Strony

niedziela, 31 stycznia 2016

Tanjōbi omedetō, akachan! Anata no watashi no tanjōbi! Kuroko, subete no saikō!

Ai wa utsukishii desu

Dziś urodziny Kurokooo!!!! <3 Radujmy się! <3 Aiko się cieszy bardzo bardzo bardzo..*^* upiecze nawet ciasto! *^* I-i w ogóle..! Kuroko-kun wszystkiego najlepszego! <3
A tak...jakby mówiąc o tym tekście...N-Nie jest na wysokim poziomie ani nic...:c A-Ale chciałam napisać coś, na urodziny Kuroko i-i...:c
W każdym bądź razie, m-mam nadzieję, że nie jest aż tak źle...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Szczery uśmiech, rumiane policzki, roześmiane oczy, radosny chichot. To co chciałbym ponownie ujrzeć i usłyszeć, a jednak niekoniecznie tak się stanie. Idę ulicą, pośród innych ludzi mojego pokroju. Chowam zmarznięte dłonie do kieszeni ciemnego palta, szukając dla nich ciepłego schronienia. Ze spierzchniętych ust wydobywają się białe obłoczki, rozpływające się gdzieś w powietrzu. Jest zimno, pada śnieg, a temperatura postanowiła znacząco obniżyć się. Jednak nie odczuwam tego w nadmierny sposób. Wargi wyginają się w delikatny uśmiech na myśl o nim. Tak, o Tobie. Gdybym mógł powiedzieć to na głos. Chociaż szepnąć, dotknąć Cię, zatopić się w Twoich różanych ustach. Gdyby mogło być mi to dane. Dlaczego jest na odwrót? To moja wina. Nie widziałem Cię od tak długiego czasu przez swe dziecinne zachowania i humorki. Przegrana z Teikou przebiła moje serce na wylot, lecz nawet to nie jest wystarczającym wytłumaczeniem. Nie byłeś po ich stronie. Płakałeś. Cierpiałeś. Przeżywałeś. Bolało Cię tak samo jak i mnie. Ucieczka od porażki, była jednym z moich egoistycznych zachowań. Chciałem zapomnieć. Pragnąłem obudzić się w ciepłym łóżku, we własnym pokoju i uświadomić sobie, że to tylko i wyłącznie zły sen. Tymczasem koszmar trwa nadal. Budzę się z poczuciem winy, ze strachem w oczach. Nadal te same wspomnienia, ta sama presja, ten sam Ty. Ty, który tak bardzo się zmieniłeś. Uśmiechasz się teraz? Zapomniałeś już o wszystkim? Żyj własnym życiem, proszę. Nie rozpamiętuj przeszłości, ona za bardzo rani. Mnie, Ciebie, Twoich przyjaciół...Twoich teraźniejszych przyjaciół. Dbają o Ciebie? Zatrzymuję się na środku ośnieżonego chodnika, którym najwyraźniej nikt poza mną nie zamierza podążyć. Głowa spuszczona w dół, oczy wpatrują się w białe podłoże, a do uszu dobiega odgłos bicia serca. Mojego serca? Kręcę głową, unosząc ją wolno w górę. Ta dziwna myśl...Chcę Cię znów ujrzeć. Podczas Winter Cup...wtedy ostatnim razem...Chciałbyś ponownie? Kuroko? Uśmiechałeś się, płacząc przy tym. To przeze mnie? Ze szczęścia, czy żalu? Byłeś szczęśliwy prawda? Wszystko przez jedno spotkanie? Kuroko...pokaż mi ten uśmiech ponownie. Pozwól mi go ujrzeć, ten ostatni raz. Odwracam się i biegnę jak najszybciej potrafię. Muszę zdążyć. Oddech przyspiesza, płuca pracują na największych obrotach. Przemieszczam się potrącając innych przechodniów, krzyczą abym uważał, ale nie słucham ich. Pospiesznie podwijam rękaw, spoglądam na zegarek. 
-Proszę zaczekać! -krzyczę, dostrzegając właściciela zamykającego drzwi kwiaciarni. 
