Strony

czwartek, 31 grudnia 2015

Akemashite Omedetō Gozaimasu! ^^

Wielkie bum!
Um...dodaję to teraz, bo później...wy-wyganiają mnie  z domu i-i..;-;
A więc! Bywa, że każdy człowiek, ma jakieś postanowienia na nowy rok.
Niekiedy są one nie do spełnienia, w jego mniemaniu.
Jednak możecie osiągnąć to, co sobie postanowiliście!
Wystarczy odrobinę wiary i determinacji ^^
Jeżeli już macie jakieś plany, nie zawahajcie się wcielać tego w życie!
Na pewno życzono wam już wielu rzeczy. Od szczęścia, aż po dobrego chłopaka/dziewczynę czy masę pieniędzy. A Aiko...
Aiko chciałaby życzyć wam, aby wszystko co sobie postanowiliście się spełniło.
Aby ten rok był jednym z najlepszych..! Zero smutku, tylko i wyłącznie szczęścia związanego zarówno ze stanem uczuciowym, jak i w szkole czy życiu codziennym! ^^
Więcej wspaniałych serii anime, mang oraz słodyczy..*śmiech* Słodycze najważniejsze! ^^
Hm...Jest tu ktoś jeszcze...Oni również chcieliby złożyć wam życzenia..^^
Kuroko: Witam *ukłon* Na początek, tradycyjnie, szczęśliwego nowego roku. Nie jestem zbyt dobry w składaniu życzeń...Ale chciałbym dodać coś od siebie...Dlatego, oprócz szczęścia, życzę wam więcej weny, przyda się prawda? *lekki uśmiech*
Aiko: K-Kuroko-kun..t-tak ślicznie wygląda jak się uśmiecha..*siedzi obok i paczy*
Kuroko: Aiko-chan..*rumieni się* To może oprócz tego...Więcej shake'ów waniliowych..?
Akashi: Shake waniliowy dla Tetsuyi jest jak telewizyjne porno dla Daikiego. *kręci głową*
W takim razie czas na mnie. Więcej par nożyczek w swym asortymencie drodzy bracia/siostry sadyści/sadystki! W nożyczkach siła! *patrzy na Rei, tak na tą Rei*
Aomine: Ta...Zdrowia, szczęścia, pomyślności...co tam jeszcze było..*zerka na kartkę* Słodyczy też.
Kise: Teraz ja, teraz ja!!! No więc, więcej uśmiechu! Radości z wykonywanych czynności! Więcej Kurokochiegooo!!! I mnie i Aominechiego! I Akashichiego, Midorimachiego, Murasakibarchiego--
Aomine: Skończ już! *pac w głowę Kisi*
Kise: A-Aominechi to bolałooo!! ;-;
Murasakibara: No to..tego..eee, więcej słodyczy!
Midorima: Mógłbyś się bardziej wysilić, Murasakibara. Ech...Teraz ja? Analizując poprzednie życzenia, sądzę iż wszystko czego chciałem wam życzyć zostało wymienione..*myśli* Ale...W gruncie rzeczy..c-chyba..*zmieszany* C-Chciałbym powiedzieć, że życzę wam sukcesów związanych z waszymi talentami, oraz sukcesów w kwestii uczuciowej...
Aiko: To..t-to wszystko..? *patrzy niepewnie*
Kuroko: Wygląda na to, że..że tak, Aiko-chan..*kiw kiw*
Aiko: W takim razie, zapraszamy do przeczytania krótkiego tekstu sylwestrowego..! ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od samego rana miasto tętniło życiem. Ludzie biegali w tą i z powrotem, uśmiechali się, życzyli sobie wszystkiego co najlepsze. Wszyscy, oprócz Kuroko, który siedział w swoim cieplutkim domu, pod kocykiem z książką w ręku. Nie planował na Sylwestra niczego szczególnego, poza czytaniem i popijaniem herbaty, bo na shake było za zimno. Nie lubił hałasu, a co za tym szło -imprez również. Jedyne na jakie chodził, to te organizowane przez Kiseki no Sedai, jednak...Tym razem, o żadnym takim przyjęciu nie było mowy. Przeziębił się i to nie na żarty. Rodzice nie wypuszczali go z domu, od dobrego tygodnia...Kiedy Tetsuya poinformował organizatorów o tym, iż nie zjawi się na imprezie wszyscy byli okropnie zawiedzeni. W końcu planowali to już od dłuższego czasu...Ale nie naciskali, nie próbowali czegokolwiek wymyślić. Kuroko zawsze był słabego zdrowia, więc nikt nie chciał, aby mu się pogorszyło.
-Ach...-spojrzał na Nigou, który właśnie wskoczył na łóżko. Pogłaskał pupila, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Odłożył książkę na szafkę nocną.
-Tetsuya! -usłyszał nagle i odruchowo odwrócił się w stronę drzwi. Stała tam jego mama, krzyżując ręce na piersiach.
-Mama..? Coś się stało..?
-Wołam Cię od dobrych paru minut. Ech, zawsze jesteś tak bardzo rozkojarzony...
-Przepraszam...Prawda, zamyśliłem się...
-Nic się nie stało. Jak się czujesz?
-Um...D-Dobrze...-na tę odpowiedź kobieta pokręciła głową z politowaniem. Podeszła do syna i przyłożyła dłoń do jego czoła.
-Czujesz się dobrze, a gorączka ma być tego dowodem, tak? -spojrzała w zaszklone oczy chłopaka i uśmiechnęła się czule -Leż i odpoczywaj, Tetsuya -ucałowała rozpalone czoło i wyszła z pokoju.
Kuroko westchnął głośno. Naprawdę czuł się dobrze. No..bynajmniej lepiej, niż poprzedniego dnia. A gorączka...To tylko gorączka. Tak przynajmniej myślał.
Przez jakiś czas siedział wpatrując się w błękitną pościel, kiedy nagle...
-Wiadomość..? -wziął telefon do ręki i sprawdził skrzynkę odbiorczą.

Od: Kise-kun
Do: Kurokochi~! ;w;
"Ohayo, Kurokochi! :3 Jak tam zdrówko?
Jestem pod Twoim domem~! Jak myślisz, Twoja mama mnie wpuści? ;-;
Powiedz jej, że Twój przyjaciel przyszedł! ;-; Dobrze? Dobrzeee? ;-;"

Tetsu zamrugał kilkakrotnie, po czym odpisał na wiadomość blondyna. Stwierdził, że mama z pewnością pozwoli na odwiedziny, a Kise nie ma się czym martwić. Choć...Już raz go wyrzuciła. Ale kiedy to było...Tylko wtedy, pomyliła go z Aomine. Kuroko sam nie wiedział jak mogło do tego dojść. Dlatego już następnego wieczoru wpoił mamie do głowy jak wyglądają poszczególni członkowie Kiseki no Sedai. Aby już nigdy nie doszło do nieporozumień.
Już chwilę później do pokoju wszedł wysoki blondyn, z promiennym uśmiechem na twarzy.
-Kurokochiii!!! -rzucił się na Tetsuyę, tuląc go do siebie.
-K..K-Kise..kun...D-Dusisz..mnie..-wydukał pomiędzy próbami złapania oddechu.
-Ach, przepraszam! -gwałtownie odskoczył w bok, zakrywając twarz i kuląc się -Nie zdążyłem Cię udusić, p-prawda..?
-Nie..Ale był blisko...-pokręcił głową z lekki uśmiechem.
-Ufff...No, to co tam u Ciebie, Kurokochi? Jak się czujesz? -spytał, siadając przed łóżkiem na krzesełku.
-Ach...Dobrze, tak myślę..
-Tak myślisz? Ajaj, Kurokochi! Kłamczuszku!
-E..?
-Twoja mama powiedziała mi, że masz gorączkę -powiedział jakby z wyrzutem.
-To tylko gorączka..
-To AŻ gorączka! Martwiliśmy się o Ciebie, przez cały tydzień nie dałeś znaku życia!
-Przecież..mówiłem, że jestem chory...A-Ale..mimo to, przepraszam..-spojrzał w bok, ze smutną miną. Kise westchnął i uśmiechnął się delikatnie.
-Nie lubisz nikogo martwić, prawda? -Kuroko w odpowiedzi pokiwał lekko głową -Ach i..Kurokochi, planujesz coś na dzisiejszy wieczór? Będziecie mieć gości?
-Gości..? Nie, rodzice wychodzą...
-A..to nawet lepiej -zaśmiał się wesoło, a Kuroko nie bardzo wiedział jak zareagować. "To nawet lepiej"?
-Co..co chcesz przez to powiedzieć, Kise-kun..?
-A, zobaczysz wieczorem! Tak powiedział Akashichi! -uśmiechnął się szeroko. U Tetsuyi spędził jeszcze dwie godziny, po czym opuścił mieszkanie. Błękitnowłosy znów chwycił książkę. Bo co innego mógłby robić? Około godziny 20:00, rodzice zgodnie ze swymi planami wyszli na przyjęcie do swoich przyjaciół, pozostawiając Kuroko samemu sobie. Tak po prawdzie..nie wyszli by, gdyby nie upór Kuroko. Jego mama uznała, że nie powinni nigdzie iść, bo w każdej chwili Tetsuya może poczuć się gorzej. Chłopak natomiast zapewniał kobietę, że czuje się świetnie i nie trzeba się martwić. Nie chciał, aby rodzice zmarnowali ten wieczór, tylko i wyłącznie dlatego, że on załapał jakieś przeziębienie.
-Nigou..czy Tobie też jest tak zimno..? -spytał pieska, głaszcząc go po łebku. Powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu zamknęły się, a Tetsu zasnął. Śniło mu się, że wraz z reszta Kiseki no Sedai grał na boisku, jak za dawnych czasów. Na ich twarzach gościły uśmiechy, pogoda dopisywała, oby dwie drużyny nie miały zamiaru odpuszczać, aż w końcu zwieńczenie meczu ogłosił końcowy gwizdek -tym samym powodując wybudzenie się niebieskookiego. Gwałtownie poderwał się do góry, chwilę później łapiąc się za głowę.
-Z-Za szybko..się podniosłem..-powiedział do siebie. Kiedy zawroty głowy minęły, zerknął na wyświetlacz komórki. 23:59. Czyli obudził się przed rozpoczęciem Nowego Roku. Ciekawie.
W pewnym momencie w okno uderzył mały kamyk. Potem kolejny i jeszcze jeden. Kuroko niepewnie otworzył okno i wyjrzał przez nie. Jego włosy rozwiał lodowaty powiew wiatru. Temperatura była na minusie. Tuż przed domem, stała piątka znajomych mu osób. Akashi, Midorima, Kise, Aomine i Murasakibara. Wokół rozstawione było fajerwerki.
-C-Chłopaki..? Co wy tu robicie..? -spytał patrząc na każdego z osobna.
-10...9...8...7...6...5...4...3...2...1...-wraz z ostatnią cyfrą w górę wystrzeliły setki fajerwerków, wybuchając i tworząc różnorodne formy, oraz kształty. Tetsuya wpatrywał się w niebo, a napis który powstał z wybuchów doprowadził do przechylenia szali. Po bladych policzkach spłynęły łzy, policzki zaczęły przybierać rumiany kolor, a kąciki ust drgały. "Szczęśliwego Nowego Roku, Kuroko!" -nie powiedzieli tego, ale on to usłyszał i ujrzał.
-Chłopaki...-zakrył usta dłońmi.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Tetsuya! Nigdy się nie zmieniaj! -krzyknął Akashi, uśmiechając się szeroko.
-Szczęśliwego, Tetsu!
-Dużo uśmiech, Kurokochi! I poprawy zdrowia!
-Dużo cukieeeeerków~! Kuro-chin!
-Szczęśliwego Nowego Roku, Kuroko!
Niebieskowłosy odwzajemnił uśmiech, po czym...postanowił że dołączy do reszty. Wszedł na parapet i..skoczył...
-EEEE?! -krzyknęli wszyscy naraz.
-Atsushi łap go! -rozkazał Akashi, gdyż Murasakibara, stał najbliżej okna. Gigant automatycznie rzucił się na ratunek. Drobne ciałko wylądowało w jego ramionach już chwilę później.
-Rany Tetsu, przestraszyłeś nas!
-Dziękuję wam..! Tak bardzo wam dziękuję..! -po policzkach dalej lały się łzy, a uśmiech utrzymywał się. Najmłodszy odwdzięczył się za życzenia. Wszyscy śmiali się, radowali. To była wspaniała noc! Nawet jeżeli jej resztę spędzili w domu Kuroko, przed laptopem i telewizorem śpiewając piosenki.


Krótkie i z-znów pisane na złamanie karku...A-Ajaj..Przepraszam, nie wyszło..:c
A-Ale...mam nadzieję, że życzenia to nadrabiają..j-jakoś...
Jeszcze raz: Szczęśliwego Nowego Roku. M-Minna! ^^

sobota, 26 grudnia 2015

Świąteczne ogłoszenia parafialne..! ^^"

Ohayo..^^ Ano...Aiko chciała tylko powiedzieć, ż-że...cóż..Dziś mija 9 miesięcy o-odkąd założyłam bloga..*lekki uśmiech* Może to nic takiego, ale...Cieszę się, że jakoś przetrwał..^^" Gdyby nie wy, już dawno usunęłaby go..Chyba niektórzy jeszcze pamiętają ten n-numer z mojej strony...;-;
A-Ale to nieważne..! Chciałabym p-podziękować wam za to, że jesteście ze mną..^^ Że czytacie te "cosie" co tu wstawiam i komentujecie je..^^
N-Naprawdę, bardzo dziękuję za waszą wytrwałość i wsparcie..! ^^ <3 Jestem wam za to, b-bardzo, bardzo wdzięczna..! <3 N-Nie wiem co jeszcze powiedzieć...Najchętniej popłakałabym się ze szczęścia...Pamiętam jak zaczynałam pisać..;-; To była k-katastrofa..*wzdryg* Teraz też jest, ale chyba..nie aż tak..^^" CHYBA...

Um sama nie wiem..co ja miałam powiedzieć...*zamyśla sie* Ach, racja! Ekhm, tak więc...
Z-Zbiorę od was zamówienia, z tej oto "okazji"...
Jeżeli..ktoś oczywiście będzie chciał cokolwiek zamówić..

Tak..etto..Paringi jakie sobie tam zażyczycie, a-anime..cóż, anime tez możecie wybrać..^^" W końcu..to wasze zamówienia..^^" T-Tylko..jeżeli nie oglądałam danego anime, może..może mi nie wyjść ff..D-Dlatego..proszę wybierać z głową..;-; ^^"
Um, oczywiście..paringi z Kuroko no Basket..m-mile widziane..<3 ^^" XD
A-Ale nie żebym coś narzucała..*śmiech*
Podsumowując..Po prostu, cieszę się i..dlatego z-zbieram zamówienia...
Zbieram zamówienia..;-; 
Kiedy ja to o-ostatnio...robiłam..?
Ktoś pamięta..? *myśli*
Chyba w lipcu...albo w czerwcu..?
N-Nie pamiętam..
--Aiko...nikogo to nie obchodzi..--
Wiem, wiem..p-przepraszam, za tą..g-gadkę, zupełnie bez sensu...
P-Po prostu..chyba za bardzo się cieszę..*lekki uśmiech*


A tak na marginesie, j-jak wam mijają święta? ^^ Macie jakieś plany na Sylwestra..? ^^


















środa, 23 grudnia 2015

Kiseki no Sedai wa anata ni merīkurisumasu o nozomimasu! ;w;


