuacji? Oczywiście poprosić o pomoc najlepszych przyjaciół, oraz niektórych zaproszonych gości. Racja.
To raczej niezbyt dobry pomysł, ale jedyny na jaki zdołali wpaść narzeczeni. Cóż, choćby nie wiem jak zły był, choć raz trzeba było spróbować. No i tu się wszystko zaczyna....
-Daiki matole!!! To miała być rzeźba anioła z lodu! A nie jakiejś nagiej baby zboczeńcu!!!
-Nie moja wina, że w moich oczach anioł wygląda właśnie tak! -wskazał na cycatą rzeźbę, która pod wpływem ciepła w pomieszczeniu zaczęła się topić.
Kiedy to Akashi prowadził naprawdę poważną rozmowę z Aomine, tuż obok w kuchni toczyła się zacięta bitwa na jedzenie. Kto ją wywołał? Oczywiście Kise. Nie chciał tego, nie planował. Ale PRZEZ PRZYPADEK, użył słodyczy Murasakibary do dekoracji ciasta, czego chodzący zombie mu nie podarował. Rzucił przygotowanym już deserem w twarz blondyna. Ten oczywiście musiał się odwdzięczyć. W ten oto sposób po cały pomieszczeniu porozrzucane było różnorodne jedzenie. To jakieś owoce na ścianie, to bita śmietana na suficie....Ogromna ilość, choć nie tak duża w jaką się zaopatrzyli.
-Co tu się dzieje?! Jełopy pieprzone!! Wiecie ile zapłaciłem za te zagraniczne owoce i przyprawy?! -usłyszeli nagle tuż przy wejściu do kuchni.
-Przecież i tak jesteś bogaty Midorimachi~~ A poza tym to on zaczął~!!! -wskazał palcem na obżerającego się słodyczami fioletowo włosego giganta. Najwyraźniej nie obchodziło go to, co uczynił razem z modelem. Cóż, mówi się trudno i płynie się dalej! Płynie się dalej, płynie, płynie~~ to co robimy? Płyniemy w dół, w dół~~! Tak....na sam dół...W związku z tym iż wesele miało być zorganizowane na najwyższym poziomie, Akashi postanowił zatrudnić "najlepszych fachowców"...Jednak jak na złość, żaden z nich nie miał czasu. W tym okresie organizowano naprawdę wiele uroczystości....Więc wszystko musiał przygotować zupełnie sam. Później oczywiście dołączyła reszta z Pokolenia Cudów. Do pomocy zgłosili się również Kagami, Himuro, Takao, Mayuzumi oraz Momoi. Zaufani przyjaciele, choć niektórymi czasy okropnie irytujący. Ale zawsze coś, prawda? Każdy miał przydzielone jakieś zadanie. Jak już było na początku przedstawione, Aomine był odpowiedzialny za rzeźbę z lodu i inne wszelkie dekoracje. Kise i Murasakibara zajmowali się wypiekami, oraz resztą jedzenia. Kagami i Himuro załatwiali salę i muzykę. Natomiast Mayuzumi oraz Takao udali się razem z Kuroko na miasto, aby wybrać odpowiedni strój na uroczystość. Akashi postanowił zaoszczędzić stresu ukochanemu, a co za tym idzie, zabronił mu przychodzić do wynajętego lokalu. Sam wszystko nadzorował. Choć nie do końca szło po jego myśli....
-Oi, Tatsuya powiedz Ty mi, który zespół mamy kurna wybrać?
-Cóż, Taiga...Sądzę, ze najlepiej byłoby wybrać zespół, którego kawałki podobają się i Akashiemu i Kuroko.
-W takim razie jesteśmy w ciemnej dupie. Kuroko lubi spokojną muzykę, o głębokim przesłaniu. Natomiast mały zboczeniec woli ostre brzmienie.
-Heh...skoro tak mówisz...Więc może zatrudnimy dwa zespoły? Przecież to dla nich obojga wyjątkowy dzień.
-Ech, racja. Okej niech będzie -stwierdził przeczesując palcami czerwone włosy.
Tak wyglądała sytuacja u ekipy muzycznej. W każdym razie oni w jakiś sposób sobie radzili. Przynajmniej oni....Z jedzeniem i dekoracjami nie było tak kolorowo. Co chwilę dochodziło to jakichś wpadek, a do wesela zostały 2 dni. Szybko się za to zabrali prawda? Ale lepiej późno niż wcale....