-Chłopcze, już zamknięte -oznajmia oschle.
-Ale ja muszę! Proszę, niech pan będzie człowiekiem! -spojrzeniem niemalże błagam go na kolanach, a serce wali jak oszalałe. 
-Powiedziałem już, zamknięte. Przykro mi -powtarza po raz kolejny, zabijając cząsteczkę mnie. To nie tak ma być. Wczorajszy dzień...
-Błagam pana! Zapłacę ile będzie trzeba! Nie mam zbyt dużo, ale nie da się czegoś zrobić...? Proszę! -z nerwów trzęsą mi się ręce, oddech ponownie przyspiesza, a nogi nie mogą ustać w miejscu. Odrywają się od podłoża, to w górę to w dół oczekując na odpowiedź. 
-Aż tak bardzo Ci na tym zależy? -kiwam głową, na co mężczyzna reaguje cichym śmiechem. Wyjmuje srebrny klucz do sklepu. Przekręca go w zamku, otwarte. Szybkim krokiem wchodzę do środka, staję przy różach, później zwracam uwagę również na lilie, storczyki i tym podobne. Na kwiatach, florystyce, ani na niczym innym w tą stronę się nie znam. Nie znałem nigdy i raczej tak pozostanie. Spoglądam niepewnie na każdy klejnot z osobna, nie mogąc wybrać czegoś odpowiedniego. Co jeden to lepszy, ładniejszy...Każdy z nich w jakiś sposób przykuwa moją uwagę. Na ramieniu odczuwam dziwne ciepło. Głowa obraca się w bok, a orzechowe tęczówki dostrzegają niskiego sprzedawcę. Uśmiecha się delikatnie, patrząc mi w oczy.
-Prezent?
-Tak, dla bardzo wyjątkowej osoby.  Chciałbym ponownie ujrzeć jej uśmiech...
-Och, rozumiem. Więc to tak -kiwa głową na znak zrozumienia. -W takim razie, najlepsza będzie Lilia Nilu. Rzadki okaz -spojrzał z dumą na kwiat, który chwilę wcześniej wyciągnął z zaplecza. 
-Lilia Nilu..? Całkiem ładna.
-Prawda? Idealna na prezent dla ukochanej osoby.
-U-Ukochanej? Kto powiedział ż-że ukochanej? -zakłopotany zerkam w bok.
-No dobrze, dobrze. W każdym bądź razie, Lilia Nilu w mowie kwiatów oznacza: "Kocham Cię". 
Usłyszawszy wypowiedź wpatruje się w egzotyczny kwiat. Doskonała pod każdym względem, a i wyraża to co chcę przekazać. Bez dłuższego już zastanawiania się energicznie kiwam głową, usta wyginają się w szeroki uśmiech. Płacę, po czym dziękuję i przepraszam mężczyznę. Wybiegam z budynku, kierując się w stronę metra. Wyczekiwane przeze mnie długą chwilę pojazd w końcu nadjeżdża. Wsiadam do niego, zajmuję miejsce przy oknie. Wbijam wzrok w szybę obserwując opadające płatki śniegu. O ile w ogóle je widzę...Przed oczyma co jakiś czas migają kolorowe światła, powodując gwałtowne zwężanie się źrenic i zmrużenie powiek. Niespokojnie przebieram nogami, przygryzając co jakiś czas dolną wargę. Co ja właściwie Ci powiem? I czy w ogóle dopuścisz mnie do słowa? Zawsze byłeś tym spokojnym, a ja entuzjastycznym. Zawsze wysłuchiwałeś moich bełkotów, śmiejąc się, a niektórymi czasy karcą. Za każdym razem byłeś przy mnie, bez względu na wszystko, aby tak bardzo się rozczarować. W chwili kiedy to Ty tak mnie potrzebowałeś, uciekłem.  Czy będziesz potrafił mi wybaczyć? Pojazd zatrzymuje się. Wstaję i powolnym krokiem -jak reszta pasażerów- wychodzę na peron. Rozglądam się dookoła, szukając najtrafniejszej drogi do wyjścia.Telefon opuszcza kieszeń spodni, zerkam na książkę kontaktów. Kuroko...