Wszyscy kochamy święta!
Witam wszystkich..! ^^ Jutro Wigilia, z tego też powodu, wstawiam ten tekst dziś, bo jutro nikt n-nie będzie miał czasu, aby to przeczytać..^^" P-Przechodząc jednak do rzeczy..
A-Aiko, chciałaby życzyć wam wszystkim w-wesołych i spokojnych świąt..! Dużo prezentów pod choinką, wielu słodyczy! D-Dużo weny, więcej obserwujących osób n-na blogach i więcej wyświetleń..! J-Jeszcze wielu wspaniałych czytelników, a także anime i mang! S-Spełnienia swoich najskrytszych marzeń! Wielu w-wspaniałych przyjaciół (choć zapewne ich macie..^^), d-dobrych ocen w szkole..^^ Ogólnie, w-wszystkiego co najlepsze..! P-Prawda, Kuroko-kun..?
Kuroko: Owszem, Aiko-chan. Życzymy wam wszystkim, wesołych świąt! Wielu przyjaciół, czytelników, obserwujących. Ale przede wszystkim, dużo wiary w siebie. I pamiętajcie proszę, nie ma rzeczy niemożliwych, szczególnie dla tak wspaniałych osób, jak wy.
Aiko: Otóż to! P-Podpisuję się pod wypowiedzią Kuroko!
Kuroko: Aiko-chan..
Aiko: Tak?
Kuroko: Chyba czas zaprosić do czytania...
Aiko: A! T-tak..! Przepraszam...Z-Zapraszamy do czytania! ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dzień był wyjątkowo ciepły, choć grudniowy. Wyjątkowości nadawała mu atmosfera panująca w domach i na ulicach wielkiego Tokio. Ośnieżone drogi dawały się we znaki podirytowanym kierowcą, spieszącym się do galerii handlowych i supermarketów w celu zrobienia ostatnich przedświątecznych zakupów. Jedną z takich osób, był Akashi Seijurou. 21-letni pracownik jednej z firm swojego ojca -z czego nawiasem mówiąc, nie był dumny. W czarnym, sportowym aucie, oprócz zdenerwowanego sadysty przebywał również ciemnoskóry as byłej drużyny koszykówki -Pokolenia Cudów. Jedyną rzeczą łączącą tę dwójkę, była nienawiść, którą darzyli siebie nawzajem. I gdyby nie fakt, że oboje mieli dotrzeć na Wigilię żywi, już dawno by się pozabijali. Podczas kiedy Akashiemu puszczały nerwy -czemu towarzyszyła pulsująca na skroni żyłka - Daiki wyglądał przez okno pojazdu. Przyłożył dłoń do szkła, aby przetrzeć je i w końcu uzyskać dostęp do części świata. Westchnął głośno, a szyba ponownie zaparowała. Przeklął uderzając w nią i ponownie przecierając kilkakrotnie.
-Daiki odpierdol się od tej szyby! Jeżeli ją porysujesz, upierdolę Ci łapy! -warknął porządnie już zdenerwowany Seijurou.
-Nie bluźnij, kurduplu! Nic Ci nie porysowałem! -odkrzyknął uderzając w fotel kierowcy. Ten zaś jakby to przewidując odwrócił się i z całej siły uderzył "przyjaciela" w szczękę. Ciemnowłosy odchylając głowę do tyłu, złapał się za obolałe miejsce. Wydukał parę przekleństw pod nosem, po czym jęknął głośno spoglądając w dół.
-Oho, no to mamy problem...
-To TY masz problem, masochisto. I pomyśleć, że odczuwanie bólu może Cię podniecić -zaśmiał się i wyszczerzył zęby w zadziorny uśmieszek. Jak on kochał śmiać się z nieszczęść Daikiego. To był jeden z atutów jego życia. Korek w którym stali przez długi czas, zniknął gdzieś, tym samym przywracając na twarzy czerwonowłosego szczery uśmiech. Nacisnął gaz, przez co pojazd gwałtownie przyspieszył. Ciało ciemnoskórego mężczyzny wgniotło się w fotel, a z jego ust wydobywać zaczęły się różnego rodzaju obraźliwe słowa, skierowane do osoby przed nim.
-Daiki, nie przeciągaj struny. Odebrałem Cię z pracy na prośbę Tetsuyi, tylko dzięki temu nie szwendasz się jeszcze po ulicach -oznajmił, tym samym ogłaszając zakończenie rozmowy.
Jechali już od około pół godziny. Towarzysząca im błoga cisza, była niezwykłym ukojeniem dla uszu. Przejeżdżali akurat przez las, kiedy nagle..
-Szlag by to! -krzyknął Akashi wychodząc z pojazdu.
-Co jest? -spytał Aomine, również opuszczając auto.
-Silnik nawalił! Jak nic! Co za grat! - kopnął koło z impetem, chwilę później sycząc z bólu przez zęby. Zacisnął dłoń w pięść. Żeby w takim momencie!
-Że jak?! -Daiki dopadł się do maski samochodu. Poprzeglądał wszystko pospiesznie, po czym zrezygnowany potwierdził przypuszczenia Seijurou. Czerwonowłosy krzyknął najgłośniej jak tylko potrafił, aby odrobinę rozładować emocje. Wziął parę głębokich wdechów. Wyjął telefon z kieszeni spodni. Postanowił zadzwonić do Kuroko, aby powiadomić go o zaistniałej sytuacji. Wtem...spostrzegł, iż pozbawiono go zasięgu. Załamał ręce spoglądając błagalnie na ciemnoskórego policjanta. Ten westchnął i spojrzał na ekran swojej komórki. Tak jak podejrzewał, również brak zasięgu...Pokręcił głową, przenosząc wzrok na Akashiego. Ten zaś usiadł na masce pojazdu.

~~~~

Mrok powoli ogarniał cały świat, a okolicę oświetlać mógł jedynie srebrny księżyc, wraz ze swymi siostrzyczkami -gwiazdami. Małe, niewinne...dopiero poznające to okrutne otoczenie. Ich piękne relacje podziwiał Kuroko Tetsuya, wraz z młodym modelem. Niezwykle cwaną blond ciotą -Kise Ryoutą. Obserwację, można było nazwać chwilą przerwy, wytchnienia. Przygotowywali bowiem wszystkie prace "wykończeniowe" związane z Wigilią. Pomagali im w tym Midorima Shintarou - student medycyny, oraz praktykant w Tokijskim szpitalu, w samym centrum miasta -a także jego partner, Takao Kazunari -wesołkowaty pracownik przedszkola. Tak różni od siebie..Niczym ogień i woda, niczym dzień i noc, światło i mrok...Ale czy o tym ta historia była? Nie do końca. Wróćmy więc do wątku historii...
Podczas przygotowywań, często nie potrafili znaleźć wspólnego języka. Każdy miał swoje zdanie, którego kurczowo trzymał się, jakby myśląc, że to jedyne wyjście z sytuacji.
-Kurokochi, kiedy oni w końcu przyjadą? Sami sobie tu nie poradzimy! -podniesiony głos blondyna rozniósł się po pokoju, obijając się o jego ściany.
-Nie wiem. Nie jestem wróżbitą...Choć z tą pomocą..Masz rację, Kise-kun..-pokiwał głową, siadając  na parapecie, podkulając nogi. Czuł się jakoś nieswojo. Może to przez pogodę? Albo przez atmosferę, panującą w domu przez kłótnie? A może..coś się stało..?
-No właśnie! A Aominechi nie odbiera telefonu i...E..Kurokochi..? Coś nie tak?
-E? N-Nie, nie...Po prostu, zamyśliłem się trochę..-pokręcił głową, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zeskoczył z dotychczasowego siedziska, po czym szybkim krokiem, ze spuszczoną głową udał się do kuchni. A tam? Jedna, wielka katastrofa. Na podłodze rozlane było mleko, po ścianie spływały resztki dżemu malinowego... Chyba, że to nie był dżem...Szafki zostały pozbawione drzwiczek, a zmywarka...zmywarki już nie było..Za to w jej miejscu, usadowił się fioletowowłosy gigant, z kilkoma pocky w ustach. Przy okazji...Jego wcale nie powinno być jeszcze w domu...A JUŻ TYM BARDZIEJ NA MIEJSCU ZMYWARKI.
-Murasakibara zaprzestań swoich poczynań! -krzyknął okularnik, podpierając się o blat stołu.
-C-Co..Co tu się stało..! -niebieskooki nie mógł uwierzyć w to co zobaczył.
-Murasakibara zdemolował Ci kuchnie..Tetsu-chan..-oznajmił Takao, leżąc na ziemi i gapiąc się w sufit, z którego chwilę później -centralnie na jego twarz- skapnęła polewa czekoladowa.
-Ale skąd Ty się tu wziąłeś?! Murasakibarachi?!
-Z zewnątrz~ -skwitował, ziewając przeciągle. Blondyn zaś załamał ręce, podszedł do najbliższej ściany i uderzył w nią głową.
-Kise-kun...
-Cicho, Kurockochi...Właśnie się załamuję..-oświadczył.
-Ale..Twoje włosy..
-Co one  mają do mojego stanu emocjonalnego..?
-Masz w nich klej...Tak mi się wydaje..-wskazał palcem na grzywkę Ryouty, który odsunął się od ściany. Kise natychmiastowo spojrzał w okno, gdzie odbijała się jego sylwetka. Jego blond kosmyki faktycznie były...
-A..aaa..a..
-Pft..-Kazunari zakrył usta dłońmi, aby nie parsknąć śmiechem.
-T-To..To wcale nie jest śmieszne! -warknął model -Co ja mam teraz zrobić!
-Cóż..Możemy je obciąć -powiedział Midorima ze stoickim spokojem.
-C-C-C-C-C-CO?! -złociste tęczówki zaszły łzami. Jego piękne blond kudły nie mogły zakończyć swej kariery w takich okolicznościach!
-To, co słyszałeś -wzruszył ramionami. Po chwili zaczął grzebać w torbie, z zamiarem odnalezienia swego szczęśliwego przedmiotu na dzisiejszy dzień. Dziwnym zbiegiem okoliczności, były to nożyczki. Kise, spanikowany pędem rzucił się w stronę drzwi. Mógł teraz przebywać gdziekolwiek indziej, ale nie w tym domu! Nie tu, gdzie przyszłe katy jego pięknych kosmyków!
-Kise-kun! Wracaj natychmiast! -warknął Kuroko, kierując wzrok na przyjaciela. Ten momentalnie stanął w miejscu. Wiedział, że Tetsuya jest spokojną i miłą osobą, ale jeżeli bardzo się go zdenerwuje to bez kija nie podchodź!

~~~~

Zrobiło się całkowicie ciemno, a temperatura znacznie obniżyła się. Z nieba spadł lodowaty śnieg, zerwał się wiatr. Samochód w dalszym ciągu nie chciał ruszyć, silnik odmawiał posłuszeństwa, doprowadzając Seijuro do szału. Miał ochotę wszystkich i wszystko dookoła rozwalić. Nawet jeżeli to tylko drzewa i...no i Daiki. Tego to by zabił z chęcią. Ale nigdy nie miał takiej możliwości, a teraz? Obydwoje skazani są na śmierć. Tak można powiedzieć...Jak go zabije, a potem sam zginie to nie będzie kogo prawnie ukarać. Przekrzywił głowę, wpatrując się w czarne auto.
-Oi, Akashi! Jak z tym autem?
-Nijak.
-He?
-Żadne "he"! Ruszyłbyś ten swój ciemny tyłek i pomógł!
-A jak Twoim zdaniem miałabym?! Silnik nawalił, robi się coraz zimniej! Nie jestem czarodziejem!
-A szkoda.
-Ech...-wyjął telefon z kieszeni. Z tlącą się w sercu nadzieją, zerknął na ekran -Ha! jest zasięg! Jednak jestem czarodziejem! Zajebistym czarodziejem! Bij pokłonu kurduplu! No to...E?! A, szlag by to!
-Coś się stało, o zajebisty czarodzieju?
-Bateria..rozładował się...
-Och, doprawdy? To żaden problem, nieprawdaż? W końcu jesteś czarodziejem, zajebistym czarodziejem, który rozkazał mnie, bić pokłony.
-Daruj sobie ten sarkazm!
-To Ty wiesz co to takiego? Winszuję, Daiki.
-A, zamknij się! A co z Twoim telefonem? -zerknął na urządzenie, spoczywające w dłoni czerwonowłosego. W drugiej też coś było. N-Nożyczki..? Ostre nożyczki...
-Nie ma zasięgu. Zginiemy, Daiki. Zamarzniemy. Oszczędzę Ci tak bolesnej śmierci -oznajmił, podchodząc bliżej ciemnoskórego.
-T-Ty..Ty żartujesz, prawda..?
-Nie do końca. Nie chcę, aby mój najdroższy przyjaciel, umierał w męczarniach. Dlatego Cię zabiję.
-TY JESTEŚ CHORY!!!
-I sam na to wpadłeś?
Kiedy Akashi wycelował ostrze nożyczek w stronę Daikiego, po okolicy rozniosła się "melodyjka" niczym z horroru. Dzwonił telefon..Zaraz..TELEFON?!
Seijuro nie zastanawiając się długo, odebrał. Po drugiej stronie usłyszał głos zrozpaczonego blondyna.
-Ryouta?
-A-Akashichi..? G-Gdzie Aominechi..? Aominechi! Aominechi!
-Nie drzyj się. Daiki, masz. Do Ciebie -podał komórkę swej niedoszłej ofierze.
-Tia?
-Aominechi! Gdzie Ty jesteś?! No gdzie?! I czemu nie odbierałeś?!
-Bo mi bateria padła! Ot co! A no i jestem w jakimś lesie, silnik nawalił i jesteśmy w ciemnej dupie. No przynajmniej ja. Zaraz zostanę wykastrowany...Kise, Tobie przypisuję cały mój dobytek.
-E..? Ale Ty masz tylko świerszczyki..
-Otóż to. Zaopiekuj się nimi.
-Aominechi! Przestań! W jakim lesie jeste- -nie dokończył, ponieważ ktoś zabrał mu słuchawkę.
-Halo? Aomine-kun?
-Tetsu? Gdzie Kise? Żyje?
-Tak, żyje. Ale nie na długo.
-Że co?!
-Żartuję. W jakim lesie dokładnie przebywacie? -spytał.
Aomine zamyślił się na chwilę, po czym rozejrzał dookoła. Zauważył kilka połamanych drzew, a wokół jednego z nich, zauważył przewiązany sznur. Niemożliwe..
-Chyba..w tym, przy domu...
-Ach tak...-w głosie Tetsuyi, można było wyczuć nutkę irytacji -A więc czekamy na was..

~~~~

Po zakończeniu rozmowy, Kuroko odłożył słuchawkę, po czym odwrócił się w stronę zniecierpliwionych przyjaciół. Kiwnął głową, a reszta odetchnęła z ulgą. Taiga Kagami, wraz z Himuro Tatsuyą, wnieśli do salonu wielką choinkę. Tygrys wyszczerzył zęby w wielki, promienny uśmiech i oznajmił, że można zabrać się za dekorowanie drzewka. Kise i Takao natychmiastowo otworzyli pudełka z ozdobami, po czym trajkocząc radośnie, zabrali się za robotę.
-Przyszły święta! I uśmiechu magii czas~ -kolędował pod nosem Kazunari, uśmiechając się radośnie do zielonowłosego chłopaka. Ten zaś nerwowo poprawiał okulary. Przełamał się jednak i postanowił pomóc swojemu najdroższemu partnerowi.
W jego ślady poszła reszta obecnych w mieszkaniu. Kolędowali, ozdabiali, piekli, wyczekiwali...
-Ach, idą! -krzyknął Tatsuya, wyglądając przez okno.
-Nareszcie...-niebieskowlosy wypuścił powietrze z płuc. Tak bardzo się martwił...
Po kilku minutach, drzwi do salonu otworzyły się, a w progu stanęła dwójka "zaginionych". Akashi błądził wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu napotkał nim tego, kogo właśnie szukał.
-Tetsuya -szybkim krokiem ruszył w jego stronę. Stanął naprzeciw chłopaka i podał pudełko ze sztućcami.
-Ach, kupiłeś je. Dziękuję.
-Ta..Trudno było, ale jakoś się udało. Wiesz, mam jedną prośbę.
-Hm..? Jaką?
-Nigdy więcej nie proś mnie o to, żeby odbierał tego niedoszłego policjanta z pracy.
-No..Okej.
-Coś Ci nie wierzę.
-To dobrze.
-Ech...
-Wesołe niech będą święta! Wesołe niech będą święta, oraz ten nowy rok! Nowinę tę weź i daj wszystkim ją! Niech rozgrzeje nas gwiazdka i rozświetli nasz dom! -ciemnowłosy gracz Shutoku wraz z Kise stali tuż przed choinką, śpiewając kolędy.
-Ano..D-Dołączymy..? Akashi-kun..?
-Ech..Skoro chcesz -uśmiechnął się czule, chwilę później całując chłopaka w czoło. Ten zarumienił się i odwzajemnił uśmiech.
To były najprawdopodobniej najniedorzeczniejsze święta w ich życiu. Najniedorzeczniejsze i najlepsze jednocześnie.

niedziela, 20 grudnia 2015

Tanjōbi omedetō, Akashi-kun!

Wygrałem!
Dziś nasz Akaś ma urodzinki..! Aiko miała wstawić z tej okazji coś fajnego..a-ale niestety to coś fajnego..chyba nie wyszło fajnie..A-Ale chciałam wstawić coś na urodzinki n-naszego Akashiego..;-; M-Mam nadzieję, że się w miarę spodoba...^^"
Wszystkiego najlepszego, Akashi-kun..! <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Eeee? Ale jak to niemożliwe? -jęknął Kise, odchylając głowę do tyłu i bawiąc się przy tym piłką od koszykówki. Aomine patrzył na niego z niedowierzaniem. 
-No raczej, że niemożliwe. Tetsu, bez poker face na twarzy? Nie ma szans! 
-Prawda -odezwał się zielonowłosy okularnik, poprawiając swe zacne oprawki na nosie.
-Przy mnie, czasami się uśmiecha -oznajmił Kagami, podnosząc rękę w górę, na znak zwycięstwa.
Dzień był chłodny i pochmurny. Pomimo to, Pokolenie Cudów i Kagami do kompletu,
spotkali się na starym boisku do koszykówki
niedaleko liceum Seirin. Był wekeend. Kto by pomyślał, że tak wyjątkowe lenie jak
kucyki ponny, zechcą dobrowolnie opuścić
swe ciepłe mieszkanka. No kto? No nikt.
*Aiko podnosi łapkę w górę, wymachuje nią*
--Aiko, Ty jesteś narratorem...--
Kontynuując...Cała piątka koczowała na ławeczkach obok boiska, czekając na jedną,
jedyną brakującą osobę. Kuroko Tetsuya, wciąż nie przybył.
-Kuro-chin zawsze jest taki poważny..Może jak dam mu trochę słodyczy, to się uśmiechnieee~ -wydukał i ziewnął przeciągle.
-Wątpię, aby to wypaliło, Murasakibarachi..
-To może urządzimy konkurs? -ozwał się Akashi.
-Konkurs? Jaki, jaki? -zapytał rozpromieniony perspektywą cudownej rywalizacji Kise.
-Kto wywoła u Tetsuyi największą "zmianę mimiki", wygrywa. Co wy na to?
-Ja jestem za! -krzyknęli Ahomine i Kise jednocześnie.
Do gry dołączyła również reszta. Czekali jeszcze około 15 minut, aż w końcu, na boisko wbiegł
niebieskowłosy chłopak. Wyglądał na zmęczonego. Podbiegł do przyjaciół.
-Przepraszam..! -ukłonił się najgłębiej jak tylko potrafił.
-E..?
-Pociąg się zepsuł..Dlatego jestem tak późno..-spojrzał w bok i zamknął powieki. Przygotował sie już mentalnie na prawienie kazania.
-Nic się nie stało, Tetsuya -uśmiechnął się lekko i podszedł do Kuroko -Ważne, że już jesteś.
-Dziękuję..
-A więc, może zagramy? Ale zanim to się stanie...-ujął twarz niższego w dłonie i pocałował namiętnie. Reszta wpatrywała się w niego wybałuszonymi oczyma.
Kiedy mały sadysta skończył, odsunął się odrobinę od Tetsuyi, aby chwilę później uśmiechnąć się szeroko i oznajmił...
-Wygrałem!

sobota, 12 grudnia 2015

AoKuro

Trucizna cz.2
Konbanwa...^^ Ano..Jak tam u was..? Aiko jak to w weekend bywa, siedzi, pije herbatkę...i pisze na bloga...Z-Znaczy dziś kończyła AoKuro, tak więc...Po skończonej pracy d-dodaję drugą część "Trucizny"..^^ M-Mam nadzieję, że niczego nie zepsułam...Za-zapraszam do czytania...^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Ciemna, spokojna noc. Świat oświetlały liczne gwiazdy, oraz srebrzysty księżyc, dając nadzieję wszystkim zagubionym. Płaczące chmury przesłaniające niebo już dawno zniknęły, pozostawiając po sobie jedynie niemiłe wspomnienie. Lukę po nich zastąpił porywisty wiatr, wzmagając na sile z każdą chwilą. Pomimo tego, Tetsuya po tym kiedy Akashi wyszedł do ogrodu, natychmiastowo opuścił dom tylnymi drzwiami. Sam nie do końca wiedział czemu. Bał się spotkać Daiki'ego ponownie, spojrzeć w jego oczy i nie odnaleźć drogiego jemu sercu przyjaciela, a zamiast tego...ujrzeć kogoś tak odległego...Biegł jak najszybciej potrafił, co chwilę potykając się o własne nogi. W pewnej chwili gwałtownie zatrzymał się. Przy wejściu do parku, stał wysoki, umięśniony chłopak o ciemnej karnacji. Na jego widok, Tetsuya odruchowo cofnął się do tyłu. Zarówno oddech, jak i serce przyspieszyło, a ciało drżało. Wszystko co Daiki mu zrobił, wszystko co się stało i co mogło...Wróciło...Jedynym co w tej chwili siedziało mu w głowie, była jedna zasadnicza myśl..:"Uciekaj!". Jednak nogi miał jak z waty i jakby przybite do podłoża. Mimo iż możliwym było że potencjalnego zagrożenia ze strony Aomine nie było wcale, niebieskowłosy był najzwyczajniej w świecie przerażony. Trudno się dziwić...Postać przed nim, ruszyła w jego stronę, tym samym zmniejszając dystans pomiędzy nimi.
-Tetsu, przyszedłeś..-spróbował zacząć rozmowę, lecz na próżno. Drobniejszy młodzieniec trząsł się jak osika, zarówno z zimna jak i z przerażenia...

