Strony

poniedziałek, 28 września 2015

Eren x Levi (xErwin?)

To dla niego
Tak więc..um, jakby tu zacząć..Pytałam was, który paring byłby lepszy, niestety jak na złość, wraz z komentarzami i głosami poza nimi...REMIS. Czemu..? ;-; Dlaczego ;-;
Takie pytania kłębiły mi się w główce, standard...;-; Ale pewnego pięknego wieczoru, do-doznałam olśnienia...Bo w końcu, nie musi chodzić tu tylko i wyłącznie o miłość, prawda? W sumie powinno...
Ale co miałam zrobić..? ;-; Nie chciałam zawieść, ani fanów paringu Eren x Levi, ani
fanów Erwin x Levi...Dlatego też powstało to, co powstać niekoniecznie musiało...;-;
Ale przynajmniej ujęłam to co...to co chciałam..? ;-; Miałam tę fabułę do Erwin x Levi. Ale postanowiłam to jakoś inaczej połączyć...Gomene za ten z lekka..um..nieogarnięty wstęp ;-;
Tak czy inaczej, napisałam, załamałam się i siedzę za łóżkiem, czekając na waszą opinię ;-;
Zapraszam do czytania...;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Świat jest okrutny. Każdego dnia, ocieramy się o śmierć. Walczymy z chorobami, toksynami, katastrofami globalnymi...Dochodzi również do wojen domowych i nie tylko. Jednak największym niebezpieczeństwem dla siebie, jesteśmy my sami. Mówią, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Dlaczego więc nie uchwycił również klejnotu, który drzemać powinien w sercu? Chodzi tu głównie o dobroć, miłość, a także o akceptowanie siebie nawzajem i empatię. To niby niewiele, a jak dużo by zmieniło...
Uśmiechając się delikatnie pod nosem, wysoki brunet trzymał rękę niższego mężczyzny w dłoniach. Uczucie jakie towarzyszyło mu w tej chwili, było nie do opisania. Miłość, którą obdarzył tą osobę, była ogromna. W najśmielszych snach, nie wyobrażałby sobie, że Levi odwzajemni jego uczucia. Jego twarz, która dotychczas wyrażała zero ekspresji, w tej chwili ukazywała nikłe szczęście. Lekki, lecz szczery uśmiech na bladej jak śnieg twarzy utrzymywał się przez cały czas. Drobne ciało wtulające się w odrobinę masywniejszego chłopaka, było zimne. Zimne nie od chłodu panującego na zewnątrz. Po prostu zawsze takie było. Kościste ręce oplotły się wokół szyi wyższego, a głowa oparta została o jego klatkę. Jaeger objął ukochanego w pasie, opierając się brodą o głowę czarnowłosego. Było tak przyjemnie. Tak ciepło, tak miło. Na wrażliwej skórze niższego mężczyzny, zaczęły lądować drobne płatki białego puchu. Delikatne małe kryształki lodu, połączone w niesamowicie urodziwe dzieło sztuki. W kobaltowych tęczówkach odbiło się światło włączających się latarni, powodując natychmiastowe przymknięcie jednej z powiek. Brunet odsunął się odrobinę od aktualnego obiektu zainteresowania, przekierowując wzrok w niebo. Kąciki jego ust w dalszym ciągu uniesione były ku górze, a ręce spoczywały na dłoni czarnowłosego. Na powrót spoglądając w oczy ukochanego, przekrzywił lekko głowę w bok. Zdając sobie sprawę z tego, że mężczyźnie jest coraz zimniej, w dalszym ciągu trzymając jego dłoń ruszył w stronę przystanku autobusowego. Nie zwracając większej uwagi na ludzi ich obserwujących, usiadł na ławce obok przystanku, a tuż obok, miejsce zajął Levi. Wydawał się być naprawdę zmęczony...Jednak nie było to nowością, a standardem. Codziennością. Podobnie jak jego złe samopoczucie. Eren wpatrywał się w dal, jakby było tam coś wartego uwagi. Choć uśmiech nie znikał z jego twarzy, w sercu panował niepokój i strach. Bał się. Sprowadził nie dość że na siebie, to jeszcze i na swego ukochanego, wiele problemów.