-Nie...-po opuszczeniu dworca, zatrzymuję się gdzieś na ulicy. -Właściwie co ja wyprawiam..? -wzrok przenosi się na kwiaty spoczywające w prawej dłoni. Klnę cicho pod nosem, po czym rzucam roślinę o ścianę budynku obok. Opieram się o niego plecami, osuwając powoli na ziemię. Zimna dłoń ląduje na twarzy, zakrywając zapłakane oczy. 
-Przepraszam...wszystko w porządku..? -słyszę tuż obok mnie. Chwilę później opuszki czyichś palców -równie bardzo lodowatych, jak moje, może i bardziej- dotykają mojej ręki. Głowa delikatnie unosi się w górę.
-Tak, wszystko w porząd-...Kuroko? 
-Ogiwara-kun..-Twój zaskoczony wyraz twarzy...Jak mam zareagować? Co powiedzieć?
-Hej, Kuroko! Co Ty odstawiasz?! Spóźnimy się! -tuż za niebieskowłosym, pojawia się wysoki chłopak, chyba w tym samym wieku. 
-Przepraszam, ale...chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku i..-spogląda na mnie, po czym podaje mi rękę. Pomaga wstać, po chwili podnosi kwiaty. Niektóre połamane, niektóre bez płatków, a niektóre...na szczęście zachowały dawną formę. Podaje mi je do rąk. Kuroko...Dlaczego patrzysz takim smutnym wzrokiem? 
-Hejka, Kuroko...
-Dzień dobry -płytki, szybki ukłon z Twojej strony, wyraża zbyt wiele szacunku dla mojej osoby...
-Dawno się nie widzieliśmy -mówię z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Owszem, Ogiwara-kun -odwzajemniasz gest, jednak ironicznie. Z kieszeni kurtki, wyciągasz chusteczkę. Podajesz mi ją, z tym samym smutkiem w oczach. -Płakałeś...
-Nie, po prostu coś wpadło mi do oka -śmieję się głupkowato, ocierając spływające po policzku łzy. 
-Nie kłam, Ogiwara-kun...
-Nie kłamię! Słowo honoru!
-W takim razie się go pozbyłeś...-oznajmiasz, wpatrując się we mnie. 
-Ej, czy dowiem się kto to taki? -do rozmowy wtrąca się olbrzym.
-Ach, przepraszam, Kagami-kun. To jest Ogiwara-kun, mój przyjaciel, który nauczył mnie gry w koszykówkę. Opowiadałem Ci o nim..-Kuroko przekrzywia głowę, jakby zastanawiając się czy aby na pewno jest tak jak powiedział. 
-A, ten -Kagami zerka na mnie, a po plecach przechodzą mnie ciarki. Wygląda jak tygrys, który planuje rozszarpać na strzępy swą bezbronną ofiarę. Nastała cisza. Co chwilę zerkam niepewnie na niebieskowłosego, który nie wie co powiedzieć. W pewnej momencie jednak, postanawia odezwać się. 
-Te kwiaty...To dla dziewczyny? 
-A...nie. Nie dla dziewczyny. W każdym razie dla kogoś, ale teraz...Nie nadają się na prezent, prawda? -przeczesuję palcami swoją brązową czuprynę, uśmiechając się. 
-Cóż, ja myślę, że liczą się chęci i uczucia.
-A więc tak. Hm...Przepraszam, za to co teraz zrobię -klękam na jedno kolano, tuż przed Tobą. Źrenice błękitnych oczu rozszerzają się, a z blado-różanych ust, trudno jest wydostać się jakimkolwiek słowom. Powiesz coś? Proszę, zrób to.
-...Ogiwa-
-Kuroko, nie musisz nic mówić, ale proszę, przyjmij je. To taki...spóźniony prezent urodzinowy. Były wczoraj, prawda?
-Tak...Ja...dziękuję, cieszę się, że pamiętałeś...-przekazuję "bukiet" w zmarznięte ręce Tetsuyi, a na jego twarzy zauważam nikły uśmiech. Nie taki...Nie taki chciałem zobaczyć...