~~~
Tymczasem Seijuro, który skończył jakże zacną rozmowę z Taigą Kagamim, wrócił do pokoju swego najdroższego przyjaciela. Był pusty. Chłopak rozejrzał się jeszcze dokładnie po pomieszczeniu, aby sprawdzić, czy aby na pewno jest tam sam. Nie mylił się .Zacisnął zęby i przeklął w myślach.
-Tsk. Mogłem nie zostawiać go tu samego...-telefon ponownie opuścił kieszeń. Akashi szybko sprawdził godzinę po czym wybiegł z domu.Z każdą chwilą przyspieszał coraz bardziej. Mijał znajome mu sklepy spożywcze, oraz kwiaciarnie i restauracje. Szukał w ciemnych zaułkach, a także barach. Niestety, Kuroko w żadnym z tych miejsc nie było. Dlaczego szukał akurat tam? Jeżeli Tetsuya przebywał z Daikim, zawsze kończyło się na upiciu niebieskowłosego i zaciągnięciu go w jakieś podejrzane miejsca...Seijuro może i po części był nieczułym dupkiem, ale nie jeżeli chodziło o jego najlepszego przyjaciela, z którym jako jedynym potrafił normalnie rozmawiać, oraz przede wszystkim utrzymywać kontakt. Tetsuya był dla niego jak swego rodzaju Anioł Stróż i to dosłownie. A więc on, postanowił odwdzięczyć się tym samym. Obdarzyć go miłością (nie taką jak niektórym na myśl przyszło ;-;) i opieką...Uczucia i gesty okazywane względem Kuroko, były co najmniej niespotykane ze strony Akashiego tym samym obniżając jego autorytet. Wiązało się to z "niskim" poziomem społecznym, do którego należał niebieskowłosy. Ojciec Seijuro był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Japonii, a także poza jej granicami. Pokazywanie się na ulicy wraz z Tetsuyą, właśnie z wyżej wymienionego powodu, zostało zakazane Akashiemu, przez jego ojca. Mimo to, czerwonowłosy nie zamierzał przestać utrzymywać kontaktu z przyjacielem, a wręcz przeciwnie. Uważał to za słuszne, a gniew wpływowego mężczyzny nie obchodził go wcale.
~~~
-Tetsu...-wyciągnął rękę do przodu, aby dotknąć nią, choć opuszkami palców, delikatnej skóry Kuroko. Jednakże na próżno. "Karzełek" cofnął się, prawie upadając. Wiatr wzmagał na sile, bawiąc się jego niesforną grzywką, przydużymi ubraniami, oraz pożółkłymi liśćmi, pozostałymi na niektórych drzewach. Pomimo chęci spotkania się z Aomine, Tesuya...nie potrafił myśleć o nim jak o kimś przyjaznym..czy jak o kimś, przy kim czułby się bezpieczny. Kochał go, gdzieś głęboko w sobie dalej czuł to uczucie, które z każdym dniem narastało i dawało o sobie znać. Nie przestało nawet po wielkiej krzywdzie, jaką wyrządził mu Daiki, jednak ten fakt dobijał go w najgorszy możliwy sposób. Po dłuższej chwili, niebieskooki przygryzł wargę, obrócił na pięcie i pobiegł przed siebie. Jak najszybciej się dało, byle tylko uciec. "Biegnij, biegnij dalej!" -powtarzał sobie w myślach, zaciskając powieki z pod których wypływały słone łzy. Dlaczego uciekł? A może inne pytanie. Dlaczego poszedł na spotkanie, tak bardzo się bojąc? Skoro wiedział, że to dla niego za wiele? Błąd. Miłość, była silniejsza niż strach, który przesłonięty został wizją odnalezienia dawnego mistrza. Pana jego serca, Daiki'ego Aomine. Zwolnił dopiero po jakimś czasie, kiedy upewnił się, że znalazł się wystarczająco daleko. Najwyraźniej znajdował się w samym środku parku...
-...-normalnie rozejrzałby się jeszcze wokół siebie, jednak tym razem spuścił głowę w dół, po czym oparł ręce o kolana.
-Kuroko! -znajomy głos obił się o uszy Tetsuyi, powodując natychmiastowe obrócenie się licealisty w tył. W błękitnych tęczówkach odbiły się sylwetki dwóch czerwonowłosych chłopaków. Jeden wysoki, drugi zaś wzrostem nie grzeszył, bynajmniej w oczach towarzysza. Kagami Taiga, który dobiegł jako pierwszy położył dłonie na ramionach Tetsuyi.
-Kuroko, wszystko w porządku?! -pytał co chwilę, potrząsając niebieskowłosym. Zanim jednak zdążył powtórzyć to po raz setny, został zmuszony do usadowienia się na zimnym podłożu -za sprawką Seijuro, oczywiście. Sadysta z heterochromią chwycił kościste ręce i patrząc w oczy przyjaciela, począł zadawać pytania.
-Tetsuya czemu tu jesteś? Z kim się spotkałeś? Nie zadawaj pytań, najpierw odpowiedz na moje.
-E-E..Ano...Ja..
-Tak?
-...
-Aomine Daiki, czy tak brzmi jego imię? -spytał marszcząc brwi. Było to oczywiście pytanie retoryczne. Źrenice oczu Kuroko zmniejszyły się gwałtownie. Skąd Akashi wiedział..? Przygryzł wargę, odrobinę zdenerwowany.
-T-Tak...ale ja..
-Tetsuya, czy to co stało się w gimnazjum, niczego Cię nie nauczyło?
-Nauczyło...-chciał dodać coś jeszcze, lecz nie zdążył. Na policzku, poczuł coś mokrego. Łzy..?
Zaczął je nerwowo ocierać rękawami kurtki. Akashi westchnął jedynie, a chwilę później przytulił niebieskookiego, głaszcząc go po głowie. Miał zdecydowanie zbyt miękkie serce w stosunku do Tetsu...ale uważał to za normalne. Spojrzał na Taigę, marszcząc brwi -jednocześnie dając mu znak, że zaraz odsunie się od Kuroko, a Kagami ma zająć jego miejsce. Licealista głośno przełknął ślinę, a jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Przecież na taki gest musiałby przygotować się psychicznie! Akashi odsunął się od niebieskowłosego i uśmiechając się lekko otarł pozostałe łzy z jego twarzy.
-Spokojnie, ważne, że nie namącił Ci znów w głowie. Prawda? Kagami?
-A, tak! -odpowiedział. Zrobił pierwszy krok w stronę niskiego przyjaciela, ale...Nie mógł tak po prostu wykorzystać tego momentu...Seijuro zirytowany jego postępowaniem zmarszczył brwi.
-Tetsuya, wracamy do domu -powiedział kładąc dłoń na ramieniu Kuroko. Ten skinął jedynie głową, ruszając przed siebie. Był niezmiernie wdzięczny Akashiemu za samą jego obecność przy nim. Nie musiał nic mówić. Wystarczyło to, że był, a humor diametralnie poprawiał mu się.
~~~
Kagami pozostał w parku jeszcze około godziny. Mieszkał sam, więc nikt nie wydzwaniał i nie zamartwiał się o niego. Spacerował bez większego celu, aż po pewnym czasie wrócił do swojego pustego mieszkania. Było duże. Za dużo, jak na jedną osobę. Westchnął głośno, szepnął pod nosem smutne "wróciłem" i wszedł do salonu, gdzie usadowił się na kanapie. Włączył telewizor, spojrzał na godzinę. Grubo po północy. Wzruszył ramionami, z grymasem na twarzy. Odchylił głowę do tyłu, przymykając powieki.
-Ach, ile ja bym dał, aby usłyszeć to ciepłe "witaj w domu" z jego ust...

