Bo szczęście to coś ulotnego...
Ano...Aiko ostatnio opowiedziała rodzeństwu "bajkę" na dobranoc...Chciały coś smutnego...N-No więc było..A bynajmniej w rozumowaniu Aiko...A że było związane z KnB, t-to postanowiłam w-wstawić to tutaj..;-; P-Przynajmniej coś na bloga w-wstawiłam..*pac głową o ścianę* Z-Zapraszam do czytania..;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Był sobie pewien chłopiec. Uczeń gimnazjum Teikou, członek drużyny koszykarskiej
reprezentujący trzeci, a zarazem najsłabszy skład.
Ambitny z pasją i miłością do koszykówki młody gracz,
nie potrafiący odnaleźć w sobie jakiegokolwiek talentu do gry.
Każdego wieczoru po spotkaniu składu, zostawał po godzinach prowadząc dodatkowy, indywidualny trening. Codziennie dawał z siebie wszystko, aby pokazać iż
nadaje się do składu wyjściowego. No...to akurat było jego głównym celem. Najpierw jednak mierzył w skład "przeciętny" -drugi. Wylewał siódme poty,
męcząc się przy tym okropnie, niestety niewiele to dawało...
Nikt nie dostrzegł w nim zmiany...
Nikt nie zaproponował mu przeniesienia...
Nikt go nie docenił...
Pewnego pochmurnego wieczoru, kiedy jak zwykle prowadził żmudny trening,
los postanowił mile przychylić się do jego życia.
Na poprawę humoru i punkt motywacji podarował mu granatowy balonik.
Od tamtej chwili, Tetsuya -bo tak nazywał się chłopiec -nie rozstawał się z nim ani na krok.
Razem z nim uczęszczał na treningi, jadał lunch...
Z czasem awansował do upragnionego pierwszego składu.
Będąc tam otrzymywał kolejno nowe baloniki.
Najpierw czerwony, następnie zielony, fioletowy, różowy, a na koniec -żółty.
Podróżowanie przez z życie z pęczkiem baloników wbrew pozorom nie było takie trudne.
Wspólne spędzanie czasu dawało tyle radości!
Jednak podczas jednego ze spacerów, chłopiec niechcący wypuścił granatowy balonik z ręki...
Spanikowany możliwością utraty go zaczął za nim biec.
Wyciągnął rękę ku górze i nagle...nieszczęśliwie potknął się o własne nogi. Reszta baloników, tak jak i granatowy, uleciała w górę.
Oddalając się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zniknęły z pola wiedzenia.
Gimnazjalista podpierając się na trzęsących rękach, krzyczał tak głośno jak tylko potrafił, nawołując swoich jedynych przyjaciół...
Uświadamiając sobie, że to już koniec...nie miał siły dłużej krzyczeć, ani podpierać się o podłoże...
Upadł na ziemię zwijając się w kłębek. Po bladym policzku spłynęła pierwsza łza,
a za nią popłynęły kolejne...
-Przepraszam...-szepnął jedynie i rozpłakał się na dobre.
Był sobie pewien chłopiec. Uczeń gimnazjum Teikou, członek drużyny koszykarskiej
reprezentujący trzeci, a zarazem najsłabszy skład.
Ambitny z pasją i miłością do koszykówki młody gracz,
nie potrafiący odnaleźć w sobie jakiegokolwiek talentu do gry.
Każdego wieczoru po spotkaniu składu, zostawał po godzinach prowadząc dodatkowy, indywidualny trening. Codziennie dawał z siebie wszystko, aby pokazać iż
nadaje się do składu wyjściowego. No...to akurat było jego głównym celem. Najpierw jednak mierzył w skład "przeciętny" -drugi. Wylewał siódme poty,
męcząc się przy tym okropnie, niestety niewiele to dawało...
Nikt nie dostrzegł w nim zmiany...
Nikt nie zaproponował mu przeniesienia...
Nikt go nie docenił...
Pewnego pochmurnego wieczoru, kiedy jak zwykle prowadził żmudny trening,
los postanowił mile przychylić się do jego życia.
Na poprawę humoru i punkt motywacji podarował mu granatowy balonik.
Od tamtej chwili, Tetsuya -bo tak nazywał się chłopiec -nie rozstawał się z nim ani na krok.
Razem z nim uczęszczał na treningi, jadał lunch...
Z czasem awansował do upragnionego pierwszego składu.
Będąc tam otrzymywał kolejno nowe baloniki.
Najpierw czerwony, następnie zielony, fioletowy, różowy, a na koniec -żółty.
Podróżowanie przez z życie z pęczkiem baloników wbrew pozorom nie było takie trudne.
Wspólne spędzanie czasu dawało tyle radości!
Jednak podczas jednego ze spacerów, chłopiec niechcący wypuścił granatowy balonik z ręki...
Spanikowany możliwością utraty go zaczął za nim biec.
Wyciągnął rękę ku górze i nagle...nieszczęśliwie potknął się o własne nogi. Reszta baloników, tak jak i granatowy, uleciała w górę.
Oddalając się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zniknęły z pola wiedzenia.
Gimnazjalista podpierając się na trzęsących rękach, krzyczał tak głośno jak tylko potrafił, nawołując swoich jedynych przyjaciół...
Uświadamiając sobie, że to już koniec...nie miał siły dłużej krzyczeć, ani podpierać się o podłoże...
Upadł na ziemię zwijając się w kłębek. Po bladym policzku spłynęła pierwsza łza,
a za nią popłynęły kolejne...
-Przepraszam...-szepnął jedynie i rozpłakał się na dobre.