-Ja...To chyba tyle, przepraszam -wstaję i odwracam się. Robię krok w przód. Kolejny i następny.
-Z-zaczekaj..! -krzyczy podbiegając i łapiąc moją rękę. Nie bardzo wiem, co powiedzieć, co zrobić. Nie wygląda tak jakby miał mi za złe to, co stało się wcześniej. Za to, że go opuściłem...-Ogiwara-kun...P-Pójdziesz z nami..? -pyta niepewnie. 
-Ech? Ale, dokąd? 
-Idziemy na spotkanie z Pokoleniem Cudów. Kuroko wczoraj źle się czuł, więc wypad urodzinowy robimy dzisiaj. 
-Ach...Pokolenie Cudów..? Chyba nie powinienem. 
-Ogiwara-kun...wiem, że nie wiążesz z nimi ciekawych wspomnień...A-Ale..
-No, nie wiążę...Ale skoro chcesz, to mogę iść -uśmiecham się szeroko, na co reagujesz natychmiastową zmianą nastroju. Rękoma opatulasz bukiet kwiatów, po czym zadowolony wskazujesz drogę, którą będziemy podążać. Idziemy kilka, może kilkanaście minut, aby zatrzymać się przed barem szybkiej obsługi.
-Maji Burger? -zdziwiony wbijam wzrok w budynek.
-Ta, a co? -Kagami wzrusza ramionami, wchodząc do środka. Kuroko idzie za nim. Przy jednym z większych stolików siedzi piątka chłopaków z kolorowymi czuprynami. Doskonale ich pamiętam. Nie wyglądają jak wtedy. Nie patrzą z wyższością, czy pogardą. Jedyne co widzę w ich oczach, to zaskoczenie. 
-Tetsuya, kto to?
-Ogiwara-kun -odpowiada niebieskowłosy, spoglądając na mnie.
-Nie, nie. Nie o tego pytam. Chodziło mi o niego -Akashi kręci głową z politowaniem, wskazując palcem na Taigę. Rozdwojone brwi marszczą się, a żyłka na skroni zaczyna pulsować. 
-Doskonale wiesz kim jestem! Kurduplu! 
-Coś powiedział? 
-Te, Bakagami! Do grobu Ci się spieszy? -Daiki -który dopadł się do Kuroko i oparł rękoma o jego ramię -szczerzy zęby w szyderczy uśmiech. 
-Kurokochiiiiii!!!!!! Wszystkiego najlepszego jeszcze raz!!! -blondyn rzuca się w stronę Tetsuyi, jednak wpada na ścianę, ponieważ ciemnoskóry diabeł odsuwa się gwałtownie wraz ze swoją podpórką. 
-A-Aominechi! Jesteś okropny! 
-I sam na to wpadłeś? 
-Ty mnie nie kochaaaasz..! -Kise siada na ziemi i z załzawionymi oczyma kuli się.
-Tsk, okres masz czy jak?! 
-Jesteście upierdliwie głośni, nanodayo! 
-Midochiiin~! Ty też jesteś głośnooo...
Wszyscy kłócą się, płaczą, śmieją z innych. Ale nie uważam to za coś złego. Wyglądają jak prawdziwi przyjaciele, co oczywiście na pewno zgadza się z prawdą. Wzdycham cicho, przenosząc wzrok na Kuroko, który uwolnił się z uścisku Aomine. Stoi przy zielonowłosym okularniku, rozmawiają ze sobą.
-Od kogo dostałeś te kwiaty, Kuroko? 
-Ach, te? Od Ogiwary-kun..-uśmiecha się lekko.
-Rozumiem. Lilia Nilu, czyż nie?  Jeśli chcesz, mogę powiedzieć Ci, co wyraża w mowie kwiatów.
-To...wyraża coś..?
-Owszem. Lilia Nilu, w mowie kwiatów oznacza: "Kocham Cię". 