Następnego dnia, kiedy Kuroko obudził się, Akashiego już nie było. Na stoliku nocnym leżała pozostawiona przez niego karteczka, na której napisał:
"Dzieńń dobry, Tetsuya.
Mam nadzieję, że dziś lepiej się czujesz.
Możliwe, że dziś znów wpadnę, więc przygotuj się należycie.
Wychodzimy na miasto."
Tetsu pokręcił lekko głową, a kąciki jego ust nieznacznie uniosły się w górę. Wstał z łóżka i tradycyjnie jak co rano, udał się do łazienki. Po umyciu zębów, spojrzał w lustro, a to co tam ujrzał przeraziło go. Tuż za nim, pojawił się ciemnoskóry chłopak, o granatowych włosach. Tetsuya gwałtownie odwrócił się do tył, lecz tam nikogo nie było. W łazience znajdował się on sam. Nikt poza nim tam nie przebywał, na 100%. Zacisnął dłoń na materiale koszulki, z trudem łapiąc oddech.
Wybiegł z pomieszczenia, szybko zszedł po schodach i wszedł do kuchni. Tam mile przywitała go mama. Przyjrzała się dokładnie roztrzęsionemu synowi. Usiadła tuż obok chłopaka i spojrzała głęboko w oczy.
-Tetsuya, coś się stało? -zapytała z troską wymalowaną na twarzy.
-Nie...Nie, mamo. Wszystko w porządku -uśmiechnął się delikatnie.
Kobieta po dłuższej chwili dała mu spokój. Po szybkim "zjedzeniu" śniadania, Kuroko udał się na przystanek autobusowy. Poranek był chłodny, a ulice puste. Bo w końcu komu chce się wstawać, o tak wczesnej porze? No nikomu.
-Hej, Tetsu -usłyszał obok.
-Ao..mine..-cofnął się do tyłu.
-Tetsu, proszę nie uciekaj tak jak wczoraj...-wyciągnął rękę do przodu, łapiąc błękitnookiego za rękę. Przyciągnął drobne ciało do siebie, po czym łapczywie wpił się w blade usta niższego. Kiedy chłopak chciał krzyknąć, uchylając przy tym wargi, Aomine wepchnął mu swój język do buzi. Dokładnie penetrując wnętrze ust Tetsuyi, zaczął bawić się jego językiem. Podobało mu się to, trudno było tego nie zauważyć. Jednak gdy przerwał, aby zaczerpnąć powietrza, Kuroko odepchnął go od siebie. Dyszał niespokojnie i wpatrywał się w Daiki'ego przerażony. Ten zaś, dopiero po chwili uświadomił sobie, co zrobił.
-Tetsu, ja nie..! -nie zdążył dokończyć. Jego przyjaciel tak jak poprzedniej nocy, po prostu uciekł. Aomine uderzył pięścią w przystanek.
-Cholera...
-Aomine, gnoju.
-Ha? -odwrócił się. Przed sobą, dostrzegł asa drużyny Seirin. Sławnego Kagamiego Taigę z talentem do koszykówki, niczym jeden z Pokolenia Cudów.
-Co To miało być? Czego chcesz od Kuroko?
-A co Tobie do tego?
-O wiele więcej, niż Ci się wydaje, Ahomine -syknął przez zęby i zacisnął pięść.
-Czyżbyś się w nim zakochał? -zażartował szczerząc się zadziornie.
-Nie zbliżaj się do niego, bo pożałujesz.
-Doprawdy? A od kiedy możesz wydawać mi rozkazy?
Kagami nie wytrzymał. podszedł do Aomine i przyłożył mu z pięści w twarz. Ten nie pozostał mu dłużny. Rozpoczęła się zacięta bójka, której żaden z przechodniów nie odważył się przerwać. Taiga korzystając z lekkiego rozproszenia Daiki'ego, uderzył go w brzuch, powodując skulenie się chłopaka.
-No to się doigrałeś...-wysyczał ciemnoskóry wstając, po czym odwdzięczył się za wcześniejsze uderzenie ze zdwojoną siłą. Kagami upadł na chodnik, z trudem łapiąc oddech. Obydwoje byli już okropnie zmęczeni, jednak ani jeden, ani drugi nie zamierzał kończyć tego co rozpoczęli.
~~~
Tetsuya biegł przed siebie, bez najmniejszego zamiaru zatrzymania się. To co zrobił Aomine...To było nie do pomyślenia. Jak on mógł! Po tym co się stało..Po tym co Kuroko przeszedł z jego winy...
-Czy ja...nie wyolbrzymiam tego..zbyt bardzo..? -zatrzymał się, spuszczając głowę w dół. Akashi zawsze powtarzał mu, że Daiki zrobił coś niewybaczalnego...Ale to nie była całkowicie jego wina...Przynajmniej tak uważał Tetsu...Mimo tego, strach nie ulatniał się, a przybierał na sile.
Nagle, jego telefon zaczął wibrować. Wyjął urządzenie z kieszeni, odebrał.
-Halo..?
-Kurokochi, jesteś w domu? -w słuchawce usłyszał znajomy głos Ryoty.
-Nie..
-Ach, chodźmy razem na pizze!
-E..?
-No! Ja, Ty, Midorimachi, Murasakibarachi i Akashichi! -oznajmił entuzjastycznie do słuchawki.
-A-ale...Ja..
-No, Kurokochi! Nie daj się prosić! Przecież dziś nie masz dużo lekcji, nie?
-Ja..N-No dobrze..Ale po szkole...-odpowiedział, cicho wzdychając. Blondyn zaśmiał się wesoło.
-Okej!!! To będziemy czekać na Ciebie przed szkołą! -wykrzyczał po czym pożegnał się i rozłączył.

niedziela, 6 grudnia 2015

Mikołajkowy szał według tęczowej drużyny~!


Prezent
Witam..^^ dzisiaj Mikołajki..! I jak? Odwiedził was Mikołaj, Minna..? ^^  Co tam dostaliście..? ^^
Aiko..Aiko wczoraj uświadomiła sobie, że nie ma nic na dzisiejszą okazję...I-I musiała się spiąć i coś wymyślić...Tak więc było jak z t-tym tekstem na haloween..;-; J-Jeden dzień....P-Przepraszam, za wszelkie błędy, a-ale naprawdę sama nie wiem kiedy je z-zrobiłam..:c  Dziękuję Temari za pomoc..! <3 Chciałam to skończyć n-na dziś, no i...W-W każdym bądź razie, z-zapraszam do czytania..;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Chłodny powiew wiatru, rozwiał błękitne kosmyki włosów, zmuszając ich właściciela do chwilowego zatrzymania się. Z kieszeni spodni, wygrzebał dwie spinki. Jedną koloru krwi, a drugą czystego nieba. Spiął nimi niesforne kosmyki włosów, unosząc głowę ku górze. Otworzył dotychczas przymknięte powieki. Znacznie jednak zmrużył oczy, gdy w tęczówkach odbiły się światła latarni. Z prawie że czarnych chmur, spadały drobne płatki śniegu. Malutkie odłamki lodu, połączone w niesamowicie urodziwe dzieło sztuki, którego nawet najzacniejszy krytyk nie odważy się obrazić. Opatulały liczne drzewa, znajdujące się w parku, a także wąskie dróżki. Chłopak przemierzający te tereny, zmierzał właśnie w stronę centrum miasta. Wyprawa spowodowana była chęcią zakupu prezentu, dla ukochanego, a problem był jasny. Tetsuya -ów bohater naszej opowieści- nie miał zielonego pojęcia, co takiego mógłby mu podarować...Już miesiąc przed, próbował wymyślić co takiego mógłby kupić. Lecz na nic się to zdało. Tego dnia, miał ostatnią szansę. Docierając na miejsce, o mało co nie zszedł na zawał. Gdy jego oczom ukazało się tak liczne grono ludzi, serce zaczęło bić w szybszym tempie. Przełknął głośno ślinę, po czym ruszył przed siebie, starając się nie zwracać na nich szczególnej uwagi. Przyglądał się wielu wystawą sklepowym, a każda była inna i na swój sposób wyjątkowa. Jakby każdy produkt z danego sklepu nadawał się na prezent, lecz nie dla Akashiego. Niestety...Nadzieja, która tliła się w błękitnym serduszku Kuroko nagle zaczęła ulatywać, a on sam miał ochotę płakać. Jak mógł być tak głupim i zostawić wszystko na ostatnią chwilę? Przecież oczywistym był fakt, że nie da rady znaleźć czegoś szczególnego w jeden -w dodatku nie cały- dzień. Cóż, czasu nikt cofnąć nie potrafi, a przeciwności losu to chleb powszedni na świecie...
Wędrując zatłoczonymi ulicami Tokio, wśród zabieganych ludzi, Tetsuya dostrzegł znajomą mu twarz. Tak, tylko twarz...Podszedł bliżej i niepewnie wpatrując się oczy przebranego za renifera chłopaka, sprawdzał, czy aby na pewno jest to ten ktoś kogo miał na myśli.
-Midorima-kun..? -zagadał, odrobinę zaskoczony reakcją doskonałego strzelca z Pokolenia Cudów, odsunął się odrobinkę w bok. Zielonowłosy Rudolf ze świecącym nosem o mało co nie dostąpił zaszczytu wstąpienia w orszak aniołów. Co prawda to prawda. Midorima od początku znajomości z Kuroko, uważał, że niebieskowłosy doskonale sprawdziłby się w roli skrytobójcy czy coś ten deseń. Kuroko Tetsuya, niebieskooki gracz widmo, członek Pokolenia Cudów, spec od zawałów. Tyle w temacie...
-Kuroko? Co Ty tu robisz?
-A Ty? I..czemu jesteś przebrany za renifera? Czy to jakaś nowa  moda? -spytał zaciekawiony, jednak czuł że już za moment oberwie mu się za to pytanie.
-Nowa moda? Kuroko, błagam Cię, czy ja trzymam się zasad mody? -potarł skroń opuszkami smukłych palców.
-N-No..nie...-odpowiedział, kręcąc głową z dezaprobatą -N-No to...w takim razie, o co chodzi z tym strojem?
-Ech...Pomagam wypromować nowy sklep z zabawkami Takao.
-Takao-kun ma sklep z zabawkami..?
-Nie do końca...Po prostu w nim pracuje, dorabia sobie, a że zależy mu na tym, aby zrobić dobre wrażenie na szefie, promuje sklep. A ja mu w tym pomagam. N-Nie żeby t-to było z miłości czy coś...-na twarz wskoczył mu ogromny rumieniec. A może to tylko światło z czerwonego nosa?
-Rozumiem -pokiwał głową ze zrozumieniem. Zamyślił się na chwilę. Jak tak na to spojrzeć to Midorima na początku gimnazjum dużo czasu przebywał z Akashim. Możliwe, że miałby jakiś fajny pomysł na prezent, nasz drogi Kuroko też o tym pomyślał. Wziął wdech i spojrzał na ulicę, którą miał ruszyć w dalszą drogę.
-A Ty, Kuroko? Dawno nie widziałem Cię na mieście, w ogóle rzadko kiedy wychodzisz z domu. Co spowodowało tak nagłą zmianę?
-Ano...Poszukuję prezentu dla Akashiego...Jutro Mikołajki, tak więc...-wydukał z siebie.
-Ach, no tak. Teraz wszystko jasne -wbił wzrok w zmarznięte dłonie chłopaka -Długo już tak chodzisz?
-Sam nie wiem...M-Mniejsza o to..Midorima-kun, m-masz może pomysł na to, co mógłbym kupić..? -zapytał niepewnie patrząc w szmaragdowe tęczówki, w których odbijały się światła kolorowych lampek wiszących na wystawach. Po zadaniu pytania Shin zamyślił się, po czym zrezygnowany pokręcił głową, a Kuroko który wiązał ogromne nadzieje, zwyczajnie załamał ręce. Przecież miał tyle pomysłów, dlaczego teraz żaden nie wydaje się być w porządku..? Dlaczego wszystkie zaczęły ulatywać..?
-Na pewno uda Ci się coś znaleźć, nie martw się. Przepraszam, ale muszę wracać do pracy.
-Mhm...Powodzenia, Midorima-kun.
-I nawzajem, Kuroko -odpowiedział, po chwili znikając z pola widzenia niebieskookiego. Ten zaś udał się do sklepu z akcesoriami kuchennymi. Po kiego? Zwyczajny akt desperacji. Jeżeli Akashi uwielbia posługiwać się ostrymi przyrządami, to nieważne czy to nożyczki, czy nóż, nawet głupi widelczyk do ciasta. Nie zrobiłoby mu to wielkiej różnicy. Wszystko, byleby ostre...
Dość długi czas szwendał się pomiędzy półkami zapełnionymi sztućcami...Jednak uznał to za kompletną głupotę i już kilka minut po stwierdzeniu faktu, opuścił sklep. Temperatura na zewnątrz znacznie się obniżyła, a śnieg stał się gęstszy. Ledwo można było cokolwiek zobaczyć, nie mówiąc o bezpiecznym przemieszczaniu się. Mimo to, ludzie w dalszym ciągu przepychali się, aby tylko dotrzeć pod drzwi upragnionego budynku. "Skoro teraz tak jest, to co będzie w Święta..?" -pomyślał niebieskowłosy, chowając się w jakimś zaułku. Oparł się o jedną ze ścian i westchnął. To było za wiele...Cholernie bał się wyjść z domu, jak zwykle, ale wyszedł. Dał radę się przełamać. A poległ w takim miejscu...
-Yo, chłopczyku~ -usłyszał nad głową. Powoli uniósł ją w górę, aby spojrzeć na mężczyznę stojącego tuż przy nim. Nie znał go. A może? Nie..na pewno nie...
Cofnął się o krok do tyłu. Później kolejny, a zaraz za nim następny.
-No i gdzie uciekasz? Nie wolałbyś może, bliżej się ze mną zapoznać? -zapytał zadziornie, łapiąc Tetsuyę za nadgarstek. Kąciki ust ciemnowłosego uniosły się w górę, wargi rozszerzyły się ukazując śnieżnobiałe zęby.
-P-proszę puść mnie...-wyszeptał drżącym głosem.
-He? Głośniej, bo nie dosłyszałem~~
-To może ja Ci to powtórzę. Spieprzaj Ty niewyżyty zboczeńcu, łapy z dala od Tetsu! -donośny krzyk rozniósł się echem po ciemnej uliczce. Błękitne tęczówki, powoli zachodzące łzami skierowane zostały w stronę ciemnoskórego chłopaka. Tak, jego Tetsuya znał na pewno.
Kiedy ciemnowłosy wycofał się z grymasem i przerażeniem wymalowanym na twarzy, bohater podszedł do ofiary.
-Tetsu, w porządku? -zapytał kładąc dłonie na ramionach niższego chłopaka.
-T-Tak..d-dziękuję za ratunek, Aomine-kun...
-Co Ty tu robisz tak w ogóle? I że wyszedłeś z domu z własnej woli!
-S-szukam prezentu dla Akashiego...-powiedział patrząc w bok. Był już całkowicie przybity. Niby to co powiedział, było prawdą, ale niemożliwą w tej sytuacji do wykonania...Westchnął i opowiedział przyjacielowi wszystko od początku. Począwszy od wyjścia z domu, a kończąc na obecnej sytuacji.
-Och, to tak. Ja to bym mu kupił kaftan bezpieczeństwa! O! To jest pomysł!
-Aomine-kun...p-prosze przestań...-upomniał go.
-Okej okej...No ale, to co zamierzasz?
-Szczerze..? N-Nie mam zielonego pojęcia..-spuścił głowę załamany. Jednak nagle, coś jakby go olśniło. Spojrzał na Daikiego, po czym pociągnął za rękaw jego kurtki.
-He? Co jest Tetsu?
-P-Proszę, zaprowadź mnie do Kagamiego...
-Ale po co?
-P-Po prostu zaprowadź...-skwitował, co najwyraźniej poskutkowało. As tęczowej drużyny wyjął telefon z kieszeni kurtki, wybrał numer, zadzwonił. Na odzew czekał około paru minut, aż w końcu usłyszał upierdliwy głos Taigi, który zaczął wykrzykiwać coś do słuchawki. Daiki przerwał jego wywód donośnym krzykiem, przy okazji zaciskając dłoń w pięść. Jak on miał ochotę mu przywalić...
Tak czy siak, już parę minut później spotkali się z Kagamim w jego domu. Mieszkanie było dość obszerne i stanowczo za duże jak na jedną osobę. Jednak, Taiga potrzebował dużo przestrzeni tak więc...
-Nie sądziłem że to prawda, ale faktycznie tu jesteś, Kuroko -uśmiechnął się szeroko i podszedł do Tetsuyi.
-Cóż...-nie bardzo wiedział co powiedzieć. Znudziło mu się już powtarzanie każdemu po kolei tego samego scenariusza.
-No więc, masz do mnie jakąś sprawę, tak? -spytał, wbijając wzrok w niższego.
-Owszem. Chciałbym, abyś...p-pomógł mi upiec ciasteczka dla Akashiego...
-O...-zaniemówił. Stał chwilę w bezruchu, wpatrując się w przyjaciela. Nie sądził, że kiedykolwiek dożyje dnia, w którym Kuroko poprosi go o lekcje gotowania. A jednak tak się stało. W końcu otrząsnął się i zaprosił niebieskowłosego do kuchni. Aomine zaś zdążył się już rozgościć w salonie.
Partnerzy z drużyny dłuuugą chwilę rozmyślali nad tym, jakie by tu smaki wybrać, aby Akashi'emu przypadły do gustu. Seijuro nieszczególnie przepadał na słodyczami, jednak podczas jedzenia niektórych, aż mu się uszy trzęsły. Jednogłośnie zdecydowali, iż przygotują ciasteczka czekoladowe z kawałkami kokosów.
-No dobra, mamy wszystkie składniki więc do dzie...
-Kagami-kun...Ja, chciałbym sam je przygotować..A-A Ciebie chciałbym prosić o..nadzorowanie mojej pracy...Proszę...
-Jesteś pewien? -w odpowiedzi otrzymał skinięcie głową -No dobra, to do dzieła! -krzyknął, tym samym rozpoczynając kulinarny armagedon. Tetsuya o mało co nie wysadził mu kuchni...Ciasteczka próbował piec z 4 razy...Za każdym razem jednak, coś było z nimi nie tak. Albo spalone, albo niedopieczone...Jednym słowem, zwyczajnie katastrofa. Mimo to, nie poddawał się. Wiele razy poparzył sobie dłonie, ale nie zniechęcało go to. Aż w końcu udało się. Wypieki były idealne. Sam Taiga Kagami to stwierdził, tak więc bez wykłócania się! Zapakowali je do ozdobnej torebeczki i przewiązali kokardką. Później, czerwonowłosy opatrzył dłonie Tetsu.
-No, gotowe. gratuluję kuchmistrzu! -wyszczerzył się i poczochrał błękitną czuprynę.
-Mam nadziej, że będą mu smakować...
-Na pewno będą, bardzo się starałeś i--
-He?! Nie.Będziesz.Mi.Rozkazywał! Nie, nie nie! -z salonu do uszu  "cukierników" dobiegł głos Daikiego.