-Nie tutaj pacanie! W tamtym rogu!
-Ja pierdole...zdecyduj się kurduplu!
-Coś mówiłeś Daiki? -spytał specyficznie unosząc brew w górę. Zza paska wyjął czerwone nożyczki i ruszył w stronę ciemnowłosego tym samym zmniejszając odległość między nimi.
-Nic nie mówiłem! Odwal się ode mnie! -krzyknął i wrócił do roboty.
-Ech, ciężko jest być panem i władcą...a już szczególnie kiedy chce się urządzić niezapomnianą uroczystość..
Święta prawda, nie sądzicie? Lecz czas mijał i mijał. Trzeba było się sprężać, to już nie były żarty. Jeżeli Akashi zawiedzie, Kuroko będzie smutny. A tego czerwonowłosy nie chciał. Za wszelką cenę chciał tego uniknąć. Nie lubił oglądać zapłakanej twarzy swojego ukochanego, wolał kiedy gościł na niej uśmiech. Taki szczery i radosny. Tymczasem Tetsuya...
-A teraz przymierzymy ten! -krzyknął podekscytowany Takao podając granatowy garnitur niebiesko włosemu.
-Nie, nie, nie! Absolutnie nie! Przymierz ten! -zaprotestował Mayuzumi, wyciągając przed siebie biały garnitur.
-M-myślę, że przesadzacie...Przymierzyłem już około 40...Czy to aby nie lekka przesada...?
-ŻE NIBY CO? -krzyknęli razem spoglądając z ukosa na Tetsuyę.
-Musisz świetnie wyglądać! To naprawdę wyjątkowy dzień! -stwierdził ciemnowłosy, ściągając z niższego marynarkę od garnituru.
-On ma racje. Poza tym Akashi kazał nam porządnie Cię ubrać. Więc musi być idealnie -pokiwał głową przeglądając stroje obok. Spędzili tam naprawdę sporo czasu. Lecz nic nie wybrali. Za każdym razem któryś z nich musiał widzieć coś negatywnego w danym garniturze. Mówi się trudno...Ale strók był potrzebny natychmiast. Więc co teraz? W takich sytuacjach desperacja jest naszym jedynym ratunkiem.
-Już wiem! Robisz za pannę młodą co nie? Więc trzeba Cię wcisnąć w sukienkę! -wykrzyczał, uradowany wspaniałością swego pomysłu, Kazunari.
-C-co...?
-Racja Takao. Kuroko, wybierzemy Ci kieckę, w której będziesz wyglądał tak, że Akashiemu stanie już w Urzędzie Stanu Cywilnego!
-Wolałbym tego uniknąć, Mayuzumi-san.....-stwierdził obracając głowę w bok odrobinę załamany.
Jak postanowili, tak też uczynili. Doskonale się bawili. Nie licząc Kuroko, który z sekundy na sekundę robił się bardziej czerwony...Pełno sukienek jak dla księżniczek, ale brakowało księcia....
W kuchni nie było już tak bajecznie. Pomiędzy Murasakibarą, a Kise panowała napięta atmosfera. Tak...a to wszystko przez głupie słodycze...Dekoracje? Cóż, tutaj kryzys był zażegnany. Cudowny Aomine Daiki jakoś to ogarnął, wraz z Momoi, która później postanowiła dołączyć do niebiesko włosego przyjaciela.
Muzyka i sala załatwione. Zostało tylko to przeklęte jedzenie....
-Co wy wyrabiacie?! Mieliście gotować do jasnej cholery, a nie się na siebie wkurwiać!
-Nie pomagasz, Akashichi...To wszystko przez Murasakibarachi'ego! Nie chciałem użyć Jego słodyczy do ciasta, tak jakoś wyszło! A on wszystko wyolbrzymia! ><
-Hmpf....
-Atsushi radzę Ci natychmiast się ogarnąć bo pożałujesz! -krzyknął zdenerwowany całą tą sytuacją Seijuro. Zacisnął pięść, a jego żyłka na skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować. Nagle tuż obok siebie usłyszał znajomy mu głos. Taki delikatny, aczkolwiek odrobinę stanowczy.
-Murasakibara-kun, Kise-kun macie się natychmiast pogodzić i wrócić do roboty. My wam pomożemy.