-Och...-kiedy do niebieskowłosego dociera przekaz Shintarou, robi się cały czerwony i nie ma odwagi spojrzeć mi w oczy. Zresztą ja podobnie. Nie sądziłem, że to się wyda! 
Jestem zakłopotany, mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale...jednocześnie nie żałuję, że dowiedział się. Mówi się trudno i żyje się dalej. 
Po dłuższej chwili Tetsuya wyciaga telefon i coś w nim pisze. Chciałbym wiedzieć co takiego. Czyżby pamiętnik? Kuroko, przepraszam. 
W pewnym momencie telefon w kieszeni zaczyna wibrować. Wyciągam urządzenie, dostałem wiadomość. Wchodzę w skrzynkę odbiorczą, nadawcą jest...Kuroko. 
"Ja Ciebie też" -Tetsuya, co to ma znaczyć..? 
Błyskawicznie unoszę głowę, wbijając wzrok w Twoją osobę. W dalszym ciągu jesteś cały czerwony, ale coś się zmieniło. Na Twojej twarzy gości szeroki, szczery uśmiech. Po rumianym policzku spływa pojedyncza łza. Właśnie takiego Ciebie chciałem zobaczyć. Dziękuję. 
-Wszystkiego najlepszego, Kuroko...-mówię cicho, po czym podbiegam do reszty.




wtorek, 5 stycznia 2016

Trochę nie zgodne z tematem bloga, ale...


Ano..za zgodą Mine-san wstawiłam ten screen..^^" XD Przepraszam, Mine-san..;-;
Musiałam..XD T-Ten moment..Po prostu pierwszy raz w życiu, śmiałam się do łez...;-;
Kurocajs i jego żona Aiko, która milczy jak grób...XD
Ona ma coś po tym swoim mężu, heh..^^" <3 <3 <3 <3 <3 <3
A więc, Mine-san n-naprawdę proszę więcej takich t-tekstów..! ^^
A...w-wszystkich którzy to przeczytali...z-zapraszam na herbatkę...^^ Dom mały, a-ale chyba będzie oki..;-; ^^"
Ach n-no i w imieniu Mine-san, zapraszam na j-jej bloga..! ^^
Blog Mine-san czeka! ^^ T-To..to tyle..^^" Przepraszam, m-musiałam dodać ten screen..;-;

poniedziałek, 4 stycznia 2016

KasaNiji (Na zamówienie!) dla Sugi Senpai ^^


Brwi drogą do szczęścia~!
Ano..Jedno z zamówień w-wykonane..*lekki uśmiech*
Mam nadzieję, że w jakimś stopniu Suga Senpai będzie...z-zadowolona..
Troszkę trudno było..coś wymyślić do tego bardzo n-nietypowego paringu...Ale jakoś się udało..
Tak myślę...^^" W gruncie rzeczy...nawet nie zauważyłam kiedy to skończyłam..^^"
Zapraszam do czytania i-i...I ocenienia..Szczerze, dobrze..? Wytykanie błędów też mile widziane..;-;

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

Nazywam się Kasamatsu Yukio. Jestem członkiem klubu koszykówki liceum Kaijou na ostatnim roku. Zajmuję pozycję rozgrywającego, równocześnie będąc kapitanem drużyny. Wiosną tego roku do naszej szkoły dołączył jeden z niesamowitej piątki Pokolenia Cudów. Kise Ryouta, silny skrzydłowy, który wspomaga naszą drużynę w najlepszy, a zarazem najgorszy możliwy sposób. Upierdliwy z niego gość, a jego rzęsy są niebywale długie, jak u kobiety! Blond kudły opadają na dziewczęcą twarz, a promienny uśmiech utrzymujący się na niej...Ach, no po prostu samym istnieniem, potrafi mnie porządnie zirytować. Pomimo to, jest bardzo obiecującym zawodnikiem. I jakimś cudem, stał się moim najlepszym przyjacielem. Zrządzenie losu? Ech...Ale niekoniecznie mi to przeszkadza...
-Kasamatsu-senpai! -odwróciłem się i spojrzałem na entuzjastyczną blond ciotę.