-Co on tam odwala?! -krzyknął Kagami, a już chwilę później uzyskał odpowiedź. Aomine wszedł do kuchni, z telefonem przy uchu.
-Kise, zawrzyj twarzostan!...Że co?! Że ja jestem chamski?!...Jak to celibat?! Kto Ci dał do tego uprawnienia?!...Kise? Kise mendo nie rozłączaj się!!! -zanim ktokolwiek zdążył zareagować, ciemnskóry wybiegł z mieszkania, aż się zanim kurzyło. Tetsuya również nie długo zabawił u Taigi. Podziękował za pomoc, po czym również opuścił budynek. Dzięki temu, że pojechał autobusem szybko dotarł do domu. Było około 23:40. Po cichu otworzył drzwi i wszedł do domu. Oczywiście nie udało mu się uniknąć rozmowy z rodzicami, którzy umierali ze strachu, podczas jego nieobecności. Cóż, mówi się trudno. Grunt, że w końcu miał prezent dla ukochanego.
W nocy nie mógł spać, a już następnego dnia po zajęciach, udał się do parku, niedaleko liceum Seirin. Rozejrzał się dookoła, wypatrując czerwonej czuprynki.
-Tetsuya! -usłyszał, więc odwrócił się.
-Akashi-kun..-uśmiechnął się lekko, a chwilę później znalazł się w ramionach Seijura.
-Wiesz, odwiedził mnie Święty brodaty i zostawił prezencik dla Ciebie. Chyba pomylił domy -udał że się zamyślił, po czym wręczył paczkę z prezentem niebieskookiemu -Wesołych Mikołajek, Tetsuya -ucałował chłopaka w czoło.
-Och..d-dziękuję Akashi-kun! Ja..ja też coś dla Ciebie mam...-z teczki wyjął zapakowaną w poprzedni dzień paczuszkę. Stanął naprzeciw czerwonowłosego i szybko wręczył prezencik. Oczywiście po tym natychmiastowo schował za plecami opatrzone dłonie.
Seijuro nie czekając długo, odpakował paczuszkę. W oczach błysnęło mu coś na kształt iskierek. Ciasteczka, miały kształt nożyczek! Przyglądał się im przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie, pośród czekoladowych wypieków, dostrzegł jedno, jakby różniące się kształtem. Było w kształcie serca, a na jego wierzchu z wiórek kokosowych utworzony został napis: "Kocham Cię".
-Tetsuya...
-P-przepraszam, że tylko to...Byłem wczoraj na mieście, próbowałem coś znaleźć, a-ale...-spuścił głowę i zapominając o poranionych dłoniach, przestał ukrywać je za plecami.
-Wyszedłeś na miasto..? Specjalnie po prezent dla mnie..?
-Tak..a-ale nie wyszło..N-No a potem spotkałem Aomine-kun, a on zaprowadził mnie do Kagamiego-kun...A-A on z kolei nadzorował moją "pracę" w kuchni...-Akashi chwycił jego dłonie, spoglądając na nie smutny, ale jednocześnie szczęśliwy.
-Tetsuya, przecież Ty tak boisz się ludzi...Tak bardzo się dla mnie starałeś...Dziękuję! -przytulił go jak najmocniej potrafił, był tak szczęśliwy!
-Ale wiesz...Ja już dawno otrzymałem najwspanialszy prezent, o jakim wielu marzy.
-E-Etto..?
-Mam Ciebie, Tetsuya -powiedział, złączając ich usta w namiętnym pocałunku. Pogłębił go, kiedy Tetsu cicho jęknął. Tak. Ten dzięń można było zaliczyć do tych udanych.




Kuroś wa kawaii desu <3
Wesołych Mikołajek M-Minna..! <3

sobota, 21 listopada 2015

I'm sad -czyli historia z KnB wzięta...

Bo szczęście to coś ulotnego...
Ano...Aiko ostatnio opowiedziała rodzeństwu "bajkę" na dobranoc...Chciały coś smutnego...N-No więc było..A bynajmniej  w rozumowaniu Aiko...A że było związane z KnB, t-to postanowiłam w-wstawić to tutaj..;-; P-Przynajmniej coś na bloga w-wstawiłam..*pac głową o ścianę* Z-Zapraszam do czytania..;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Był sobie pewien chłopiec. Uczeń gimnazjum Teikou, członek drużyny koszykarskiej
reprezentujący trzeci, a zarazem najsłabszy skład.
Ambitny z pasją i miłością do koszykówki młody gracz,
nie potrafiący odnaleźć w sobie jakiegokolwiek talentu do gry.
Każdego wieczoru po spotkaniu składu, zostawał po godzinach prowadząc dodatkowy, indywidualny trening. Codziennie dawał z siebie wszystko, aby pokazać iż
nadaje się do składu wyjściowego. No...to akurat było jego głównym celem. Najpierw jednak mierzył w skład "przeciętny" -drugi. Wylewał siódme poty,
męcząc się przy tym okropnie, niestety niewiele to dawało...
Nikt nie dostrzegł w nim zmiany...
Nikt nie zaproponował mu przeniesienia...
Nikt go nie docenił...
Pewnego pochmurnego wieczoru, kiedy jak zwykle prowadził żmudny trening,
los postanowił mile przychylić się do jego życia.
Na poprawę humoru i punkt motywacji podarował mu granatowy balonik.
Od tamtej chwili, Tetsuya -bo tak nazywał się chłopiec -nie rozstawał się z nim ani na krok.
Razem z nim uczęszczał na treningi, jadał lunch...
Z czasem awansował do upragnionego pierwszego składu.
Będąc tam otrzymywał kolejno nowe baloniki.
Najpierw czerwony, następnie zielony, fioletowy, różowy, a na koniec -żółty.
Podróżowanie przez z życie z pęczkiem baloników wbrew pozorom nie było takie trudne.
Wspólne spędzanie czasu dawało tyle radości!
Jednak podczas jednego ze spacerów, chłopiec niechcący wypuścił granatowy balonik z ręki...
Spanikowany możliwością utraty go zaczął za nim biec.
Wyciągnął rękę ku górze i nagle...nieszczęśliwie potknął się o własne nogi. Reszta baloników, tak jak i granatowy, uleciała w górę.
Oddalając się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu zniknęły z pola wiedzenia.
Gimnazjalista podpierając się na trzęsących rękach, krzyczał tak głośno jak tylko potrafił, nawołując swoich jedynych przyjaciół...
Uświadamiając sobie, że to już koniec...nie miał siły dłużej krzyczeć, ani podpierać się o podłoże...
Upadł na ziemię zwijając się w kłębek. Po bladym policzku spłynęła pierwsza łza,
a za nią popłynęły kolejne...
-Przepraszam...-szepnął jedynie i rozpłakał się na dobre.

wtorek, 17 listopada 2015

Przepraszam..! ;-;

Etto...*ukłon* B-Bardzo bardzo bardzo przepraszam..! A-Ale N-Nie jestem pewna czy dam radę napisać Czerwonego Kapturka w tym miesiącu...;-; P-Pani polonistka k-kazała wziąć Aiko udział w konkursie literackim..I cóż robić..? J-Jak trzeba to trzeba...D-Dlatego aktualnie piszę "opowiadanie" na ten konkurs...;-; M-Możliwe że wstawię je na bloga, jeżeli..j-jeżeli otrzmam na to pozwolenie...
M-Mam nadzieję, że się n-nie zawiedliście..c-czy coś...:c
Ach i...B-Blog ma nowy szablon..^^ Na okres przedświąteczny i świąteczny..też..^^" *śmiech* M-Miał być od grudnia..a-ale no nie mogłam się powstrzymać...;-; Wykonała go szabloniarka z Łowców Snów...Popsuty Kran..^^ M-Mnie się wykonanie p-podoba..C-Choć chciałam do tego inne arty...A-Ale mimo to...M-Mnie się naprawdę podoba..^^ A...co wy o nim sądzicie..? *lekki uśmiech*

niedziela, 15 listopada 2015

B-Bo Aiko zawsze musi się pytać...;-;

Pewnie każdy z was słyszał kiedyś o Czerwonym Kapturku, nieprawdaż? Mała, słodka niewinna dziewczynka podróżująca w stronę domku swojej ukochanej babci, który znajdował się w środku lasu. Na swej drodze spotyka złego wilka, który udaje aniołka, a tak naprawdę planuje pożreć i dziewczynkę i jej babunię. Tak się dzieje, jednak wszystko kończy się dobrze, dzięki myśliwemu, ponieważ ten w porę reaguje. Jednakże...Aiko wymyśliła zupełnie inną wersję tej historii. Są tu jacyś chętni do wysłuchania jej? Dobroduszni proszeni są o znalezienie sobie wygodnego miejsca i natężenia słuchu...

Pam....
Pam....
Pam....
BĘC, BĘC, BĘC!



Historia o Czerwonym Kapturku dojedzie do skutku, je-jeżeli j-jacyś dobroduszni zasiądą wygodnie przed laptopem/komputerem bądź c-chwycą w łapki tablet/telefon i w-wyrażą jasną chęć przeczytania czegoś takiego..;-; Aiko ma już początek..A-Ale..tak sobie teraz pomyślała, że może to jednak n-nie przejdzie..;-; Co myślicie? C-Czy Czerwony Kapturek w wersji Kuroko no Basket, ma jakąś p-przyszłość..? ;-;


środa, 11 listopada 2015

Takie krótkie...informacje..? ;-;

Ohayo..^^ Z tego co wiecie, zrobiłam ankietę, która (prawdopodobnie) kilka dni temu zakończyła się ^^
Cieszyłabym się gdyby nie pewien fakt...Z-Znowu r-remis...? ;-; *pac głową o stół* Boże Narodzenie, oraz Sylwester...Oj oj ;-; T-troszkę dużo roboty..;-; C-choć jeżeli wezmę się za to t-teraz...*myśli* a-ale piszę jeszcze AoKuro ;-; i AoTakę (zacznę..) bo obiecałam R-Rei...;-; Ale...j-jak myślicie..? Dam radę napisać obydwa teksty..? Zarówno na Święta jak i Sylwester..? R-Ratunku ;-;


sobota, 31 października 2015

Imprezowa gorączka -czyli Haloween według Pokolenia Cudów~!

Cukierek albo psikus!
Wesołego Halloween! ^^
A teraz przyznać się, kto chodził po cukierki..? xD
Aiko dostała dwa ;-; Ale jednak coś...;-; <3
W sumie to po-powinnam się odchudzać...I chyba zacznę...
M-Miałam napisać coś o tekście...A m-mówię o tym że planuję przejść na dietę ;-;
Jeżeli chodzi o to co "stworzyłam" to...N-Nie jestem z tego dumna...Ale chciałam to skończyć na dziś ;-; Tak...D-Dziś zaczęte, dziś skończone...;-;
Z-Zapraszam do czytania ;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
31 październik. Chłodny wieczór przepełniony grozą i tajemniczością. Naprzeciw długa, obszerna ulica a na jej poboczu -tuż przy jednym z domów - stała limuzyna z której wysiadł chłopak. Dość wysoki, czerwonowłosy młodzieniec ubrany w czarne ubrania, w tym długą ciemną pelerynę. Po nieco sinej wardze spływała mu czerwona ciecz, którą chwilę później zlizał językiem. Na bladej, prawie że białej twarzy pojawił się perfidny uśmiech, gdy przed ów osobą pojawił się niebieskowłosy chłopak w prześcieradle. Jego kąciki ust jednak nie unosiły się ku górze, a wręcz przeciwnie. Twarz niższego wyrażała zero ekspresji. Wyższy chopak zrobił krok w przód, aby znaleźć się bliżej aktualnego obiektu zainteresowania. W ten sposób mógł normalnie się z nim przywitać.
-Witaj, Tetsuya.
-Dobry wieczór...-odpowiedział wbijając wzrok w ubiór przyjaciela. Chwilę później zwrócił również uwagę na "makijaż". Znacznie zmrużył oczy.
-Hm? Czyżby blask mej niesamowitości Cię oślepił?
-Nie do końca. To przez księżyc...-stwierdził kręcąc lekko głową. Tak jak i Akashi, Kuroko wybierał się na imprezę do entuzjastycznego modela. Niekoniecznie jednak tryskał z tego powodu radością. Szedł tam tylko i wyłącznie dlatego, że jego partner się uparł. No i oczywiście nie chciał sprawić przykrości organizatorowi imprezy. Tak więc jeżeli by nie zgodził się uczestniczyć w tej farsie, dwie ważne dla niego osoby byłyby na niego złe. Co więcej, byłoby im bardzo smutno...
Ciszę przerwały chichoty dzieci i głośna muzyka dochodząca z mieszkania obok. Oczy dwójki przyjaciół, skierowane były w stronę przyozdobionego domu. Obydwoje udali się w jego stronę. Akashi nie trudząc się zbytnio, zwyczajnie otworzył drzwi i szybkim krokiem wszedł do środka. Tetsuya natomiast został na zewnątrz. Sam nie był do końca pewny,czy rzeczywiście powinien tam wejść. Zanim jednak zdecydował się na cokolwiek, tuż za sobą usłyszał ciche kroki. Odruchowo obrócił się. Błękitnym oczom ukazał się nieco wyższy chłopak, mniej więcej we wzroście Akashiego. O jasnobrązowych włosach średniej długości, oraz tęczówkach tego samego koloru. Na twarzy malował się delikatny uśmiech, a ubrany był w dość nietypowy strój. Choć można byłoby przewidzieć że właśnie taki wybierze. Czarna sutanna, delikatnie ciągnąc się po ziemi. Innymi słowy, po prostu odrobinę za duża. Na szyi zawisł wisiorek z ozdobnym krzyżem. Osoba tuż przed niebieskołowsym najwyraźniej go nie dostrzegła, co nie było zbyt dużym zaskoczeniem...
-Dobry wieczór -powiedział cicho, jednocześnie wystarczająco głośno aby chłopak usłyszał.
-Ła?! -ciało młodzieńca zadrżało, a on sam o mało co nie przewrócił się, robiąc kilka kroków w tył -K-Ku-Kuroko..? Ni-nie strasz mnie tak! -krzyknął lekko stłumionym przez strach głosem.
-Przepraszam...I dziękuję że przyszedłeś, Furihata-kun.
-Nie ma sprawy, czego nie robi się dla przyjaciół nie? A poza tym, znam Cię aż za dobrze, żeby wiedzieć że nienawidzisz takich imprez...A Kagami?
-Spóźni się...
-Rozumiem -pokiwał głową, po czym spojrzał w niebieskie tęczówki - To jak..? Wchodzimy?
-Chyba tak...-odpowiedział i wyciągnął rękę do przodu. Zapukał. Przez chwilę stali w bezruchu czekając, jednak nie było żadnego rezultatu. Tym razem czynność ponowił Kouki. Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła granatowowłosa pokojówka. Niskiego wzrostu, około 30 lat..."A więc Kise ma pokojówkę..?" -pomyślał brunet, wchodząc do środka, a zaraz za nim szedł Kuroko. Wnętrze mieszkania było większe, niż wydawało się być na zewnątrz. Prowadzeni przez pokojówkę, udali się do obszernego salonu, gdzie zebrała się już reszta gości. Pomieszczenie, tak jak zewnętrzna strona domu, było pięknie przyozdobione. Panowała mroczna, a zarazem miła atmosfera. Jedynym minusem była głośna muzyka, której Tetsuya nie potrafił zdzierżyć...

*****
W rogu salonu, na jednej z kanap siedział czerwonowłosy wampir, Akashi Seijuro, popijający wino z kieliszka. Szeroki uśmiech na białej twarzy utrzymywał się przez cały czas, a sine wargi wszystkim rzucały się w oczy, budząc strach.
-Ne, Akashichi...Nie przesadziłeś aby z tym makijażem..? -spytał Kise, patrząc na przyjaciela, który co chwilę czkał.
-Nie, a czemu? Tetsuya słyszałeś go? Przesadziłem z makijażem!
-Akashi, nie rozumiem tego, ale cały czas gadasz do Kuroko, a jego tu nie ma. Haha~~! -upomniał go Midorima, który nawiasem mówią był już pijany, podobnie jak większość tam obecnych osób. Kazunari siedzący obok chłopaka przebranego za marchewkę, gapił się w sufit twierdząc że to jego święty obowiązek. Obowiązek szanującego się chrześcijanina. W ręku trzymał pusty kieliszek po winie, czekając aż Bóg ulituje się nad nim i pozwoli mu wypić jeszcze jedną kolejkę.
Tymczasem Kagami, który przybył znacznie później niż inni, kłócił się właśnie z Daikim. Standard. Jednak przyczyną sporu było...
-To moje miejsce czekoladowa mufino! -krzyknął czerwonowłosy uczeń liceum Seirin.
-Mój dywan, moje miejsce! Spieprzaj Bakagami! -odkrzyknął z powrotem kładąc się na wygodnym, puchatym dywaniku. Tak, alkohol zdecydowanie za szybko uderzył mu do głowy. Był taki zmęczonyyy~~

*****

-Muro-chin! Ja chcę cukierka! -marudził fioletowowłosy gigant, tupiąc przy tym nogami jak sześcioletnie dziecko z przedszkola.
-Atsushi, przestań. Już nic nie ma! Sam wszystko zjadłeś! -krzyknął marszcząc brwi. Jego partner był niemożliwy!
-Muro-chin jest okrutny!
-Ja jestem okrutny? Ja?!
-Uspokójcie się! -usłyszeli za sobą. Stała tam różowooka czarownica. Ta to miała czym oddychać...
-No ale Muro-chin nie chce dać mi cukierka! -poskarżył się nadymając policzki.
-Atsushi chcesz wojny?
-Muro-chin jest wredny!
-No to będziesz ją miał. Celibat! -krzyknął wychodząc z pomieszczenia. Kiedy to nastąpiło, do uszu giganta i czarownicy dotarł dziwny dźwięk. Akashi Seijuro parsknął nieopanowanym śmiechem i chwiejnym krokiem podszedł do Murasakibary.
-Celibat~! Ahahaha! Oj Atsushi! Ja nie mam takich problemów, jak chcę to gwałcę, po dobroci być nie musi~~ -stwierdził wzruszając ramionami -I jeszcze jeden i jeszcze raz...! -z kieszeni spodni wyjął czerwone nożyczki i delikatnie przejechał nimi po swoim policzku. Przymknął powieki rozkoszując się chłodem ostrza.
-On jest chory -stwierdziła Momoi powoli wycofując się.