-Levi...przepraszam Cię -powiedział patrząc w dół.
Ackerman westchnął jedynie, przekierowując wzrok gdzieś w bok. Może i powinien był coś powiedzieć, lecz co mógłby..? Nie potrafił ująć w słowa, tego co czuł...
-Levi, proszę powiedz coś..-wyszeptał lekko marszcząc brwi, lecz jego partner w dalszym ciągu milczał. Brunet zacisnął mocniej pięść i przygryzł delikatnie wargę -Levi do jasnej cholery, nie jesteś na mnie zły?! -krzyknął w końcu, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.
-....jestem. -odpowiedział, w dalszym ciągu jednak nie utrzymywał kontaktu wzrokowego z Erenem.
-Więc czemu jesteś taki spokojny...? Przecież oni mogli Cię zabić! -zerwał się na równe nogi i potrząsnął ciemnowłosym mężczyzną, który najwyraźniej nie przywiązywał do tego większej wagi.
-Nie zrobili tego, więc o co ten raban?
-Ale mogli! Czy Ty nie rozumiesz powagi sytacji?!
-Po pierwsze, zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem. To ja tu jestem straszy. Po drugie, nie wydzieraj się na ulicy. A po trzecie...Rozumiem powagę sytuacji, aż za dobrze. Pomijając jednak ten fakt...Dlaczego wracasz do wydarzeń z przed paru dni? Mieliśmy o tym zapomnieć, a później razem wymyślić rozwiązanie, nieprawdaż?
-Levi do cholery..!
-Eren, irytujesz mnie. -skwitował i obrócił się tyłem do szczeniaka. Nie miał ochoty dalej ciągnąć tej dyskusji, która i tak nie doprowadziłaby ich do czegoś sensownego. Po paru minutach nadjechał wyczekiwany przez nich autobus. Nie odzywając się już do siebie przez całą podróż, wpatrywali się w okna.
A wszystko zaczęło się miesiąc temu, może więcej? Eren uzależnił się od hazardu. A to karty, a to jakieś automaty. Wszystko to wydawało się być miłym dodatkiem do życia. Jednak czy aby na pewno? Sam Jaeger nie potrafił dostrzec problemu, aż do tej pory. Najpierw przetracanie swoich własnych, a później również cudzych pieniędzy. Zapożyczanie się u obcych ludzi i rosnące długi z odsetkami każdego dnia. Ackerman, który nie był świadom tego co się dzieje, nie potrafił pomóc. Pewnego dnia jednak przyłapał swojego chłopaka na gorącym uczynku. Tym razem Eren grał w gry internetowe za pieniądze. Przetracił naprawdę sporą sumę. Para skłócona była ze sobą długi okres czasu. Brunet jednak zamiast zaprzestać swoich działań, dalej uprawiał hazard. Nie wyszło to na dobre, lecz to chyba oczywiste. Sprawiało mu to wielką przyjemność, frajdę. Swego rodzaju atrakcja z haczykiem...Dopiero kilka dni temu, seledynowe oczy dostrzegły to co ich właściciel spowodował. Wierzyciele, którym Jaeger winien był sporą ilość pieniędzy, porwali Levi'ego. Grozili zabiciem zakładnika, jeżeli brunet nie zwróci długu wraz z odsetkami. Na szczęście jednak, policja w porę zareagowała. Czarnowłosemu nie stało się nic, prócz otrzymania paru siniaków i zadrapań. Sprawa przycichła, ale dług pozostał, a mężczyźni wysyłali do Erena listy z pogróżkami. Chłopakowi nie pozostało nic innego jak poddać się jakiejś pracy, przynajmniej na pół etatu. Zarobki marne, ale zawsze coś. Każdy grosz się liczył. Jednak większość zarobionych przez parę pieniędzy, przekazywana była na terapię bruneta. W końcu trzeba było zacząć walczyć z uzależnieniem. Tak więc co by nie zrobili, zawsze wracali do punktu wyjścia...