-Kise, spóźniłeś się! -zanim zdążył jakoś zareagować, uderzyłem piłką w jego głupią łepetynę. Zasłużył sobie! Nic tylko panienki mu w głowie! Wiem, że jest modelem, ale bez przesady. Jego fanki muszą zrozumieć, że świat nie kręci się wokół nich. Czasami kiedy obserwuję ich reakcje na każdy gest ze strony Kise, robi mi się niedobrze. Współczuję mu roboty, choć...kasy z tego nie mało.
-Auć...K-Kasamatsu-senpia! To bolałooo~
-Miało boleć!
-Kapitanie, zawodnicy już się rozgrzali! -krzyknął Wakamatsu, w nad podziw spokojny sposób.
-Świetnie. Podzielić pierwszy i drugi skład na cztery drużyny. Raz! A Ty, Kise -spojrzałem na modela korcąc go wzrokiem -Dołączysz do nas, kiedy sam się rozgrzejesz.
-Tak jest, kapitanie! -zasalutował, po czym udał się w róg sali. Reszta natomiast zgodnie z moim poleceniem podzieliła się na drużyny. Jakimś cudem znalazłem się w grupie z Kise. Przypadek?
Graliśmy jak zwykle, bez zmian, niepotrzebnych zagrań ze strony "bardziej utalentowanych". Prawdę mówiąc, dzisiejszego dnia nikt nie miał siły na jakiekolwiek ćwiczenia. A tym bardziej na 40 minutowy mecz. Nawet jeżeli tylko treningowy. W pewnym momencie, gra została przerwana. Z jakiego powodu, spytacie. Otóż dlatego, że na salę wszedł wysoki chłopak o czarnych włosach z grzywką, zaczesaną na lewą stronę. Niższy od Kise, skąd to wiem? Bo nasz kochany cudak podbiegł do niego i jak gdyby nigdy nic przywitał się serdecznie. Nie dziwna sytuacja, z tą różnicą, że zdążyłem juz poznać wszystkich przyjaciół Ryouty. Myliłem się?
-Kasamatsu-senpai! Chodź, chodź! Kasamatsu-senpaaai! -krzyczał podekscytowany, skacząc wokół szarookiego. Tak, zdążyłem zauważyć, że ma on szare oczy. Całkiem ponętne, szare oczy. W ich tęczówkach odbijał się blask promieni słonecznych -przebijających się przez szczeliny w drzwiach.
Podszedłem bliżej śmiejącej się od ucha do ucha dwójki, a moja odrobinę skwaszona mina najwyraźniej doprowadziła ich do porządku. Poczułem ogromną satysfakcję z tego faktu. Nie zamierzałem tego jednak okazywać w nadmierny sposób. Skrzyżowałem więc ręce na piersi, bacznie obserwując naszego gościa.
-Kto to, Kise? -spytałem odrobinę surowym tonem. Nie zamierzałem tolerować czegoś takiego podczas treningu. Jeżeli zamierzali się spotkać, mogli zrobić to po jego zakończeniu.
-Ach, to Nijimurachi! Znaczy..Nijimura-senpai -poprawił się, z głupkowatym uśmiechem na twarzy, ewidentnie skierowanym w stronę ciemnowłosego.
-Dobry, kapitanie! -odparł podając mi dłoń. Skrzywiłem się lekko, po czym uścisnąłem ją.
-Mnie też było miło, ale Kise musi wracać na trening -oznajmiłem.
-Mogę do was dołączyć? -wtrącił się ten cały "Nijimurachi".
-Ha?
-O tak! Tak, tak, tak, tak! Kasamatsu-senpia zgódź się! Zgódź się, zgódź! Proszę!
-Hahaha, i to się nazywa entuzjazm Ryouta! -krzyknął rozbawiony postępowaniem blondyna.
-Przymknij się, Kise! Daj mi zebrać myśli!
-A nad czym tu myśleć? Tak, lub nie -spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Ludu, dopiero go poznałem, a już mam wrażenie, że jego uśmiech doprowadza do zapoczątkowania apokalipsy moich nerwów.