*****

Głośna muzyka w dalszym ciągu podrażniała delikatną błonę bębenkową niebieskowłosego chłopaka. Siedział gdzieś w kącie, co chwilę sięgając po szklankę soku. Nienawidził alkoholu. A wszyscy jego przyjaciele, w tym jego chłopak, byli pijani. Nawet Furihata, który bez przerwy dotrzymywał mu towarzystwa...Może i by się z tego cieszył, ale przyjaciel zachowywał się nieracjonalnie...
-Życie, życie jest nowelo~~ Kurokooo...napij się..!
-Nie...ja podziękuję...
-Tu jest pełno demonów..Powybijam..Panie daj mi siłę! -zerwał wisiorek z szyi i skierował krzyż ku górze. Miał wrażenie, że boska moc stępuje na niego z obłoków, których nawiasem mówiąc nie było na suficie. Czując się silniejszym, ruszył w stronę wampira. Ten zaś nie spodziewając się natarcia wroga, uporczywie, wraz z nożyczkami poszukiwał Tetsuyi.
-Biedny, nieszczęsny duszek zaginął w akcji! Przecież on niczym nie zawinił!
-Znikaj siło nie-nieczysta..! -usłyszał tuż obok siebie czerwonowłosy. Obrócił głowę w bok, odrobinę zdezorientowany. Zmarszczył brwi, zauważając w ręku drżącego chłopaka wisiorek z krzyżem. Odwaga jaką był przepełniony Kouki uleciała w jednej chwili. Dwukolorowe tęczówki przeszywające go na wylot, były przerażające...To najprawdziwszy wampir! Tutaj sam krzyż nie pomoże, pomyślał brunet, po czym z kieszeni sutanny wyjął zaostrzony kołek. Skąd go miał? Nikt nie wiedział. Ostrą stronę skierował w stronę Seijura, rozpędził się i pobiegł w jego stronę. Kuroko zauważywszy co się szykuje, poderwał się z dotychczasowego miejsca i krzyknął najgłośniej jak tylko potrafił.
-RATUNKU! -w jednej chwili muzyka ucichła, goście zamilkli i spanikowanie zebrali się przy Tetsuyi. Nawet egzorcysta Kouki, który jeszcze chwilę wcześniej prawie zabił człowieka...Nieumyślnie..Ale jednak...-Jak dzieci...-Kuroko pokręcił głową z dezaprobatą, po czym ruszył w stronę drzwi. Zanim jednak opuścił pomieszczenie, stanął w progu.
-Kagami-kun...Celibat przez miesiąc. -powiedział i opuścił pomieszczenie.
-A-Ale..
-Ahahahaha~~ Bakagami! To sobie nagrabiłeś! -zaśmiał się Aomine, a już chwilę później uderzył twarzą o podłogę.
Obok leżała na wpół przytomna marchewka, a obok klęczał czarnowłosy chłopak, trzymający różaniec. Nie modlił się jednak o życie zielonowłosego, a o kieliszek wina dla niego. W końcu jak się bawić to się bawić nie?
Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Ku wyjściu skierował się Kise. Osobiście otworzył drzwi.
-Cukierek albo psikuuuus! -krzyknęły poprzebierane dzieci, nadstawiając torby ze słodyczami pod nos blondyna. Ten uśmiechnął się i już miał coś odpowiedzieć kiedy ubiegł go w tym karzełkowaty sadysta.
-Cukierek...-odpowiedział na wpół przytomny i zabrał torby z łakociami, zamykając za sobą drzwi.


środa, 28 października 2015

....;-;

Dobry wieczóóóór ^^ Ano...Aiko jest leniem...I nie chce jej się na razie niczego pisać...Właściwe to..unika pisania ;-; Wystarczy że zobaczy jakiś fajny art, a w główce rodzi się pomysł na dany tekst. Jednak nie związany ani z AoKuro do którego druga część powinna się już tworzyć, ani z AoTaką...
Tak w sumie to...T-Ten post powinien dotyczyć jednego zasadniczego pytania. A może k-kilku..?
W każdym bądź razie...Niedługo Święta, oraz Sylwester..^^ (za...dwa miesiące..? niecałe..?)
Dlatego też za-zapytuję was kochani...Na którą z tych okazji powinnam napisać fanfik? *patrzy*
Sylwester czy Święta Bożego Narodzenia..?
Dlaczego pytam o to akurat teraz i to w tak dużym odstępie czasu..? B-bo...C-chciałabym zacząć to pisać jak najszybciej...;-; Poza tym, jeżeli Aiko na czymś bardzo, bardzo, bardzo, bardzoooo zależy...t-to pisze to dużo dłużej n-niż "przeciętny" tekst...Około miesiąca..? Może więcej..? *myśli*
T-Tak więc..D-Decyzja należy do was, M-Minna...*lekki uśmiech*
G-Głosy możecie oddawać w ankiecie po prawej stronie na blogu..---->
M-Mam nadzieję, że zagłosujecie...^^"


poniedziałek, 26 października 2015

AoKuro

Trucizna cz.1
Skończyłam pierwszą część *^* Na początku miałam napisać jeden, długi tekst. Jednakże...Jakoś tak podkusiło mnie, żeby napisać kilka części...Albo tylko dwie, jeżeli to w ogóle możliwe...;-;
W każdym bądź razie teraz już nie ma odwrotu. Nie ma weny i no...
W najbliższym czasie planuję napisać AoTake - którą nawiasem mówiąc, tworzy również Rei - i mam nadzieję, że jakoś to wyjdzie ;-;
Ech...Za-zapraszam do czytania...;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jesienny, chłodny wieczór. Wiatr co jakiś czas zdmuchiwał kolorowe liście z koron drzew. Zaczęło robić się ciemno. Niebo pokryte zostało ciemnymi chmurami, z których już chwilę później lunął deszcz. Zimne krople spadały na ziemię z niesamowitą szybkością, tworząc naturalną zasłonę. Nikt nie wiedział co tak naprawdę się za nią znajduje. Może dalsza dróżka, prowadząc do parku? A może ulica, która uchyla wrota do śmierci? Dowiedzieć można się było w jeden sposób. Wystarczyło przekroczyć kurtynę przed sobą. Mało kto, potrafił się na to odważyć. Ludzie po kolei wycofywali się, poszukując schronienia w pobliskich kafejkach i restauracjach. Do tych właśnie osób, należała dwójka przyjaciół. Kagami Taiga, as drużyny Seirin, oraz Kuroko Tetsuya, były, szósty zawodnik widmo Pokolenia Cudów, mistrz podań. Wstąpili do swej ulubionej knajpki, pod nazwą "Maji Burger". Czerwonowłosy po coś na ząb, oczywiście. Natomiast jego towarzysz, aby nabyć jeden ze swych ukochanych szejków waniliowych. Siedzieli przy oknie, na swych stałych miejscach. Niebieskooki uporczywie wpatrywał się w krajobraz za szkłem, co chwilę popijając zimny napój. Nie odzywał się, ponieważ nie widział ku temu żadnego powodu. Jego przyjaciel był głodny, a do tego przemoczony. Nie chciał przeszkadzać mu w konsumowaniu ukochanych burgerów. Jednak Taiga najwidoczniej nie był zachwycony postępowaniem niższego. Zmarszczył brwi i przez jakiś czas nie odrywał wzroku od Kuroko, jednakże sam obserwowany nie zwracał na to większej uwagi. Można by nawet powiedzieć, że zwyczajnie nie zauważył, że Kagami przyglądał mu się z tak komiczną, a zarazem odrobinę przerażającą miną.
-Kuroko, chcesz mnie zdenerwować? -spytał podirytowany. Niebieskowłosy obrócił głowę w jego stronę.
-Nie. Czemu tak uważasz..?
-Bo mnie olewasz.
-Nie olewam, zdaje Ci się, Kagami-kun -stwierdził, ponownie przekierowując wzrok na okno. Czerwonowłosy nic więcej już nie powiedział. Westchnął jedynie, po czym wrócił do jedzenia.
Ulewa nie zamierzała ustać, wręcz przeciwnie. Przybierała na sile, a towarzyszył jej porywisty wiatr. Po jakimś czasie licealiści uznali, że czas wracać do domu, W końcu nie byli z cukru. Opuścili knajpę i ruszyli w stronę parku, przy którym jak zwykle później się rozeszli. Tetsuya szedł w stronę swojego domu, gdy nagle przypomniał sobie, że w torbie ma klucze do mieszkania Kagamiego. Przyjaciel dał mu je na przechowanie, ponieważ sam nie miał gdzie ich schować. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę. Coraz to szybciej i szybciej, aż w końcu zaczął biec. Chciał jak najszybciej zwrócić Taidze jego własność. Jednak jak na złość, nie mógł go znaleźć. Gęsta, szarawa zasłona deszczu nie ułatwiała mu zadania. Stanął w miejscu i rozejrzał się dookoła. Był przemoczony do suchej nitki. Miał wrażenie, że kręci się w kółko bez żadnego celu. Westchnął i ponownie ruszył naprzód, oczywiście po chwili zaczął biec. Nagle ktoś na niego wpadł, przez co chłopak upadł na ziemię. Odrobinę zdezorientowany, podniósł głowę w górę.
-Nic Ci nie jest? -usłyszał nad sobą, a osoba przed nim, wyciągnęła rękę do przodu, aby pomóc mu wstać.
-Kagami-kun...?
-Ach, Kuroko?! Szukałem Cię! A tak w ogóle to sorki! -krzyknął i nie czekając, aż przyjaciel poda mu rękę, zwyczajnie go podniósł, a później postawił na ziemię. Tetsuya odsunął się od Taigi i zaczął pospiesznie przyglądać wnętrze swojej torby.
-Ja Ciebie też, Kagami-kun...Proszę..-podał mu klucze, które chwilkę wcześniej wyjął z torby.
-No i właśnie po to Cię szukałem! Dzięki Kuroko! -uśmiechnął się szeroko. Przejął klucze i już miał zamiar udać się do mieszkania, kiedy kątem oka dostrzegł, że niższy chłopak okropnie się trzęsie.
-Zimno Ci? -głupie pytanie, ale chciał się upewnić.
-Trochę..-pokiwał głową.
-Chodź tutaj -powiedział, a kiedy Tetsuya wykonał polecenie, Kagami ściągnął kurtkę i okrył nią przyjaciela.
-A-Ale, Kagami-kun teraz Ty będziesz marznąć..!
-Bez przesady, ja przeżyję. Kurtkę możesz oddać mi jutro. Pa! -krzyknął oddalając się od Kuroko. Na jego twarzy widniał rumieniec. Sam nie wiedział kiedy, ale zwyczajnie zakochał się w tym ekspercie od zawałów. Jego hipnotyzujące, pełne głębi oczy...Delikatna, blada skóra...Odrobinę przydługie, błękitne kosmyki włosów...Jego zapach...Charakter...Wszystko w nim było takie...idealne, perfekcyjne...Zwyczajnie oszalał na jego punkcie. Cholernie mu na nim zależało. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mu się stało. Dlatego też oddał Tetsuyi swoją kurtkę, aby ten się nie przeziębił. I tak był już dostatecznie zmarznięty i przemoczony.
Tymczasem Kuroko, również był już w drodze do domu. Zachowanie Taigi, wydało mu się dziwne. Do tego zawstydzające...No bo zwykle to dziewczyny doświadczają czegoś takiego. Jednak nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, ponieważ już chwilę po rozpoczęciu rozmyśleń, rozbolała go głowa. Do mieszkania dotarł w dość szybkim tempie i na tym mu zależało. Wszedł do środka, przywitał się z mamą, która rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła, a później udał się do kuchni. Był okropnie spragniony.
-Tetsuya, gdzie byłeś tak długo? -spytał ojciec, wchodząc do pomieszczenia.
-Najpierw na treningu, a potem poszedłem razem z Kagamim na szejka...Wróciłbym wcześniej, gdyby się tak nie rozpadało...Postanowiliśmy to przeczekać...
-Rozumiem, ale telefon masz chyba po to, aby informować nas o takich rzeczach, prawda? Trzeba było zadzwonić i o tym powiedzieć. Matka panikuje, ja krzyczę. Już chciała zgłosić zaginięcie na policji.
-Przepraszam...-powiedział, ze skruszoną miną. Nie sądził, że jego rodzice tak zareagują. Doskonale wiedział, że bardzo go kochali, w końcu był ich jedynym dzieckiem, ale...To było tylko kilka godzin...
-Ech. Co my z Tobą mamy...Dobra, zapominamy o tym, ale następnym razem pamiętaj o informowaniu nas.
-Dobrze...-pokiwał głową i zaparzył herbatę, dla siebie i dla swojej mamy. Przejął jeden kubek, po czym szybkim krokiem ruszył do swojego pokoju. Z szafki wyjął suche ubrania, a później udał się do łazienki.
Po przebraniu się i wysuszeniu, na powrót wrócił do pokoju. Usiadł przy biurku i wyjął z torby kilka podręczników. Co chwilę popijając przygotowaną wcześniej herbatę, zaczął się uczyć. Wbrew pozorom nie przychodziło mu to z łatwością, dlatego też każdą wolną chwilę, starał się poświęcać nauce. Po dłuższym czasie, zwyczajnie zasnął. Jego organizm był wykończony, zarówno fizycznie jak i umysłowo. Trening, a potem jeszcze nauka...To dość duży wysiłek, nieprawdaż? Obudził się w dość obszernej sali treningowej. Było cicho...Cicho i zimno...Jednak stan ten nie utrzymywał się długo. Nagle chłopakowi zrobiło się duszno, a po ciele spłynęły krople potu. Na karku pojawił się czarny ręcznik, a zamiast w piżamę, Tetsuya ubrany był w krótkie spodenki, oraz szarawą koszulkę na ramiączkach. Wziął głęboki wdech. Usłyszał pisk butów, po czym odruchowo delikatnie uniósł głowę w górę.
-Oi, Tetsu żyjesz? -zapytała odrobinę rozmazana postać tuż przed niebieskowłosym.
-Aomine..kun...
-Tetsu, coś nie tak? -spytał Daiki kucając przed nim. Kuroko był zdezorientowany. Przez cały czas zadawał sobie jedno i to samo pytanie: "Co się dzieje..?".
Ciemnoskóry chłopak przyłożył dłoń do jego czoła. Wyglądał na zmartwionego. Jednak po chwili uśmiechnął się lekko, jakby pobłażliwie -Ty nigdy się nie zmienisz, co?
Tetsuya nie wiedział co odpowiedzieć. Pokręcił głową z dezaprobatą po czym odwzajemnił uśmiech. Daiki wyciągnął rękę ku przyjacielowi, aby pomóc mu wstać. Zaczęli grać razem, jak za starych czasów. To było cudowne. Jednak...W pewnym momencie...na boisku pozostał tylko Kuroko. Piłka, którą dotychczas trzymał Aomine, odbiła się od parkietu, a dźwięk temu towarzyszący rozniósł się echem po całym pomieszczeniu. Po chwili przeważająca martwota dała się chłopakowi we znaki. Przerażony i odrobinę zdezorientowany karzełek, rozejrzał się nerwowo dookoła. Po plecach przeszły mu ciarki, gdy do uszu dobiegł go słyszany jeszcze niedawno głos. Odwrócił się, a błękitnym oczom, na powrót ukazał się Daiki Aomine. Lecz czy aby na pewno..? Głos, fryzura, karnacja i postawa...Pozostawały te same. Wyjątkiem były oczy, oraz wyraz twarzy chłopaka. Wystarczyło jedno perfidne spojrzenie z jego strony, aby ciało Tetsuyi zadrżało. Na myśl nasuwało mu się jedno, jedyne pytanie: "Kim jesteś..?".
Ciemnoskóry zrobił krok naprzód, zmniejszając dystans pomiędzy sobą, a niebieskowłosym. Znacznej wielkości dłoń, zacisnęła się na bladej, kościstej ręce, ściskając ją coraz to mocniej. Wyższy zaśmiał się, ukazując śnieżno białe zęby, a w kobaltowych tęczówkach, pojawił się przerażający błysk.
-Tetsuya! Tetsuya! -usłyszał odrobinę stłumiony głos, po czym błyskawicznie podniósł się do pozycji siedzącej. A więc zasnął? Ale przecież się obudził..Może to kolejny sen? A może nie? Sam już nie wiedział...Wstał z podłogi, na której raczył wylądować zaraz po oddaniu się w opiekę Morfeusza i podszedł do drzwi, które chwilę później otworzył.
-Tak mamo?
-Kolega do Ciebie przyszedł! -krzyknęła kobieta, a w jej głosie można było wyczuć nutkę radości. Nie dziwne to zjawisko, w końcu do jej syna mało kto przychodził. Jak już, to tylko po to, aby robić projekty do szkoły.
-Kolega..? -zapytał sam siebie. Po schodach na górę wszedł ów gość. Wysoki, bynajmniej wyższy od Kuroko, chłopak o czerwonokrwistych włosach i dwukolorowych tęczówkach z nożyczkami w ręku. Ubrany w elegancki, szarawy garnitur. Nie było wątpliwości, to nie był nikt inny jak sam Akashi Seijuro, były kapitan Pokolenia Cudów. Młodzieniec o sadystycznych zapędach i gniewnej naturze, aczkolwiek niektórymi czasy życzliwy, oraz empatyczny.
-Witaj, Tetsuya -przywitał się z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Dobry wieczór, Akashi-kun...Co Ty tu robisz?
-Co tu robię? Dobre, aczkolwiek zbędne w tej sytuacji pytanie. -odpowiedział, lekko marszcząc brwi.
-Ale chyba mam prawo wiedzieć..
-Niekoniecznie. Pomyśl sobie że mnie tu nie ma. Ja się tylko u Ciebie kimnę.
-Kimniesz?
-Tak, masz ku temu jakieś obiekcje? Tetsuya?
-Powiedzmy, chciałem się pouczyć...
-To się pouczysz. Ja będę polerował nożyczki -wzruszył ramionami i nie czekając na zgodę właściciela, wszedł do jego pokoju.
Kuroko spuścił głowę i pokręcił nią zrezygnowany. Akashi w jego pokoju...To nie do pomyślenia. Jak tak na to spojrzeć, to zwykle przebywali u Seijura, a nie na odwrót. Więc co się stało, że tym razem tak nie było? Niższy chłopak usiadł na łóżku, tuż naprzeciwko przyjaciela. Smukłymi palcami przeczesał błękitne kosmyki, Przejmował się nie tylko przybyciem Akashiego, ale i swoim snem. O ile można go było tak nazwać...
-Coś nie tak, Tetsuya? -spytał czerwonowłosy, uporczywie wbijając wzrok w niebieskie tęczówki.