****

-Więc mówisz, że masz duże problemy finansowe? -spytał Armin patrząc w seledynowe zapłakane oczy.
-Ta...A Levi się do mnie nie odzywa...A już prawie go udobruchałem! -lamentował, co jakiś czas ocierając łzy o rękaw białej koszuli swego przyjaciela, który nawiasem mówiąc, miał już tego serdecznie dość. Nie po to suszył ją rano, aby ponowić tą czynność wieczorem.
-Eren...J-ja sądzę, że powinieneś z nim porozmawiać na spokojnie...-stwierdził odsuwając się odrobinkę od bruneta.
-Próbuję od dobrych paru tygodni! Ach..ja już nie daje rady.
-Nawarzyłeś piwa, to teraz powinieneś je wypić...
-Armin doskonale wiesz, że ja nie rozumiem tych Twoich metafor czy co to tam jest...
-Prościej ujmując, musisz ponieść konsekwencje swojego postępowania. Ech...Wiesz..M-mam zaoszczędzone 5000...Może to niewiele...ale zawsze coś, racja?
-Co Ty chcesz przez to powiedzieć..?
-No...pożyczę Ci tą kasę -powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Blond włosy rozwiał silny powiew wiatru.
-Ale...Te pieniądze..Nie miałeś ich przeznaczyć na studia? I na remont w domu..?
-No niby tak, ale studia mogą poczekać. Jeżeli chodzi o remont...Jean powiedział że sam się tym zajmie. -stwierdził wzruszając lekko ramionami. Widać jednak było, że blondynowi wcale nie łatwo było podjąć tą decyzje. Kąciki bladych ust niższego unosiły się ku górze, a wzrok skierowany był w stronę Erena. Ten zaś wpatrywał się w chodnik. Miał się zgodzić? Czy może raczej odmówić, aby przyjaciel spełnił swoje marzenia? Z jednej strony, te pieniądze pozwoliły by brunetowi spłacić chociażby część długu...Ale z drugiej...
-Jesteś pewien...? -spytał niepewnie, przy okazji delikatnie przygryzając wargę.
-Owszem. Czego nie robi się dla przyjaciół -zachichotał cicho i wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wszedł w kontakty, wybrał numer i zadzwonił do Jeana. Poprosiwszy go, aby wypłacił z konta zaoszczędzone 5000 rozłączył się. Nie musiał tłumaczyć dla kogo i z jakiego powodu. Doskonale znał sytuację finansową seledynowookiego idioty. Może nie spodziewał się tak do końca, że Arlert odda właśnie swoje pieniądze, ale cóż...Blondyn z powrotem schował urządzenie do kieszeni spodni, po czym skierował wzrok ku niebu. Ze swym przyjacielem nie zamienił już ani słowa. Po paru minutach ciszy, oznajmił że powinien już iść do pracy, więc kulturalnie pożegnał się i odszedł. Brunet znów został sam. Sam ze swoimi myślami. Już sam nie wiedział, dlaczego on właściwie tak bardzo kochał hazard. Przecież nigdy nie udało mu się wygrać, więc czemu zawsze liczył, że może następnym razem mu się poszczęści? To było bez sensu. Jak tak na to spojrzeć, Armin cały czas mu to powtarzał...
-Ech..Szkoda, że nie posłuchałem go wcześniej...