-Ale to On zaczął! Ja Go już przeprosiłem za te głupie słodycze!
-Nie przeproszę tego kretyna...
-Jeżeli nie będzie nic do jedzenia, to przyjęcie nie może się odbyć...Heh...Przepraszam, że tak na was naciskaliśmy...M-może uda mi się samemu coś zdziałać...-stwierdził i ze smutną miną podszedł do kuchenki. Z szafki u góry planował wyjąc jakąś miskę, lecz "niechcący" wyciągnął ją zbyt szybko, przez co reszta rzeczy z szafki spadła na niego.
-Kurokochi!
-Kuro-chin!
-Tetsuya!
-N-nic mi nie jest -uśmiechnął się delikatnie, po czym wstał i złapał się za głowę. Bolało, ale to nic. Na szczęście, otrzymał takie rezultaty jakich oczekiwał.
-Ne, Kise-chin....Przepraszam...
-Heh, nie ma sprawy, to...wracamy do roboty co nie? Jedzenie się samo nie zrobi!
Kiedy "zwaśnione rody" w końcu się pogodziły, Akashi złapał Kuroko za rękę i razem wyszli na zewnątrz.
Czerwonowłosy spojrzał na ukochanego, westchnął głośno i usadowił go na ławce.
-Tetsuya, czy ja Ci przypadkiem nie zabroniłem tu przychodzić? Mówiłem, że sam sobie ze wszystkim poradzę.
-Właśnie widzę, jak sobie ze wszystkim świetnie poradziłeś, Akashi-kun -pokiwał głową że niby rozumie.
-Ech, okej z tymi dwoma to mi pomogłeś, ale i tak powinieneś się mnie posłuchać. A strój kupiony?
Kiedy niebieskooki usłyszał pytanie, na jego policzku pojawił się znacznej wielkości rumieniec.
-T-tak...-pokiwał głową i podniósł się z ławeczki.
-Okej, to teraz do domu. Ja się tu już wszystkim zajmę. Okej?
-O-okej, liczę na Ciebie, Akashi-kun -uśmiechnął się lekko i odszedł.
Od tej chwili wszystko szło jak z płatka. Wszystko było doskonale przygotowane, zapięte na ostatni guzik.
W końcu nadszedł ten dzień. Ten wyjątkowy. Jedyny. Magiczny. Jako pierwsi w Urzędzie Stanu Cywilnego pojawili się Aomine, Midorima, Murasakibara, Mayuzumi, Kagami oraz oczywiście Akashi. Z niecierpliwością wyczekiwali "panny młodej" i jej "druhen". Stojąc tak przed kobietą z urzędu, Seijuro był tym wszystkim podekscytowany jeszcze bardziej niż kilka dni temu. Nagle w wejściu stanął chłopak, na którego wszyscy od początku czekali, a tuż za nim jego "druhenki". Dwóch chłopaków -Himuro i Takao, oraz dwie dziewczyny -Momoi i Riko. Jednak...czyżby tylko one były w sukienkach...? Wzrok czerwonowłosego skupił się na ukochanym, którego ciało pokrywała piękna biała suknia. Przestrzenna, lecz prosta biała suknia. Na jego głowie spoczywał welon, a w rękach bukiet białych róż. Wszystko białe? Nie do końca, o nie, nie. Na dotychczas białych policzkach, widniał ogromny rumieniec. Był zawstydzony swym wyglądem. Akashi natomiast był nim zauroczony. Serce przyspieszyło, wziął wdech i uśmiechnął się czule, wyciągnął rękę do przodu i złapał dłoń Kuroko. Ten podszedł do partnera i spojrzał mu w oczy.
-Wyglądasz wspaniale -szepnął mu do ucha w dalszym ciągu się uśmiechając.
Zaczęło się. Choć na początku było odrobinę nudno, to nikt nie wyszedł udając zasłabnięcie, jak to zwykle bywa. Wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali końcowej sceny...Doczekali się. Nareszcie. W końcu to sobie powiedzą.
-Czy Ty, Kuroko Tetsuya, bierzesz sobie za męża obecnego tu Akashiego Seijuro? -spytała kobieta patrząc w błękitne oczy.
-T-tak, tak biorę.