-Co się stało, że tu przyszedłeś?
-Pokłóciłem się z ojcem, bo chciał na siłę znaleźć mi narzeczoną. Rozumiesz to? Licealiście. Narzeczoną.
-Och...Nie zapytał Cię o zdanie..?
-Nie, tylko z góry poinformował mnie o swoich planach. Do tego po fakcie dokonanym. Przyprowadził do domu jakąś wytapetowaną prostytutkę.
-Chyba kobietę lekkich obyczajów...Ale wątpię, aby Twój ojciec wybrał kogoś takiego...
-Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale jej twarz wyraźnie do mnie przemówiła.
-Rozumiem...-pokiwał głową, wzdychając ciężko. Był w stanie zrozumieć gniew przyjaciela, jednakże jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Siedzieli chwilę nic nie mówiąc. Milczenie przerwał nikt inny jak czerwonowłosy sadysta.
-Nie tylko to Cię trapi, prawda? -spytał, a niebieskooki uniósł lekko głowę w górę. W dalszym ciągu milczał, rozmyślając jeszcze chwilę nad wszystkim.
-Ja...Miałem naprawdę d-dziwny sen...-wydukał cichutko.
-Sen? -uniósł specyficznie brew w górę.
-Tak...
-O czym? Czyżby miał związek z inwazją zabójczych nożyczek z kosmosu?
-Akashi-kun...-sarkastyczne docinki czerwonowłosego nie były na miejscu..A może mówił to co myślał? To było możliwe...
-Ale tak na poważnie, czego dotyczył? -ponowił swe pytanie, tym razem jednak na twarzy gościła powaga.
Tetsuya wziął wdech, po czym spuszczając głowę w dół zaczął opowiadać. Emocjonował się coraz bardziej, z każdym wypowiedzianym słowem, a błękitne oczy jakby zachodziły mgłą, którą rozpraszały krople napływających łez. Akashi nie mogąc patrzeć na to, jak jego przyjaciel męczy się z napływem negatywnych emocji, przytulił go. Dlaczego? Możliwe, że to był odruch...Najzwyczajniejszy odruch, spowodowany wzbudzeniem w czerwonowłosym współczucia. Co zdarzało się bardzo rzadko. Drobniejszy chłopak zacisnął dłoń na marynarce Seijura i przygryzł wargę.
-C-chciałbym...Aby Aomine-kun , był taki jak kiedyś...-wydukał z siebie, próbując powstrzymać łzy.
-Nie zapominaj o tym, co Ci zrobił. To niewybaczalne..-upomniał chłopaka, głaskając go po głowie, aby choć trochę go uspokoić. Z całego serca nienawidził ciemnoskórego licealisty, podobnie jak i reszta Pokolenia Cudów, za to co ten zrobił ich Tetsuyi. Niebieskooki odsunął się i szybko otarł łzy.
-Akashi-kun...A Ty, zamierzasz znaleźć sobie dziewczynę? -spytał, aby odstąpić od poprzedniego tematu.
-Dziewczynę? Hah, Tetsuya...Jestem pewien, że już kiedyś Ci to mówiłem, ale mogę powtórzyć. Żadna kobieta nie jest mnie warta. Resztę życia spędzę z moimi nożyczkami. -zaśmiał się czochrając błękitne włosy przyjaciela. Nie bardzo spodobało mu się to, że Kuroko próbował odskoczyć od tego co miało miejsce chwilę wcześniej. Jednakże po części rozumiał, dlaczego to zrobił. Chwilę "beztroski" przerwał dzwonek w telefonie. Urządzenie należało do Tetsuyi który najwyraźniej nie miał ochoty sprawdzać, kto do niego napisał.
-Nie sprawdzisz od kogo?
-Sam nie wiem...-wzruszył ramionami, wzdychając przy tym.
-I tak w końcu będziesz musiał to zrobić -stwierdził, zaczynając polerować nożyczki. Niebeskowłosy wpatrywał się w telefon trzymany w dłoni. Ostatecznie postanowił odczytać wiadomość. Jednak już chwilę po jej ujrzeniu, świat jakby stanął w miejscu.
-Aomine-kun...-wyszeptał cicho, aby tylko dla niego te słowa były słyszalne. Jednak nazwisko które wypowiedział, obiło się również o uszy Seijiura, który natychmiastowo zmarszczył brwi. Jednakże szybko opanował się, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Wstał, poprawił marynarkę i podszedł do drzwi.
-Tetsuya, zaraz wrócę dobrze? Muszę wykonać telefon. -poinformował przyjaciela i opuścił pokój. Szybko zszedł po schodach i wyszedł przed mieszkanie do ogrodu. Z kieszeni spodni wyjął dość nowoczesny telefon. Wybrał numer, zadzwonił. Na odzew z drugiej strony czekał około 5 minut. Nikt nie odebrał. Ponowił czynność. Tym razem pod drugiej stronie usłyszał wyczekiwany, lekko wyniosły głos, co nawiasem mówiąc nie bardzo mu się spodobało. Żyłka na jasnej skroni zaczęła delikatnie pulsować.
-Kagami Taiga, mam dla Ciebie wiadomość.
-Ty? Dla mnie? Serio? -dopytywał z niedowierzaniem.
-Wiesz, jak bardzo Cię nienawidzę prawda? Jednak...Na pewno mniej niż Daiki'ego, który dziś skontaktował się z Tetsuyą.
-Aomine..?
-Owszem. Nie wiem czy wiesz, do czego doszło w czasach gimnazjum, jednakże...Zdaje sobie sprawę z tego, że darzysz mojego przyjaciela szczególnym uczuciem. Nie pozwól, aby odszedł.
Tym oto dekretem zakończył rozmowę. Odchylił głowę do tyłu, przymykając powieki. Rozkoszując się błogą ciszą wziął wdech. Delikatny powiew wiatru rozwiał czerwone jak krew włosy, oraz materiał szarawej marynarki. Czyżby właśnie zaczęło się coś...Do czego nigdy dojść nie powinno? 

poniedziałek, 28 września 2015

Eren x Levi (xErwin?)

To dla niego
Tak więc..um, jakby tu zacząć..Pytałam was, który paring byłby lepszy, niestety jak na złość, wraz z komentarzami i głosami poza nimi...REMIS. Czemu..? ;-; Dlaczego ;-;
Takie pytania kłębiły mi się w główce, standard...;-; Ale pewnego pięknego wieczoru, do-doznałam olśnienia...Bo w końcu, nie musi chodzić tu tylko i wyłącznie o miłość, prawda? W sumie powinno...
Ale co miałam zrobić..? ;-; Nie chciałam zawieść, ani fanów paringu Eren x Levi, ani
fanów Erwin x Levi...Dlatego też powstało to, co powstać niekoniecznie musiało...;-;
Ale przynajmniej ujęłam to co...to co chciałam..? ;-; Miałam tę fabułę do Erwin x Levi. Ale postanowiłam to jakoś inaczej połączyć...Gomene za ten z lekka..um..nieogarnięty wstęp ;-;
Tak czy inaczej, napisałam, załamałam się i siedzę za łóżkiem, czekając na waszą opinię ;-;
Zapraszam do czytania...;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Świat jest okrutny. Każdego dnia, ocieramy się o śmierć. Walczymy z chorobami, toksynami, katastrofami globalnymi...Dochodzi również do wojen domowych i nie tylko. Jednak największym niebezpieczeństwem dla siebie, jesteśmy my sami. Mówią, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Dlaczego więc nie uchwycił również klejnotu, który drzemać powinien w sercu? Chodzi tu głównie o dobroć, miłość, a także o akceptowanie siebie nawzajem i empatię. To niby niewiele, a jak dużo by zmieniło...
Uśmiechając się delikatnie pod nosem, wysoki brunet trzymał rękę niższego mężczyzny w dłoniach. Uczucie jakie towarzyszyło mu w tej chwili, było nie do opisania. Miłość, którą obdarzył tą osobę, była ogromna. W najśmielszych snach, nie wyobrażałby sobie, że Levi odwzajemni jego uczucia. Jego twarz, która dotychczas wyrażała zero ekspresji, w tej chwili ukazywała nikłe szczęście. Lekki, lecz szczery uśmiech na bladej jak śnieg twarzy utrzymywał się przez cały czas. Drobne ciało wtulające się w odrobinę masywniejszego chłopaka, było zimne. Zimne nie od chłodu panującego na zewnątrz. Po prostu zawsze takie było. Kościste ręce oplotły się wokół szyi wyższego, a głowa oparta została o jego klatkę. Jaeger objął ukochanego w pasie, opierając się brodą o głowę czarnowłosego. Było tak przyjemnie. Tak ciepło, tak miło. Na wrażliwej skórze niższego mężczyzny, zaczęły lądować drobne płatki białego puchu. Delikatne małe kryształki lodu, połączone w niesamowicie urodziwe dzieło sztuki. W kobaltowych tęczówkach odbiło się światło włączających się latarni, powodując natychmiastowe przymknięcie jednej z powiek. Brunet odsunął się odrobinę od aktualnego obiektu zainteresowania, przekierowując wzrok w niebo. Kąciki jego ust w dalszym ciągu uniesione były ku górze, a ręce spoczywały na dłoni czarnowłosego. Na powrót spoglądając w oczy ukochanego, przekrzywił lekko głowę w bok. Zdając sobie sprawę z tego, że mężczyźnie jest coraz zimniej, w dalszym ciągu trzymając jego dłoń ruszył w stronę przystanku autobusowego. Nie zwracając większej uwagi na ludzi ich obserwujących, usiadł na ławce obok przystanku, a tuż obok, miejsce zajął Levi. Wydawał się być naprawdę zmęczony...Jednak nie było to nowością, a standardem. Codziennością. Podobnie jak jego złe samopoczucie. Eren wpatrywał się w dal, jakby było tam coś wartego uwagi. Choć uśmiech nie znikał z jego twarzy, w sercu panował niepokój i strach. Bał się. Sprowadził nie dość że na siebie, to jeszcze i na swego ukochanego, wiele problemów.
-Levi...przepraszam Cię -powiedział patrząc w dół.
Ackerman westchnął jedynie, przekierowując wzrok gdzieś w bok. Może i powinien był coś powiedzieć, lecz co mógłby..? Nie potrafił ująć w słowa, tego co czuł...
-Levi, proszę powiedz coś..-wyszeptał lekko marszcząc brwi, lecz jego partner w dalszym ciągu milczał. Brunet zacisnął mocniej pięść i przygryzł delikatnie wargę -Levi do jasnej cholery, nie jesteś na mnie zły?! -krzyknął w końcu, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.
-....jestem. -odpowiedział, w dalszym ciągu jednak nie utrzymywał kontaktu wzrokowego z Erenem.
-Więc czemu jesteś taki spokojny...? Przecież oni mogli Cię zabić! -zerwał się na równe nogi i potrząsnął ciemnowłosym mężczyzną, który najwyraźniej nie przywiązywał do tego większej wagi.
-Nie zrobili tego, więc o co ten raban?
-Ale mogli! Czy Ty nie rozumiesz powagi sytacji?!
-Po pierwsze, zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem. To ja tu jestem straszy. Po drugie, nie wydzieraj się na ulicy. A po trzecie...Rozumiem powagę sytuacji, aż za dobrze. Pomijając jednak ten fakt...Dlaczego wracasz do wydarzeń z przed paru dni? Mieliśmy o tym zapomnieć, a później razem wymyślić rozwiązanie, nieprawdaż?
-Levi do cholery..!
-Eren, irytujesz mnie. -skwitował i obrócił się tyłem do szczeniaka. Nie miał ochoty dalej ciągnąć tej dyskusji, która i tak nie doprowadziłaby ich do czegoś sensownego. Po paru minutach nadjechał wyczekiwany przez nich autobus. Nie odzywając się już do siebie przez całą podróż, wpatrywali się w okna.
A wszystko zaczęło się miesiąc temu, może więcej? Eren uzależnił się od hazardu. A to karty, a to jakieś automaty. Wszystko to wydawało się być miłym dodatkiem do życia. Jednak czy aby na pewno? Sam Jaeger nie potrafił dostrzec problemu, aż do tej pory. Najpierw przetracanie swoich własnych, a później również cudzych pieniędzy. Zapożyczanie się u obcych ludzi i rosnące długi z odsetkami każdego dnia. Ackerman, który nie był świadom tego co się dzieje, nie potrafił pomóc. Pewnego dnia jednak przyłapał swojego chłopaka na gorącym uczynku. Tym razem Eren grał w gry internetowe za pieniądze. Przetracił naprawdę sporą sumę. Para skłócona była ze sobą długi okres czasu. Brunet jednak zamiast zaprzestać swoich działań, dalej uprawiał hazard. Nie wyszło to na dobre, lecz to chyba oczywiste. Sprawiało mu to wielką przyjemność, frajdę. Swego rodzaju atrakcja z haczykiem...Dopiero kilka dni temu, seledynowe oczy dostrzegły to co ich właściciel spowodował. Wierzyciele, którym Jaeger winien był sporą ilość pieniędzy, porwali Levi'ego. Grozili zabiciem zakładnika, jeżeli brunet nie zwróci długu wraz z odsetkami. Na szczęście jednak, policja w porę zareagowała. Czarnowłosemu nie stało się nic, prócz otrzymania paru siniaków i zadrapań. Sprawa przycichła, ale dług pozostał, a mężczyźni wysyłali do Erena listy z pogróżkami. Chłopakowi nie pozostało nic innego jak poddać się jakiejś pracy, przynajmniej na pół etatu. Zarobki marne, ale zawsze coś. Każdy grosz się liczył. Jednak większość zarobionych przez parę pieniędzy, przekazywana była na terapię bruneta. W końcu trzeba było zacząć walczyć z uzależnieniem. Tak więc co by nie zrobili, zawsze wracali do punktu wyjścia...

****

-Więc mówisz, że masz duże problemy finansowe? -spytał Armin patrząc w seledynowe zapłakane oczy.
-Ta...A Levi się do mnie nie odzywa...A już prawie go udobruchałem! -lamentował, co jakiś czas ocierając łzy o rękaw białej koszuli swego przyjaciela, który nawiasem mówiąc, miał już tego serdecznie dość. Nie po to suszył ją rano, aby ponowić tą czynność wieczorem.
-Eren...J-ja sądzę, że powinieneś z nim porozmawiać na spokojnie...-stwierdził odsuwając się odrobinkę od bruneta.
-Próbuję od dobrych paru tygodni! Ach..ja już nie daje rady.
-Nawarzyłeś piwa, to teraz powinieneś je wypić...
-Armin doskonale wiesz, że ja nie rozumiem tych Twoich metafor czy co to tam jest...
-Prościej ujmując, musisz ponieść konsekwencje swojego postępowania. Ech...Wiesz..M-mam zaoszczędzone 5000...Może to niewiele...ale zawsze coś, racja?
-Co Ty chcesz przez to powiedzieć..?
-No...pożyczę Ci tą kasę -powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Blond włosy rozwiał silny powiew wiatru.
-Ale...Te pieniądze..Nie miałeś ich przeznaczyć na studia? I na remont w domu..?
-No niby tak, ale studia mogą poczekać. Jeżeli chodzi o remont...Jean powiedział że sam się tym zajmie. -stwierdził wzruszając lekko ramionami. Widać jednak było, że blondynowi wcale nie łatwo było podjąć tą decyzje. Kąciki bladych ust niższego unosiły się ku górze, a wzrok skierowany był w stronę Erena. Ten zaś wpatrywał się w chodnik. Miał się zgodzić? Czy może raczej odmówić, aby przyjaciel spełnił swoje marzenia? Z jednej strony, te pieniądze pozwoliły by brunetowi spłacić chociażby część długu...Ale z drugiej...
-Jesteś pewien...? -spytał niepewnie, przy okazji delikatnie przygryzając wargę.
-Owszem. Czego nie robi się dla przyjaciół -zachichotał cicho i wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wszedł w kontakty, wybrał numer i zadzwonił do Jeana. Poprosiwszy go, aby wypłacił z konta zaoszczędzone 5000 rozłączył się. Nie musiał tłumaczyć dla kogo i z jakiego powodu. Doskonale znał sytuację finansową seledynowookiego idioty. Może nie spodziewał się tak do końca, że Arlert odda właśnie swoje pieniądze, ale cóż...Blondyn z powrotem schował urządzenie do kieszeni spodni, po czym skierował wzrok ku niebu. Ze swym przyjacielem nie zamienił już ani słowa. Po paru minutach ciszy, oznajmił że powinien już iść do pracy, więc kulturalnie pożegnał się i odszedł. Brunet znów został sam. Sam ze swoimi myślami. Już sam nie wiedział, dlaczego on właściwie tak bardzo kochał hazard. Przecież nigdy nie udało mu się wygrać, więc czemu zawsze liczył, że może następnym razem mu się poszczęści? To było bez sensu. Jak tak na to spojrzeć, Armin cały czas mu to powtarzał...
-Ech..Szkoda, że nie posłuchałem go wcześniej...


****

Dzień od rana zapowiadał się nie za dobrze. Niska temperatura utrzymująca się już od kilku dni, wcale nie zamierzała wzrosnąć, wręcz przeciwnie. Może i zbliżała się zima, lecz opady śniegu i wspomniana już wcześniej niska temperatura, nie były częstym zjawiskiem w Japonii. Owa pogoda niestety nie ułatwiała nikomu życia. Ludzie musieli jakoś dojechać do pracy, dzieci dotrzeć do szkoły, a studenci na ważne egzaminy...W tym oto gronie znajdował się niejaki Levi Ackerman. 34-letni pracownik jednej z firm marketingowych. Zarobki w miarę na poziomie, ludzie nie spoufalają się ze sobą, a to było dla czarnowłosego najważniejsze. Cisza. Mógł wykonywać zleconą robotę w spokoju, bez słuchania wywodów starszych, a już tym bardziej młodszych "kolegów" z pracy. Po prostu robił co musiał. Czasami nawet pracował po godzinach, aby więcej zarobić. W końcu, wraz z Erenem, jakoś musieli pozbyć się tego długu. Jednak co mógł, za taką śmieszną pensję?