****

Dzień od rana zapowiadał się nie za dobrze. Niska temperatura utrzymująca się już od kilku dni, wcale nie zamierzała wzrosnąć, wręcz przeciwnie. Może i zbliżała się zima, lecz opady śniegu i wspomniana już wcześniej niska temperatura, nie były częstym zjawiskiem w Japonii. Owa pogoda niestety nie ułatwiała nikomu życia. Ludzie musieli jakoś dojechać do pracy, dzieci dotrzeć do szkoły, a studenci na ważne egzaminy...W tym oto gronie znajdował się niejaki Levi Ackerman. 34-letni pracownik jednej z firm marketingowych. Zarobki w miarę na poziomie, ludzie nie spoufalają się ze sobą, a to było dla czarnowłosego najważniejsze. Cisza. Mógł wykonywać zleconą robotę w spokoju, bez słuchania wywodów starszych, a już tym bardziej młodszych "kolegów" z pracy. Po prostu robił co musiał. Czasami nawet pracował po godzinach, aby więcej zarobić. W końcu, wraz z Erenem, jakoś musieli pozbyć się tego długu. Jednak co mógł, za taką śmieszną pensję?
-Levi, słyszałeś już? -spytała Isabel związując rozczochrane włosy w dwie kitki.
-O czym?
-No o tym, że będziemy mieli nowego pana naczelnego~~! -zatrajkotała radośnie podnosząc się z krzesła.
-I co w tym fajnego? -zapytał, nie odrywając się jednak od dotychczas wykonywanej pracy.
-No bo ten Takeda był okropnym zrzędą! Przestarzała generacja! Teraz pewnie dadzą jakiegoś młodego~!
-Isabel, czyżbyś desperacko poszukiwała faceta? -do rozmowy wtrącił się Farlan.
-Zamilcz śmiertelniku! -krzyknęła, jednocześnie uderzając przyjaciela w głowę.
Podczas kiedy pomiędzy dwójką "dzieciaków" toczyła się zacięta kłótnia, Ackerman wykonywał zlecone mu zadanie. Projekt reklamy odzieży męskiej. Dość wyzywającej odzieży męskiej. I tu rodzi się pytanie. Czy coś takiego w ogóle istniało? Sam nie wiedział o tym, że ubrania dla mężczyzn mogą być tak...skąpe. Aż do tej pory...Cóż, robota to robota, przynajmniej kasa za to była. Jedyny plus tej pracy.
Tego samego dnia, faktycznie pojawił się nowy naczelny wydziału marketingowego. Wysoki blondyn o niebieskich oczach. Stanowczy i surowy...Naprawdę nieprzyjemny gość. Może to niezbyt wiarygodne, ale Levi, tak jak i reszta pracowników, bardzo się tym przejął. W końcu chodziło tu o jego nowego szefa. Relacje z nim musiały być dobre.

****

Po rozmowie z Arminem, Jaeger wrócił do domu. Rozsiadł się wygodnie na kanapie i włączył telewizor. W sumie nie bardzo obchodziło go to co w nim puszczali. Chodziło jedynie o "sensowne" spędzanie czasu.
Co chwilę przełączał programy, jeden po drugim, w poszukiwaniu tego jedynego. W rezultacie jednak westchnął głośno, wyłączył urządzenie i powędrował do kuchni w celu przygotowania sobie czegoś ciepłego do picia. Zaparzył herbatę, a później jak to miał w zwyczaju, stanął z nią w progu wejścia do mieszkania. Wypatrywał swojego partnera. Było już późno. Zaniepokoił go fakt, że Ackerman'a w dalszym ciągu nie było w domu.
-Może znowu został po godzinach..? -zapytał, a odpowiedzi oczywiście nie uzyskał. Stał tak jeszcze kilka minut, po czym wrócił do mieszkania i okrył się kocem. Na zewnątrz było okropnie zimno. Dobrze, że wcześniej przygotował sobie herbatę.
-A może zrobię jakąś kolację? Levi musi być okropnie głodny..-w dalszym ciągu rozmawiając ze samym sobą, co chwilę popijając gorący napój, myślał. Powinien coś przygotować? Czy może nie? Jego zdolności kulinarne nie były najlepsze...Zwykle to jego partner gotował. Po dość długich przemyśleniach, zdecydował, że jednak lepiej będzie, kiedy nie zbliży się więcej do kuchenki.