-A czy Ty, Akashi Seijuro, bierzesz sobie za mę...ekhm, żonę -poprawiła się szybko, stwierdzając że tak to zabrzmi lepiej -...obecnego tu Kuroko Tetsuyę?
-Oczywiście że tak.
-Zatem ogłaszam was mężem i żoną. Koniec tych formalności! Teraz MOŻECIE się pocałować!
Heterochromia wyższego przeszyła Kuroko na wylot. Z delikatnym uśmiechem Akashi nachylił się lekko i złączył ich wargi w czułym pocałunku. Kobieta z urzędu zaczęła piszczeć, zresztą tak jak i reszta obecnych tam osób. Niebiesko włosy zaśmiał się cicho i wtulił w ukochanego.
-Więc teraz...oficjalnie mogę nazywać się Twoją żoną. To wspaniałe..
-Owszem Tetsuya. Ach i pamiętaj, że męża trzeba się słuchać -zaśmiał się i przytulił do siebie drobne ciało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec ^^ AkaKuro 4ever <3 Haaaai <3
Mam nadzieję, ze komuś się to spodobało ^^ Jeżeli jednak było na odwrót...To cóż ^^" Gomene ;-;
~~Aiko

poniedziałek, 6 lipca 2015

KagaKuro

Upalny dzień
Witam ^^ Aiko wróciła do żywych....A właściwie to tylko dlatego, że obiecała, Kill-chan i Shadow, że napisze coś w miarę wesołego ;-; Więc proszę bardzo, jest ^^
Pierwsze jest KagaKuro dla Shadow ^^
Miłego czytania kochani ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam zgromadzoną widownię. Oto ja, Kagami Taiga we własnej osobie. Aktualnie stoję sobie przed drzwiami do mieszkania mojego przyjaciela, a zarazem chłopaka. Ale nie to, że przyszedłem tu jakieś pół godziny temu...nie nie...Kurna, pukam przez cały czas a i tak nikt mi nie otwiera! Może mu się po prostu dupy ruszyć nie chce...Albo się skurczył przez co jest niższy niż był, a teraz nie może dosięgnąć do klamki? Wszystko możliwe! Wziąłem wdech i z całej siły kopnąłem w drzwi. Szybko tego pożałowałem. Zaatakowany obiekt nie wydawał się być poruszony tym co zrobiłem, a ja tak...Noga mnie boli! Ja pierdole....Ale czego ja się spodziewałem. Przecież to oczywiste, że drzwi nic nie poczują...Ech, jest za gorąco żeby myśleć. Obiecuję, że kiedy dostanę się do środka, to ukręcę temu kurduplowi łeb.
-Kuroko! Otwieraj natychmiast! -krzyknąłem szarpiąc za klamkę.
 -Kagami-kun, mogę wiedzieć co ty robisz? -usłyszałem zza pleców. Natychmiastowo odwróciłem się i pisnąłem przerażony.
-Kuroko, ty...!
-Kagami-kun...mówiłem Ci przecież, że dziś wychodzę na miasto po zakupy...-spojrzał na mnie i kręcąc delikatnie głową, wyjął z torby klucze do domu. No tak. Faktycznie. Mówił mi o tym. Ale nie moja wina no! To przez ten cholerny upał! Jeszcze chwila na zewnątrz i wyparuję!
Weszliśmy do środka. Biegiem poleciałem do kuchni. Z lodówki wyjąłem butelkę wody mineralnej. Z prędkością światła wypiłem całą jej zawartość. Oj tak tego mi było trzeba. Usiadłem na krześle wypuszczając powietrze z ulgą, przenosząc wzrok na ukochanego. Wyjmował zakupione produkty z reklamówek. To wszystko musiało być bardzo ciężkie. Kupił kilka butelek wody, dwu litrowych oczywiście...A reszta, e...Nie chce mi się wymieniać. Ale już same butelki z wodą dużo ważą. A takie chucherko jak Kuroko pewnie ledwo dawało sobie rade z taszczeniem tego do domu. Podniosłem się z wygodnego siedziska i podszedłem do niebieskookiego.
-Mogłeś po mnie zadzwonić. Pomógłbym Ci to nieść -stwierdziłem chowając wodę do lodówki.
-Dałem radę, Kagami-kun. Myślę, że noszenie zakupów jeszcze nikogo nie zabiło.
-Myślisz? A mnie się wydaje, że e...to coś czego użyłeś w niczym nie pomaga...