-Levi, słyszałeś już? -spytała Isabel związując rozczochrane włosy w dwie kitki.
-O czym?
-No o tym, że będziemy mieli nowego pana naczelnego~~! -zatrajkotała radośnie podnosząc się z krzesła.
-I co w tym fajnego? -zapytał, nie odrywając się jednak od dotychczas wykonywanej pracy.
-No bo ten Takeda był okropnym zrzędą! Przestarzała generacja! Teraz pewnie dadzą jakiegoś młodego~!
-Isabel, czyżbyś desperacko poszukiwała faceta? -do rozmowy wtrącił się Farlan.
-Zamilcz śmiertelniku! -krzyknęła, jednocześnie uderzając przyjaciela w głowę.
Podczas kiedy pomiędzy dwójką "dzieciaków" toczyła się zacięta kłótnia, Ackerman wykonywał zlecone mu zadanie. Projekt reklamy odzieży męskiej. Dość wyzywającej odzieży męskiej. I tu rodzi się pytanie. Czy coś takiego w ogóle istniało? Sam nie wiedział o tym, że ubrania dla mężczyzn mogą być tak...skąpe. Aż do tej pory...Cóż, robota to robota, przynajmniej kasa za to była. Jedyny plus tej pracy.
Tego samego dnia, faktycznie pojawił się nowy naczelny wydziału marketingowego. Wysoki blondyn o niebieskich oczach. Stanowczy i surowy...Naprawdę nieprzyjemny gość. Może to niezbyt wiarygodne, ale Levi, tak jak i reszta pracowników, bardzo się tym przejął. W końcu chodziło tu o jego nowego szefa. Relacje z nim musiały być dobre.

****

Po rozmowie z Arminem, Jaeger wrócił do domu. Rozsiadł się wygodnie na kanapie i włączył telewizor. W sumie nie bardzo obchodziło go to co w nim puszczali. Chodziło jedynie o "sensowne" spędzanie czasu.
Co chwilę przełączał programy, jeden po drugim, w poszukiwaniu tego jedynego. W rezultacie jednak westchnął głośno, wyłączył urządzenie i powędrował do kuchni w celu przygotowania sobie czegoś ciepłego do picia. Zaparzył herbatę, a później jak to miał w zwyczaju, stanął z nią w progu wejścia do mieszkania. Wypatrywał swojego partnera. Było już późno. Zaniepokoił go fakt, że Ackerman'a w dalszym ciągu nie było w domu.
-Może znowu został po godzinach..? -zapytał, a odpowiedzi oczywiście nie uzyskał. Stał tak jeszcze kilka minut, po czym wrócił do mieszkania i okrył się kocem. Na zewnątrz było okropnie zimno. Dobrze, że wcześniej przygotował sobie herbatę.
-A może zrobię jakąś kolację? Levi musi być okropnie głodny..-w dalszym ciągu rozmawiając ze samym sobą, co chwilę popijając gorący napój, myślał. Powinien coś przygotować? Czy może nie? Jego zdolności kulinarne nie były najlepsze...Zwykle to jego partner gotował. Po dość długich przemyśleniach, zdecydował, że jednak lepiej będzie, kiedy nie zbliży się więcej do kuchenki.

****
-Levi, pozwól jeszcze na chwilę -usłyszał za plecami, kiedy już szykował się do wyjścia. Wypuścił powietrze z płuc, lekko zdenerwowany. Niedługo odjeżdżał jego ostatni pociąg. Musiał się pospieszyć, aby zdążyć.
Odwrócił się, a kobaltowym oczom, ukazał się nikt inny jak Erwin Smith, nowy naczelny działu marketingowego.Mimo iż miał ochotę zwyczajnie wyjść, nie zwracając na niego większej uwagi...Poszedł za blondynem do jego gabinetu. Sam nie wiedział czemu. Tak dla zasady? W końcu pracownik podlega swojemu szefowi...
-O co chodzi? -spytał patrząc w błękitne oczy.
-Cóż, jest coś co mnie dręczy...
-Przykro mi, ale nie jestem psychologiem. Mogę już iść?
-Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi o to, że skądś Cię kojarzę...Znasz może chłopaka o imieniu Eren? Eren Jaeger.
Levi zaniemówił. Znał, znał aż za dobrze. Ale w tej chwili zastanawiało go jedno. Czyżby Erwin i Eren...znali się? Ale to byłoby mocno podejrzane.
-Tak, ale co to ma do rzeczy? -spytał marszcząc delikatnie brwi.
-Ach, więc dobrze skojarzyłem. -uśmiechnął się do siebie i podszedł odrobinę bliżej do ciemnowłosego pracownika.
-A mianowicie..?
-Hazard. Mówi Ci to coś? -jego uśmiech z delikatnego, zmienił się na szyderczy. Ackerman odruchowo cofnął się do tyłu i spojrzał na Erwina, jakby mówił: "Skąd o tym wiesz..?". To wszystko wydawało się być takie dziwne...Takie...niepoukładane...Dlaczego ktoś obcy, wiedział o ich problemach? -Zaskoczyłem Cię, prawda? Pewnie jesteś ciekaw, skąd posiadam takie informacje.
-Nie bardzo...-odpowiedział, choć tak naprawdę, bardzo go to ciekawiło.
-Haha, zadzierasz nosa co? A co gdybym...Pomógł wam spłacić długi?
-Stop. Znasz Erena, ale skąd wiesz o jego długach, co?
-Czyli jednak jesteś ciekaw. Cóż. Często bywam w salonie gier, do którego ten dzieciak przychodził.
-Uhm -czarnowłosy pokiwał lekko głową, że niby rozumie, ale tak naprawdę to...trudno było mu to wszystko przyswoić -Mam jednak pytanie.
-Pytaj.
-Powiedziałeś, że skądś mnie kojarzysz, ale ja nigdy w życiu nie widziałem Cię na oczy. Aż do teraz.
-Och, fakt. W gazetach było odrobinę głośno o Twoim zniknięciu -odpowiedział spokojnie blondyn, zaglądając do jednej z szafek. Wyjął stertę papierów, które najwyraźniej musiał po podpisywać.
-Aha...-faktycznie, po tym jak porwano Levi'ego, dziennikarze opublikowali wiele informacji na ten temat.
-Więc jak? Potrzebujecie pomocy, prawda?

****

Aby się nie nudzić, na powrót włączył telewizor, jednak jak na złość, nie leciało nic wartego uwagi. Oprócz bajek edukacyjnych dla dzieci. Nie było tajemnicą, że Jaeger z nudów, potrafił obejrzeć po kilka odcinków takich kreskóweczek. Bo co innego miał do roboty? Czekał jedynie na swojego partnera, który najwyraźniej wybrał wolność...Godzina 00:00, a Ackermana dalej nie było w mieszkaniu. Brunet powoli zaczął się poważnie martwić. Podniósł się z dotychczasowego siedziska, chwycił kurtkę którą wcześniej niedbale rzucił na kanapę i już miał wychodzić, kiedy drzwi do domu otworzyły się, a w ich progu pojawił się nikt inny jak Levi. Wszedł do środka, wcześniej otrzepując buty ze śniegu. Ściągnął szalik, szarawą czapkę i czarną przydługą kurtkę.
-Levi, gdzie byłeś? Martwiłem się o Ciebie! -krzyknął Eren patrząc w oczy mężczyzny.
-Nie ma o co. Jestem z powrotem, tak? -odpowiedział, po czym skierował się w stronę kuchni, aby zaparzyć sobie herbaty.
-No ale tak na poważnie, gdzie byłeś?
-W pracy. A gdzie miałbym być? -spytał specyficznie unosząc brew w górę.
-Z Tobą to się ciężko rozmawia...
-Cóż, jestem zmęczony. Idę się myć, a potem spać. Tobie też to radzę.
-Ja już się myłem!
-Akurat. Podejdź no mnie tu -wskazał palcem miejsce tuż przed sobą. Brunet posłusznie wykonał polecenie i podszedł do niższego mężczyzny.
-No i..?
-Chuchnij -powiedział spokojnie.
-A co Ty, alkomat..?
-CHUCHNIJ -zmienił ton głosu marszcząc brwi.
-O-okej...-ponownie zmuszony był do wykonania polecenia Ackermana. Kiedy chuchnął, wypuszczając powietrze z ust, Levi odwrócił się na pięcie i runął na ziemię. Brunet odruchowo zakrył usta dłońmi i przykucnął obok partnera. Ten powoli wstał, chwiejnym krokiem podszedł do lady, po czym otworzył okno i zaczerpnął świeżego powietrza. Tak, tego w tej chwili potrzebował. Kiedy doszedł już do siebie, skierował wzrok na wielkoluda.
-Eren, czy słyszałeś może o czymś takim jak pasta czy szczoteczka do zębów?
-A czemu nie? Wiem co to jest.
-A nie chciałbyś się z nimi bliżej poznać?
-Hę..?
-Jazda do łazienki szczylu, albo wepchnę Ci tą cholerną szczoteczkę do gardła. -powiedział stanowczo, marszcząc brwi. Przy okazji zacisnął też pięść. Nienawidził ludzi, którzy nie dbali o higienę osobistą. Z Erenem nie było jeszcze tak źle, wystarczyłoby go jedynie naprowadzić na dobrą drogę. Drogę ku czystości. Pełną środków dezynfekujących. Oj tak. Jaeger tymczasem siedział w łazience. No...może nie dosłownie. Szukał szczoteczki do zębów. Pasta była, ale bez szczoteczki nie da rady...
-No i co teraz? -zapytał sam siebie i westchnął głośno.
-Eren, w dalszym ciągu zanieczyszczasz środowisko?
-Levi?! J-Jak tu wszedłeś?!
-Otworzyłem wytrychem. Drzwi były otwarte, nie zamknąłeś ich. Mogę wiedzieć co Ty odstawiasz? Miałeś umyć zęby. To takie trudne?
-Nie mam szczoteczki!
-No i?
-To czym niby mam je umyć? Palcem?
-A znasz jakieś inne rozwiązanie? -uniósł specyficznie brew w górę, po czym wyszedł z łazienki. Seledynowooki ponownie westchnął i wycisnął trochę pasty na palec...

****

Następnego dnia, Ackerman tak jak każdego ranka, wstał i zaczął szykować się do pracy. Właściwie w nocy w ogóle nie spał. Za dużo spraw na głowie, ten cały stres dobijał go psychicznie. Do tego...Była jeszcze ta propozycja ze strony Erwina Smith'a. Nie podobała mu się, ani trochę. Jednak coś postanowić musiał, dlatego też rozmyślał nad tym całą noc, już miał odpowiedź. Wziął szybki prysznic, wypił herbatę, ubrał kurtkę, szalik i buty, po czym jak obowiązek nakazywał, wyszedł z domu.
W firmie pojawił się równo o 6:00. Zanim jednak zajął swoje stanowisko, udał się do gabinetu naczelnego wydziału marketingowego. Stanął na przeciwko wejścia, zapukał. Usłyszał pozwolenie na wejście, więc nacisnął klamkę i wszedł do środka.
-Och, to Ty. Chcesz czegoś konkretnego? -spytał Erwin patrząc na niższego mężczyznę.
-....Zgadzam się...
-Hm? Jeszcze raz, bo niedosłyszałem.
-Zgadzam się na Twoją propozycję...-ponowił odpowiedź przygryzając lekko wargę.
Blondyn zaśmiał się jedynie pod nosem, po czym podniósł się ze swojego krzesła obrotowego. Powolnym krokiem ruszył w stronę swojego pracownika. Wyciągnął rękę w jego stronę, gładząc blady, zimny policzek.
Drugą ręką objął mężczyznę w pasie.
-Kocham jedynie Twoje ciało, więc niczego więcej sobie nie wyobrażaj -szepnął mu do ucha ozięble, po czym przygryzł jego płatek. Na ten gest Levi wzdrygnął się odrobinę. Więc tak to miało od teraz wyglądać...?


****

Eren obudził się przed południem. Nad podziw wyspany. Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął leniwie. Rozejrzał się dookoła, przez chwilę siedział wpatrując się w jeden punkt przed sobą, a mianowicie w ścianę. Czy było tam coś ciekawego? Albo wartego uwagi? Nieszczególnie. Po prostu...Można powiedzieć, że chłopak zwyczajnie się zawiesił. W końcu jednak wstał i udał się do kuchni. Szybko przygotował sobie parę kanapek, którym tradycyjnie nadał miano swojego śniadania, a później tak jak podświadomość nakazywała, włączył telewizor.
-Same wiadomości~ Co to za telewizja...-westchnął głośno, biorąc do ust kanapkę. Po chwili usłyszał znajomą melodię. Dzwonił jego telefon. Chwycił urządzenie i odebrał.
-Halo?
-Dzień dobry Eren, chyba się już obudziłeś nie? -brunet po drugiej stronie słuchawki usłyszał głos Armina.
-Armin? Tak...Powiedzmy.
-Cóż, w każdym bądź razie...Dzwonię, żeby powiedzieć Ci, że jednak nie wypłaciłem tych pieniędzy. Przelałem je na Twoje konto.
-Ach, okej...Ale, na pewno nie będą Ci one potrzebne? Co na to Jean?
-Wam są potrzebne bardziej niż mnie. A Jean...Zgodził się, oczywiście po paru kłótniach...
-Kłótniach? Przecież mówiłeś mi wcześniej że zgodzi się bez problemu...
-No i tak było, ale później coś go ugryzło i...
-Aha...
-Nie martw się, tym. Jakoś go później udobrucham. Ja już kończę, tylko to chciałem powiedzieć. To, pa.
-Pa -odpowiedział i rozłączył się. Spojrzał w sufit. Arlert zawsze był taki uczynny i pomocny...Taki miły..
Niczego nie ukrywając, Eren musiał przyznać że blondyn bardzo pomógł. Choć kwota którą pożyczył był śmiesznie mała w porównaniu z kwotą do spłacenia, to jednak była. No i w jakiś sposób pomagała.
Bardzo cieszył się, że posiadał takiego przyjaciela.


****

Z gabinetu szefa wyszedł dopiero godzinę później. A może przebywał tam dłużej niż przypuszczał? To co tam przeżył, było okropne, obrzydliwe. Czuł się brudny...Każdy, nawet najostrożniejszy ruch, sprawiał mu ból. Zapach Erwina...Dalej był odczuwalny. Kiedy ten składał pocałunki na jego ciele, robił malinki i gryzł go...Kiedy sapał mu do ucha i powtarzał jego imię...Na samą myśl o tym, Levi'emu robiło się słabo i niedobrze. A to był dopiero początek...Dzień w pracy okropnie się dłużył. Na szczęście dobiegł końca. Aby uniknąć spotkania pana naczelnego, wyszedł wcześniej niż zazwyczaj. Idąc w stronę metra, jednym z ośnieżonych chodników, z kieszeni spodni wyjął plik pieniędzy.
-....-zacisnął powieki i przygryzł wargę. Schował pieniądze i ponownie ruszył naprzód.
Do domu wrócił o 22:00, co bardzo zdziwiło jego chłopaka.
-Co tak wcześnie?
-Tak wyszło...-odpowiedział ściągając kurtkę.
-Ej, to super! Możemy zjeść razem kolację! Choć może trochę na nią za późno...Ale co tam!
-Eren...Nie obraź się, ale jestem zmęczony...Miałem ciężki dzień.
-Och...No tak. Rozumiem, spoczko, odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Ackerman wyjął pieniądze otrzymane od Erwina i przekazał je brunetowi.
-He? Co to jest?
-Dostałem podwyżkę...-odpowiedział i poszedł do łazienki.
Od tamtego dnia, minęło sporo czasu. Levi sprzedając swoje ciało zarobił sporą sumę. Za każdym razem, otrzymane pieniądze przekazywał Erenowi, który zanosił je wierzycielom. Mężczyźnie wydawali się być usatysfakcjonowani tym faktem. Aż pewnego dnia...
-Levi, spłaciłem ten dług!!! -po mieszkaniu rozniósł się radosny krzyk Jeager'a.
-To super. Nareszcie jeden kłopot z głowy...-odpowiedział czarnowłosy, uśmiechając się delikatnie.
-To wszystko dzięki Tobie! Tak ciężko pracowałeś!
-Ta...To nic takiego...Ne, Eren. Pójdę się przejść -powiedział i zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, mężczyzna opuścił mieszkanie. Postanowił pospacerować trochę po parku. Ogarnąć się jakoś. Ciężko pracował, tak? Ciekawe...Krzątał się jakiś czas bez celu, aż w końcu usadowił się na jednej z ławeczek. Wpatrując się w dal bez żadnych emocji, w dalszym ciągu rozmyślał. Smith, w końcu da mu spokój, ale na jak długo? Poza domem spędził około kilku godzin. Było zimno, to fakt, ale w niczym to nie przeszkadzało.
Podjęcie decyzji o powrocie do mieszkania, było trudne, ale ostatecznie tak właśnie postanowił.
-Wróciłem...-powiedział wchodząc do środka budynku.
-Ale zaraz stąd wyjdziesz! -krzyknął zapłakany brunet.
-E-Eren, co Ci jest?
-Co mi jest...? To mi jest! -rzucił w niższego mężczyznę jakąś kopertą. Czarnowłosy wyjął z niej jakieś zdjęcia. Zdjęcia, których w ogóle nie powinno tam być. Źrenice kobaltowych tęczówek zmniejszyły się. Fotografie przedstawiały jego osobę, w trakcie współżycia z Erwinem...
-Eren, ja to wytłumaczę...!
-Nic mi nie musisz tłumaczyć...! Zwyczajna z Ciebie dziwka i tyle...!
-Eren..!
-Wynoś się! Nie chcę Cię tu widzieć...! -ponownie krzyknął, ocierając strumienie łez. Levi nie chcąc jeszcze bardziej komplikować sytuacji, zwyczajnie opuścił mieszkanie. Słowa Erena, bardzo go zabolały. Nie sądził, że chłopak kiedykolwiek tak się zachowa. To wszystko co przeżył, aby pomóc spłacić ten cholerny dług...To wszystko się nie liczyło..? Kiedy Smith mu to robił...Czuł się okropnie...Czuł się jak zwykły śmieć, jednak kiedy wracał do domu i przekazywał pieniądze temu szczeniakowi...Kiedy widział jego szczęśliwą twarz...To zupełnie wystarczało i było warte tego cierpienia. A teraz? To wszystko prysło jak mydlana bańka. Eren nie powinien się o tym nigdy dowiedzieć...Jednak tak się stało. Czasu nikt nie cofnie...
Szablon wykonała Nessa Daere.