****
-Levi, pozwól jeszcze na chwilę -usłyszał za plecami, kiedy już szykował się do wyjścia. Wypuścił powietrze z płuc, lekko zdenerwowany. Niedługo odjeżdżał jego ostatni pociąg. Musiał się pospieszyć, aby zdążyć.
Odwrócił się, a kobaltowym oczom, ukazał się nikt inny jak Erwin Smith, nowy naczelny działu marketingowego.Mimo iż miał ochotę zwyczajnie wyjść, nie zwracając na niego większej uwagi...Poszedł za blondynem do jego gabinetu. Sam nie wiedział czemu. Tak dla zasady? W końcu pracownik podlega swojemu szefowi...
-O co chodzi? -spytał patrząc w błękitne oczy.
-Cóż, jest coś co mnie dręczy...
-Przykro mi, ale nie jestem psychologiem. Mogę już iść?
-Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi o to, że skądś Cię kojarzę...Znasz może chłopaka o imieniu Eren? Eren Jaeger.
Levi zaniemówił. Znał, znał aż za dobrze. Ale w tej chwili zastanawiało go jedno. Czyżby Erwin i Eren...znali się? Ale to byłoby mocno podejrzane.
-Tak, ale co to ma do rzeczy? -spytał marszcząc delikatnie brwi.
-Ach, więc dobrze skojarzyłem. -uśmiechnął się do siebie i podszedł odrobinę bliżej do ciemnowłosego pracownika.
-A mianowicie..?
-Hazard. Mówi Ci to coś? -jego uśmiech z delikatnego, zmienił się na szyderczy. Ackerman odruchowo cofnął się do tyłu i spojrzał na Erwina, jakby mówił: "Skąd o tym wiesz..?". To wszystko wydawało się być takie dziwne...Takie...niepoukładane...Dlaczego ktoś obcy, wiedział o ich problemach? -Zaskoczyłem Cię, prawda? Pewnie jesteś ciekaw, skąd posiadam takie informacje.
-Nie bardzo...-odpowiedział, choć tak naprawdę, bardzo go to ciekawiło.
-Haha, zadzierasz nosa co? A co gdybym...Pomógł wam spłacić długi?
-Stop. Znasz Erena, ale skąd wiesz o jego długach, co?
-Czyli jednak jesteś ciekaw. Cóż. Często bywam w salonie gier, do którego ten dzieciak przychodził.
-Uhm -czarnowłosy pokiwał lekko głową, że niby rozumie, ale tak naprawdę to...trudno było mu to wszystko przyswoić -Mam jednak pytanie.
-Pytaj.
-Powiedziałeś, że skądś mnie kojarzysz, ale ja nigdy w życiu nie widziałem Cię na oczy. Aż do teraz.
-Och, fakt. W gazetach było odrobinę głośno o Twoim zniknięciu -odpowiedział spokojnie blondyn, zaglądając do jednej z szafek. Wyjął stertę papierów, które najwyraźniej musiał po podpisywać.
-Aha...-faktycznie, po tym jak porwano Levi'ego, dziennikarze opublikowali wiele informacji na ten temat.
-Więc jak? Potrzebujecie pomocy, prawda?