-Masz na myśli sarkazm?
-Otóż to! -uśmiechnąłem się szeroko i wyjąłem resztę produktów z reklamówki.
-Coś czuję, że nawet nie wiesz co to znaczy, prawda Kagami-kun?
No i ma mnie. Serio nie wiem co to znaczy....No ale dobrze dopasowałem słowo. To jakiś postęp w moim życiu. Jestem z siebie dumny. Po rozpakowaniu zakupów, udaliśmy się do małego salonu. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Akurat leciał mój ulubiony film, "Armageddon". Oj tak. Uwielbiam takie klimaty! Kuroko może niekoniecznie, ale to nawet lepiej. Zawsze jak się czegoś boi, to się tak we mnie słodziuuuutko wtula~. Krew z nosa. Dosłownie. Robiło się coraz goręcej. Woda, którą zakupił niebiesko włosy szybko się skończyła, a wtedy to już była kompletna masakra....
-Mózg mi wypływa...-wydukałem z siebie leżąc na podłodze.
-Kagami-kun, obawiam się że to stało się już dawno temu...
-Oż ty....-próba podniesienia się z ziemi, zakończyła się totalną porażką. Westchnąłem głośno i zdecydowałem, że kurdupel później mi za to zapłaci. Będzie ostro, głęboko i...i będzie bolało, o! Chociaż...nie lubię kiedy on płacze...C-cóż...m-mogę wymyślić inny rodzaj kary. Ale to później. Teraz jest niedysponowany...Przez kilkanaście minut, nie odzywaliśmy się do siebie. To była dość komfortowa cisza. Bardzo. Ale kiedyś trzeba było to zmienić. Spojrzałem na ledwo żywego partnera i uśmiechając się lekko usiadłem obok na łóżku.
-C-coś nie tak...? Kagami-kun..? -spytał cichutko z trudem łapiąc oddech.
-Może pojedziemy nad morze? Co ty na to?
-Nad morze...? A-ale...
-No to postanowione. Pakuj się. Jeden dzień nic nie zaszkodzi. Co nas nie zabije, to nas dobije! Czy jakoś tak...No, raz dwa! -krzyknąłem i wybiegłem z mieszkania. Pobiegłem do domu, spakowałem potrzebne rzeczy i wróciłem do niebieskookiego.On również był już przygotowany. Choć...nie wyglądał na zadowolonego. Cóż, później mi podziękuje za ten pomysł. Postanowiliśmy pojechać pociągiem. Szczerze? Pożałowaliśmy tej decyzji. Nie dość że masakrycznie gorąco to w żadnym z wagonów nie było miejsca! Ludzie! DOKĄD WY WĘDRUJECIE JA SIĘ PYTAM?! Podróż miała trwać dwie godziny...Dwie godziny na nogach..? Byłem załamany. Przy oknach nie było zasłon. Okna były pootwierane dzięki czemu słońce docierało do nas bezpośrednio. Po około godzinie, miałem już dość...
-Zaraz padnę...Gdzie oni się wybierają ja nie mogę....z każdą stacją tylko ich przybywa....-westchnąłem cicho.
-P-pewnie też...też jadą nad..morze....-wydukał z siebie i zamknął oczy.
-Kuroko, coś nie tak? -spojrzałem na niego z troską.
-Nie, nie....w-wszystko w porządku...
-Słabo Ci prawda? Kurcze...-rozejrzałem się dookoła. Dalej nie było żadnych wolnych miejsc. Przytuliłem do siebie niższego -Jeszcze trochę, wytrzymaj okej?
-Och, coś nie tak chłopcze? -usłyszałem za sobą. Odwróciłem się. Głos należał do mężczyzny siedzącego tuż obok nas.
-Mój chłopak źle się czuje, słabo mu -odpowiedziałem. Bo po co ludzi oszukiwać? Kuroko to mój chłopak, koniec kropka. Choć...czasami jestem z lekka zawstydzony mówiąc o tym, ale na pewno mniej niż mój ukochany.
-Rozumiem, ustąpię wam miejsca -wstał, a ja usadowiłem otępiałego partnera na siedzeniu.
-Bardzo panu dziękuję -uśmiechnąłem się, a w odpowiedzi otrzymałem to samo -Kuroko, masz wodę.