-Okej, niech gra -potarłem skroń opuszkami palców. Zagwizdałem dwa razy, a chwilę później wokół mej osoby zebrali się wszyscy zawodnicy -Dzielimy się na drużyny. A właściwie..-kątem oka zerknąłem na Nijimurę.
-Właściwie..? Kapitanie? -Moriyama wyrwał mnie z zamyślenia.
-Wybacz. Dobra, ja was podzielę -oznajmiłem -Pierwszy skład, kontra 3 osoby ze składu drugiego i...Kise wraz ze swym gościem, pomożecie im, prawda?
-Eeee? Będę w drużynie z Nijimurą-senpai'em? O! Fajnie, ale..myślałem, że będę mógł się z nim zmierzyć..-odparł z żale blondyn.
-Haha, Twój kapitan jest niemożliwy, Ryouta! Ty, w skarpetkach, serio chcesz żebyśmy byli w jednym składzie? -skinąłem głową i stwierdziłem, że dla mnie nie ma to większego znaczenia. Choć...przyznam, że zrobiłem to na złość. Ciekawe co zrobi kiedy przegra ze składem wyjściowym? Dalej będzie taki zarozumiały? Chciałem to zobaczyć...To był główny powód mojego postępowania. Ciemnowłosy rozłożył ręce, pokręcił głową, po czym oznajmił że nie odpowiada za ewentualne załamania nerwowe. Zrozumiałem, że chodzi mu o to, iż zamierza wygrać. I gdyby nie moja duma, może uwierzyłbym w tlący się dla nich cień szansy.
40 minut minęło szybko. Za szybko. Mecz zakończył się niewiarygodnym wynikiem. 180 do 76. Wygrała drużyna Kise. Jak? Sam nie wiem. Zanim zaczęliśmy grę...trudno było mi uwierzyć, że Nijimura posiada jakiekolwiek zdolności do gry w koszykówkę. Choć był dobrze zbudowany i miał do tego niesamowity potencjał. Ale kiedy zobaczyłem, co potrafi wyczyniać na boisku...Matko i córko, tylko za głowę się złapać! Coś wspaniałego, oszałamiającego! I nie mówię tu tylko o stylu gry. Ale ten fakt pomińmy, usuńmy, wymażmy..cokolwiek.
-Nijimura-senpai jak zwykle byłeś niesamowity! -usłyszałem nagle i odwróciłem się. Ryouta skakał uradowany wokół swego "bohatera". Wyglądał całkiem jak pies, który prosi o jedzenie. Z mojej perspektywy oczywiście. Westchnąłem głośno i na powrót spojrzałem w dawny obiekt zainteresowania. Była nim ściana. Ciekawe zajęcie, prawda?
-Uwaga! -nim zdążyłem zareagować, coś twardego uderzyło w moją głowę. Upadłem na ziemię i łapiąc się za obolałe miejsce odwróciłem się w tył.
-Jeb w łeb! Tak się czuje Ryouta, kiedy Ty go bijesz.
-Haaaa?! -w moich oczach pojawiła się chęć mordu. Okej, zrozumiałem aluzję, ale no!
Pomiędzy nami doszło do kłótni. Sam nie do końca wiedziałem, dlaczego tak bardzo się zdenerwowałem. W sumie jak tak na to spojrzeć...Kise musiał przechodzić przez to codziennie. Mimo że jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nie powiedział mi że mu to przeszkadza. Ale to nie w tym leżał problem, tylko w moim zachowaniu.
-Hm..-w pewnym momencie Nijimura wlepił we mnie te swoje szare ślepia.
-Co się tak lampisz? -syknąłem przez zęby.
-Twoje brwi...
-He?
-Są takie...seksi -to co powiedział, wprawiło mnie w osłupienie. A szanowny Kise Ryouta parsknął nieopanowanym śmiechem.
-Co Ty gadasz?! Może nie są idealne, ale żeby od razu się ich czepiać?!