****

Aby się nie nudzić, na powrót włączył telewizor, jednak jak na złość, nie leciało nic wartego uwagi. Oprócz bajek edukacyjnych dla dzieci. Nie było tajemnicą, że Jaeger z nudów, potrafił obejrzeć po kilka odcinków takich kreskóweczek. Bo co innego miał do roboty? Czekał jedynie na swojego partnera, który najwyraźniej wybrał wolność...Godzina 00:00, a Ackermana dalej nie było w mieszkaniu. Brunet powoli zaczął się poważnie martwić. Podniósł się z dotychczasowego siedziska, chwycił kurtkę którą wcześniej niedbale rzucił na kanapę i już miał wychodzić, kiedy drzwi do domu otworzyły się, a w ich progu pojawił się nikt inny jak Levi. Wszedł do środka, wcześniej otrzepując buty ze śniegu. Ściągnął szalik, szarawą czapkę i czarną przydługą kurtkę.
-Levi, gdzie byłeś? Martwiłem się o Ciebie! -krzyknął Eren patrząc w oczy mężczyzny.
-Nie ma o co. Jestem z powrotem, tak? -odpowiedział, po czym skierował się w stronę kuchni, aby zaparzyć sobie herbaty.
-No ale tak na poważnie, gdzie byłeś?
-W pracy. A gdzie miałbym być? -spytał specyficznie unosząc brew w górę.
-Z Tobą to się ciężko rozmawia...
-Cóż, jestem zmęczony. Idę się myć, a potem spać. Tobie też to radzę.
-Ja już się myłem!
-Akurat. Podejdź no mnie tu -wskazał palcem miejsce tuż przed sobą. Brunet posłusznie wykonał polecenie i podszedł do niższego mężczyzny.
-No i..?
-Chuchnij -powiedział spokojnie.
-A co Ty, alkomat..?
-CHUCHNIJ -zmienił ton głosu marszcząc brwi.
-O-okej...-ponownie zmuszony był do wykonania polecenia Ackermana. Kiedy chuchnął, wypuszczając powietrze z ust, Levi odwrócił się na pięcie i runął na ziemię. Brunet odruchowo zakrył usta dłońmi i przykucnął obok partnera. Ten powoli wstał, chwiejnym krokiem podszedł do lady, po czym otworzył okno i zaczerpnął świeżego powietrza. Tak, tego w tej chwili potrzebował. Kiedy doszedł już do siebie, skierował wzrok na wielkoluda.
-Eren, czy słyszałeś może o czymś takim jak pasta czy szczoteczka do zębów?
-A czemu nie? Wiem co to jest.
-A nie chciałbyś się z nimi bliżej poznać?
-Hę..?
-Jazda do łazienki szczylu, albo wepchnę Ci tą cholerną szczoteczkę do gardła. -powiedział stanowczo, marszcząc brwi. Przy okazji zacisnął też pięść. Nienawidził ludzi, którzy nie dbali o higienę osobistą. Z Erenem nie było jeszcze tak źle, wystarczyłoby go jedynie naprowadzić na dobrą drogę. Drogę ku czystości. Pełną środków dezynfekujących. Oj tak. Jaeger tymczasem siedział w łazience. No...może nie dosłownie. Szukał szczoteczki do zębów. Pasta była, ale bez szczoteczki nie da rady...
-No i co teraz? -zapytał sam siebie i westchnął głośno.
-Eren, w dalszym ciągu zanieczyszczasz środowisko?
-Levi?! J-Jak tu wszedłeś?!
-Otworzyłem wytrychem. Drzwi były otwarte, nie zamknąłeś ich. Mogę wiedzieć co Ty odstawiasz? Miałeś umyć zęby. To takie trudne?
-Nie mam szczoteczki!
-No i?
-To czym niby mam je umyć? Palcem?
-A znasz jakieś inne rozwiązanie? -uniósł specyficznie brew w górę, po czym wyszedł z łazienki. Seledynowooki ponownie westchnął i wycisnął trochę pasty na palec...

****

Następnego dnia, Ackerman tak jak każdego ranka, wstał i zaczął szykować się do pracy. Właściwie w nocy w ogóle nie spał. Za dużo spraw na głowie, ten cały stres dobijał go psychicznie. Do tego...Była jeszcze ta propozycja ze strony Erwina Smith'a. Nie podobała mu się, ani trochę. Jednak coś postanowić musiał, dlatego też rozmyślał nad tym całą noc, już miał odpowiedź. Wziął szybki prysznic, wypił herbatę, ubrał kurtkę, szalik i buty, po czym jak obowiązek nakazywał, wyszedł z domu.
W firmie pojawił się równo o 6:00. Zanim jednak zajął swoje stanowisko, udał się do gabinetu naczelnego wydziału marketingowego. Stanął na przeciwko wejścia, zapukał. Usłyszał pozwolenie na wejście, więc nacisnął klamkę i wszedł do środka.
-Och, to Ty. Chcesz czegoś konkretnego? -spytał Erwin patrząc na niższego mężczyznę.
-....Zgadzam się...
-Hm? Jeszcze raz, bo niedosłyszałem.
-Zgadzam się na Twoją propozycję...-ponowił odpowiedź przygryzając lekko wargę.
Blondyn zaśmiał się jedynie pod nosem, po czym podniósł się ze swojego krzesła obrotowego. Powolnym krokiem ruszył w stronę swojego pracownika. Wyciągnął rękę w jego stronę, gładząc blady, zimny policzek.
Drugą ręką objął mężczyznę w pasie.
-Kocham jedynie Twoje ciało, więc niczego więcej sobie nie wyobrażaj -szepnął mu do ucha ozięble, po czym przygryzł jego płatek. Na ten gest Levi wzdrygnął się odrobinę. Więc tak to miało od teraz wyglądać...?