Po kolejnej godzinie męczarni, w końcu dotarliśmy na miejsce. Po wyjściu z pociągu, w twarz uderzył mnie powiew świeżego powietrza. Było tak przyjemnie...Wziąłem Tetsuyę na barana i ruszyłem w stronę plaży.
Znajdowało się tam już sporo osób. Cudem jednak udało nam się znaleźć miejsce, gdzie mogliśmy się rozłożyć. Niebiesko włosy wyjął ze swojej torby różnorodne kremy. Do twarzy i do ciała. On posmarował mnie, a ja odwdzięczyłem się tym samym. Tylko że ja zrobiłem to bardziej...no. Hehe...Dobra Kagami, ogar. Poczekaj na to do wieczora. Jako pierwszy wskoczyłem do wody. Właściwie zapowiadało się na to, że jako pierwszy i ostatni z naszej dwójki. Kuroko usadowił się na kocu. W dalszym ciągu siedział w bluzie. Znaczy, niby miał nałożone kąpielówki, ale no...bluza ;-; Chciałem podziwiać jego PÓŁ nagie ciało, a tu nic....Noż  kurde! Woda była jeszcze odrobinę chłodna, ale to akurat było wybawieniem. Popływałem trochę i wróciłem na brzeg.
-Oi, Kuroko. Woda Cię nie ugryzie. Choć ze mną -złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą. Oczywiście stawiał opór, ale mnie to nie obchodziło. W końcu nad morze przyjechaliśmy po to, aby się jakoś ochłodzić, a nie siedzieć w bluzie na kocu ja niektórzy...
-Kagami-kun tu jest za głęboko! D-daj mi stąd wyjść!
-Nie ma mowy! Przyjechaliśmy tu razem i razem będziemy pływać!
-Tylko że...
-No dalej dalej! -zaciągnąłem Tetsuyę na głębsze wody. Zanurzyłem się z niebiesko włosym na rękach, po czym puściłem go i wynurzyłem się z wody. Przez chwilę widziałem też jego twarz na powierzchni, ale coś było nie tak.
-Kaga...pomóż m...
-Kurna ty się topisz?! -natychmiastowo wynurzyłem chłopaka z wody. Posadziłem go na pływającym obok niebieskim materacu. Tak, był nasz. Nikomu go nie zabrałem....
Przez dłuższą chwilę kaszlał, próbując złapać powietrze. Później spojrzał na mnie z ogieńkami w oczach.
-K-Kagami.kun....jeżeli mogę dokończyć wypowiedź, której nie zakończyłem ponieważ zanurzyłeś mnie pod wodę...Nie umiem pływać.
-Już zdążyłem zauważyć....sorki..-złapałem się za kark i wskoczyłem na materac. Przytuliłem do siebie ukochanego. Przepraszałem i przepraszałem, ach i przepraszałem...W końcu mi wybaczył, ale nie dziwie się że był na mnie zły. Prawie go utopiłem...Ech, cały ja. Pomijając ten incydent, później było wszystko idealnie.
Poszliśmy na lody, zwiedziliśmy Osakę. Długo by wymieniać. Ale dzień był naprawdę udany.
Do domu wróciliśmy dość późno. Ale nie czułem się ani trochę zmęczony. Wręcz przeciwnie. A poza tym miałem bardzo, bardzo, baaaaardzo, dużą ochotę na coś em...niegrzecznego. Kagami Taiga odczuwa pożądanie! Tygrys w akcji! Udałem się do pokoju gdzie siedziała moja "ofiara". Wyglądał na zmęczonego, ale nie ma spania! O nie!
-Kuroko, dzisiaj nie śpimy..-stwierdziłem i przyłożyłem dłoń do jego krocza.
-C-co...? Kagami-kun...-zarumienił się lekko - M-mógłbyś..aa...zapytać mnie o z-zdanie...
-Hm? Jeżeli mam ochotę, to mogę to zrobić nie sądzisz?
-J-ja nie chcę...! -krzyknął zrywając się na równe nogi. Podbiegł do drzwi. Przykro mi kochanie, ale tygrysek zamknął twą jedyną drogę ucieczki, hehe~~
-Naprawdę? -ruszyłem w jego stronę -Ale on mówi co innego...-przycisnąłem Tetsuyę do ściany i potarłem  nogą o jego krocze.