-Nie, nie. Ja mówię serio -spojrzał na mnie. Chwilę później zbliżył dłoń do mojej twarzy i jednym z palców, przejechał po prawej brwi. Nie do końca wiem czemu, ale na policzki wskoczył mi rumieniec. Wiem, to głupie, ale co ja poradzę? Gwałtownie odsunąłem się od niego i spojrzałem jak na debila.
-Czemu się czerwienisz? Powiedziałem tylko prawdę -wzruszył ramionami.
Pan od brwi spędził z nami jeszcze duuuużo czasu...Aż do końca treningu. No, prawie do końca. Pół godziny przed, pożegnał się z Kise i opuścił salę. W szatni, kiedy zostałem sam z blondynem, wszystko jakby wróciło do normy gdyby nie...
-Nijimura-senpai był wspaniały prawda?
-Ta...Kim on właściwie jest?
-Ach, on był kapitanem naszej drużyny w Teikou! -oznajmił uśmiechając się szeroko. A więc to tak? Kapitan? Zanim Akashi się nim stał? No no...Tęczowy kapitan, nic dziwnego że jest...taki.
-Aha...A co tu robił?
-Powiedział, że postanowił odwiedzić wszystkich z Pokolenia Cudów. Więc odwiedza.
-Aha -odpowiedziałem, a moja twarz była bez wyrazu. Po wzięciu szybkiego prysznica przebrałem się i zgarnąłem torbę. Wraz z Ryoutą wyszliśmy przed bramę liceum. Skręciłem w lewo, a nie tak jak oczekiwał mój towarzysz -w prawo.
-Kasamatsu-senpai? Twój dom jest w tamtą stronę -wskazał palcem uliczkę naprzeciwko.
-Nie idę jeszcze do domu.
-A dokąd? Dookąd?
-Do kosmetyczki...-odpowiedziałem załamany i ruszyłem w swoją drogę. Szedłem wolno, spokojnie. Wsłuchiwałem się w odgłosy dochodzące zewsząd. Jadący samochód, krzyki dzieci, powiew wiatru, alarm w aucie...Tyle tego było. W pewnym momencie usłyszałem za sobą znajomy głos. Na początku pomyślałem, że to Kise, ale..
-Kasamatsu! Ej no! Ty od brwi! -stanąłem jak wryty i powoli obróciłem się. Mina automatycznie mi zrzedła, kiedy oczom ukazał się Nijimura. Nie czekając na to, aż zbliży się jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku. Szedł za mną. Cały czas, krzyczał, zaczął biec. W końcu znalazł sie tuż przed moją osobą. Jak? Kiedy? Nie wiem.
-Zejdź mi z drogi.
-Nie chcę. Dokąd idziesz?
-A co Tobie do tego?
-No jejku, co Ci szkodzi powiedzieć?
-Idę do kosmetyczki, ot co -fuknąłem, próbując go wyminąć. Nie udało się.
-Ale po co? Jeżeli w sprawie brwi to jesteś kretynem.
-Że co?!
-No. Twoje brwi są seksowne, mówiłem to już nie? -uśmiechnął się i zrobił krok w przód, zmniejszając dystans między nami.
-No i co w związku z tym..? -spytałem, lecz nie tak pewnie jak oczekiwałem.
-Bo wiesz...-zbliżył się jeszcze bardziej -Nie tylko Twoje brwi mi się podobają...-szepnął mi do ucha.
-Co Ty..-nie zdążyłem dokończyć. Nasze usta, nie wiadomo kiedy złączyły się razem. Uchyliłem wargi, chcąc jakoś zaprotestować, ale tęczowy kapitan skorzystał z okazji wpychając mi swój język do buzi. Tym samym pogłębił zaaranżowany pocałunek. Policzki przybrały rumiany kolor, do oczu napłynęły łzy. To było takie...miłe, a zarazem okrutne. Okrutne z jego strony.
Jakimś cudem udało mi się go odepchnąć.
-Słodko wyglądasz kiedy się rumienisz..-powiedział oblizując wargi -Twoje usta też są słodkie. Wygląda na to, że teraz nie tylko brwi będą mnie przy Tobie trzymać.

Szablon wykonała Nessa Daere.