****

Eren obudził się przed południem. Nad podziw wyspany. Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął leniwie. Rozejrzał się dookoła, przez chwilę siedział wpatrując się w jeden punkt przed sobą, a mianowicie w ścianę. Czy było tam coś ciekawego? Albo wartego uwagi? Nieszczególnie. Po prostu...Można powiedzieć, że chłopak zwyczajnie się zawiesił. W końcu jednak wstał i udał się do kuchni. Szybko przygotował sobie parę kanapek, którym tradycyjnie nadał miano swojego śniadania, a później tak jak podświadomość nakazywała, włączył telewizor.
-Same wiadomości~ Co to za telewizja...-westchnął głośno, biorąc do ust kanapkę. Po chwili usłyszał znajomą melodię. Dzwonił jego telefon. Chwycił urządzenie i odebrał.
-Halo?
-Dzień dobry Eren, chyba się już obudziłeś nie? -brunet po drugiej stronie słuchawki usłyszał głos Armina.
-Armin? Tak...Powiedzmy.
-Cóż, w każdym bądź razie...Dzwonię, żeby powiedzieć Ci, że jednak nie wypłaciłem tych pieniędzy. Przelałem je na Twoje konto.
-Ach, okej...Ale, na pewno nie będą Ci one potrzebne? Co na to Jean?
-Wam są potrzebne bardziej niż mnie. A Jean...Zgodził się, oczywiście po paru kłótniach...
-Kłótniach? Przecież mówiłeś mi wcześniej że zgodzi się bez problemu...
-No i tak było, ale później coś go ugryzło i...
-Aha...
-Nie martw się, tym. Jakoś go później udobrucham. Ja już kończę, tylko to chciałem powiedzieć. To, pa.
-Pa -odpowiedział i rozłączył się. Spojrzał w sufit. Arlert zawsze był taki uczynny i pomocny...Taki miły..
Niczego nie ukrywając, Eren musiał przyznać że blondyn bardzo pomógł. Choć kwota którą pożyczył był śmiesznie mała w porównaniu z kwotą do spłacenia, to jednak była. No i w jakiś sposób pomagała.
Bardzo cieszył się, że posiadał takiego przyjaciela.