Nie słuchałem już tego co do mnie mówił. Sprzeciw z jego strony był dla mnie nieważny. Ostatnio przerwaliśmy w połowie bo co szanowny Kuroko Tetsuya zrobił? ZASNĄŁ! Więc to będzie rekompensata za tamto!
Wsuwając rękę pod bluzkę niebieskookiego, zacząłem obdarowywać zagłębienie w jego szyi, czułymi pocałunkami. Przygryzłem płatek bladego ucha.
-Lepiej przejdźmy na łóżko -oznajmiłem i wziąłem chłopaka na ręce. Kładąc go na łóżko, zacząłem pieścić palcami jego sutki. W odpowiedzi otrzymywałem ciche pojękiwanie, to było bardzo satysfakcjonujące.
Pozbyłem się bluzki swojej i Kuroko, po czym zjechałem rękoma w dół. Szybkim ruchem pozbawiłem go również spodni. Zostały tylko bokserki, które w bardzo szybkim tempie, również zniknęły. W dalszym ciągu obdarowując pocałunkami tors niższego, chwyciłem członek Kuroko w dłoń.
-K-Kagami-kun...ach..aa...
-Kuroko...-zaprzestałem dotychczasowej czynności. Usta wylądowały przy męskości ukochanego. Ucałowałem jego główkę, po czym zacząłem go ssać.
-WITAM WSZYSTKICH ZACZYNAMY IMPREZEEEEE!!!! -usłyszałem nagle przy drzwiach. Odwróciłem się i kogo zobaczyłem? Całe Pokolenie Cudów. Był jeszcze Takao i Himuro. WSPANIALE PO PROSTU! I O JAKIEJ IMPREZIE ONI KUŹWA MÓWIĄ?!
-Ryota, czy ty nie widzisz, że oni są zajęci? -stwierdził czerwonowłosy kurdupel.
-Och no tak....-spojrzał na nas i uśmiechnął się - Ale dziś imieniny Kurokochi'ego! Więc impreza musi być!
-No to my urządzimy imprezę na dole, a wy dokończcie to co czyniliście dotychczas -stwierdził były kapitan CG polerując swe nożyczki. -A ty Tetsuya, daj z siebie wszystko! Jak skończycie ze sobą współżyć i przeżyjesz, to dam Ci nagrodę -puścił oczko do niebiesko włosego i wyszedł z pokoju. Reszta poszła w jego ślady. Spojrzałem na Kuroko, którego twarz była jak burak. Na mojej też pojawił się rumieniec. Delikatny. Westchnąłem i usiadłem na łóżku. Teraz to nic z tego! Cały nastrój diabli wzięli!
-Sorki Kuroko, nie dokończymy. To wszystko przez nich. Przepraszam, wiem że będzie Cię teraz boleć, ale...
-J-ja sobie p-poradzę...G-gorzej z Tobą Kagami-kun....
-Fakt...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i tu koniec, bo Aiko nie ma weny ;-; Znaczy, coś by tam jeszcze może napisała ale....Nie wyszłoby ;-;
Mam nadzieję, że ktoś dobrnął do końca ;-;
Ach, Kill-chan, AkaKuro dla Ciebie jeszcze się tworzy ;-; Właściwie było już stworzone...Ale Aiko taka zdolna, że, nie wiedzieć jak, skasowało to....
Jak?
Kiedy?
Nie mam zielonego pojęcia.....Przepraszam ;-;
~~Aiko

czwartek, 2 lipca 2015

Depresja się pogłębia...

Witam. Aiko...Aiko obejrzała dziś ostatni odcinek Kuroko no Basket....A co za tym idzie....załamała się. I to nawet bardzo....Odcinek obejrzała około godziny 15, po czym zaczęła ryczeć. Płakała, płakała, płakała i płacze nadal. Jej koleżanka uznała, że Aiko jest żałosna (z czym się zgadza, ale nie w kwestii Kuroko no Basket) Więc, Aiko chciała wam powiedzieć, że....że możliwe że przez najbliższe dwa tygodnie, nie będzie dodawała postów....Niestety...Gomene...*ukłon*
Postara się jednak, aby przerwa trwała krócej....Ta...przerwa....Uznajmy, że tak można nazwać stany depresyjne....T-tylko tyle chciała powiedzieć więc...To by było na tyle...

~~Aiko

Szablon wykonała Nessa Daere.