****

Z gabinetu szefa wyszedł dopiero godzinę później. A może przebywał tam dłużej niż przypuszczał? To co tam przeżył, było okropne, obrzydliwe. Czuł się brudny...Każdy, nawet najostrożniejszy ruch, sprawiał mu ból. Zapach Erwina...Dalej był odczuwalny. Kiedy ten składał pocałunki na jego ciele, robił malinki i gryzł go...Kiedy sapał mu do ucha i powtarzał jego imię...Na samą myśl o tym, Levi'emu robiło się słabo i niedobrze. A to był dopiero początek...Dzień w pracy okropnie się dłużył. Na szczęście dobiegł końca. Aby uniknąć spotkania pana naczelnego, wyszedł wcześniej niż zazwyczaj. Idąc w stronę metra, jednym z ośnieżonych chodników, z kieszeni spodni wyjął plik pieniędzy.
-....-zacisnął powieki i przygryzł wargę. Schował pieniądze i ponownie ruszył naprzód.
Do domu wrócił o 22:00, co bardzo zdziwiło jego chłopaka.
-Co tak wcześnie?
-Tak wyszło...-odpowiedział ściągając kurtkę.
-Ej, to super! Możemy zjeść razem kolację! Choć może trochę na nią za późno...Ale co tam!
-Eren...Nie obraź się, ale jestem zmęczony...Miałem ciężki dzień.
-Och...No tak. Rozumiem, spoczko, odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Ackerman wyjął pieniądze otrzymane od Erwina i przekazał je brunetowi.
-He? Co to jest?
-Dostałem podwyżkę...-odpowiedział i poszedł do łazienki.
Od tamtego dnia, minęło sporo czasu. Levi sprzedając swoje ciało zarobił sporą sumę. Za każdym razem, otrzymane pieniądze przekazywał Erenowi, który zanosił je wierzycielom. Mężczyźnie wydawali się być usatysfakcjonowani tym faktem. Aż pewnego dnia...
-Levi, spłaciłem ten dług!!! -po mieszkaniu rozniósł się radosny krzyk Jeager'a.
-To super. Nareszcie jeden kłopot z głowy...-odpowiedział czarnowłosy, uśmiechając się delikatnie.
-To wszystko dzięki Tobie! Tak ciężko pracowałeś!
-Ta...To nic takiego...Ne, Eren. Pójdę się przejść -powiedział i zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, mężczyzna opuścił mieszkanie. Postanowił pospacerować trochę po parku. Ogarnąć się jakoś. Ciężko pracował, tak? Ciekawe...Krzątał się jakiś czas bez celu, aż w końcu usadowił się na jednej z ławeczek. Wpatrując się w dal bez żadnych emocji, w dalszym ciągu rozmyślał. Smith, w końcu da mu spokój, ale na jak długo? Poza domem spędził około kilku godzin. Było zimno, to fakt, ale w niczym to nie przeszkadzało.
Podjęcie decyzji o powrocie do mieszkania, było trudne, ale ostatecznie tak właśnie postanowił.
-Wróciłem...-powiedział wchodząc do środka budynku.
-Ale zaraz stąd wyjdziesz! -krzyknął zapłakany brunet.
-E-Eren, co Ci jest?
-Co mi jest...? To mi jest! -rzucił w niższego mężczyznę jakąś kopertą. Czarnowłosy wyjął z niej jakieś zdjęcia. Zdjęcia, których w ogóle nie powinno tam być. Źrenice kobaltowych tęczówek zmniejszyły się. Fotografie przedstawiały jego osobę, w trakcie współżycia z Erwinem...
-Eren, ja to wytłumaczę...!
-Nic mi nie musisz tłumaczyć...! Zwyczajna z Ciebie dziwka i tyle...!
-Eren..!
-Wynoś się! Nie chcę Cię tu widzieć...! -ponownie krzyknął, ocierając strumienie łez. Levi nie chcąc jeszcze bardziej komplikować sytuacji, zwyczajnie opuścił mieszkanie. Słowa Erena, bardzo go zabolały. Nie sądził, że chłopak kiedykolwiek tak się zachowa. To wszystko co przeżył, aby pomóc spłacić ten cholerny dług...To wszystko się nie liczyło..? Kiedy Smith mu to robił...Czuł się okropnie...Czuł się jak zwykły śmieć, jednak kiedy wracał do domu i przekazywał pieniądze temu szczeniakowi...Kiedy widział jego szczęśliwą twarz...To zupełnie wystarczało i było warte tego cierpienia. A teraz? To wszystko prysło jak mydlana bańka. Eren nie powinien się o tym nigdy dowiedzieć...Jednak tak się stało. Czasu nikt nie cofnie...

czwartek, 3 września 2015

Informacje odnośnie bloga..? ;-;

Ano...tak więc..Jak niestety wiecie, zaczął się nowy rok szkolny...Nikomu się to nie uśmiecha, ale co można poradzić..? ;-; To że znowu trzeba chodzić do przybytku zwanego szkołą, nie sprzyja napływie w-weny...;-; Nadmiar zajęć, prac domowych i późne powroty do domu...;-; Przez to wszystko Aiko...Nie będzie mogła dodawać postów zbyt często, a przy okazji ciężko jej będzie czytać teksty innych blogerek...;-; Jednak o-obiecuję, że się postaram robić to jak najszybciej, tak samo z komentarzami...;-;
Jeżeli chodzi o poprzednią ankietę...Wygrało Shingeki no Kyojin..^^ A-Aiko zacznie pisać tekst już jutro, po powrocie ze szkoły...przez weekend...Możliwe że skończy ;-; Ale nic nie obiecuję *kręci głową*
Jeżeli chodzi o paring...Prawdopodobnie Eren x Levi, bądź Erwin x Levi....Który byście woleli..? ;-;


Szablon wykonała Nessa Daere.